Zgodnie z zapisami ustawy, która trafiła pod obrady Senatu, już niedługo nie będzie można robić zdjęć obiektów oznaczonych tablicami zakazu fotografowania. Będzie groziła za to grzywna, przepadek przedmiotu a choćby areszt.
Tablice mają się pojawić na obiektach infrastruktury krytycznej.
Infrastruktura krytyczna obejmuje systemy zaopatrzenia w energię, surowce energetyczne i paliwa, łączności, sieci teleinformatycznych, finansowe, zaopatrzenia w żywność, zaopatrzenia w wodę, ochrony zdrowia, transportowe, ratownicze, zapewniające ciągłość działania administracji publicznej, produkcji, składowania, przechowywania i stosowania substancji chemicznych i promieniotwórczych, w tym rurociągi substancji niebezpiecznych.
Oznacza to, iż zakazy mogą się pojawić na jednostkach wojskowych, dworcach, lotniskach, portach, urzędach, komisariatach, zakładach produkcyjnych i remontowych, szpitalach, autostradach, liniach kolejowych, mostach, tunelach, wieżach telekomunikacyjnych, elektrowniach, oczyszczalniach, spalarniach, składowiskach, zaporach, itd. Lista obiektów, które mogą zostać oznaczone jest długa. Wystarczy, iż dana instytucja wystąpi o tablicę z zakazem. Stanie się to prawdopodobnie ambicją większości z nich.
Zacznijmy od tego, iż każdy kto znajdzie się w rejonie oznaczonym tablicą, a u kogo zauważono telefon, będzie z automatu podejrzany. Pod znakiem zapytania stanie używanie komórki na dworcu, lotnisku, w pociągu, metrze, tramwaju a choćby w samochodzie. Idziemy chodnikiem w centrum Warszawy. Gęsto tu od urzędów. Naprzeciwko Łazienek jest KPRM, Ministerstwo Sprawiedliwości i budynek MON. Wzdłuż Alei Jerozolimskich ciągną się mosty, dworce i stacje metra. Prawie każdy przegląda w pociągu czy metrze komórkę. Tylko od interpretacji tego co robimy będzie zależało, czy odbiorą nam telefon. Zapanuje totalna uznaniowość. Temu zabieramy a temu nie. Albo przyjmuje mandat albo zabieramy telefon. Nie ma bowiem prostego sposobu na sprawdzenie czy robiliśmy zdjęcia czy używaliśmy telefonu do rozmowy. Wygląda to podobnie. Można nagrywać w tle, robiąc coś innego, a choćby z wyłączonym ekranem. Odpowiednie aplikacje znajdziemy w Google Play.
Funkcjonariusz może w takiej sytuacji, nie wiedząc czy nagrywamy, zażądać odblokowania telefonu i pokazania galerii. Pomijam już prosty trick zapisywania zdjęć w innym katalogu. Bardziej zaawansowani gracze mogą fotki i video od razu przesyłać do sieci. Istnieją specjalne aplikacje, które zamieniają stary telefon w kamerę IP. Służą zwykle do monitorowania domu.
Prześlemy co prawda tylko kilka klatek na sekundę zamiast 30, ale to w zupełności wystarczy na nasze teoretyczne potrzeby. Po paru sekundach w cache aplikacji nie będzie żadnych śladów. Szykuje się kolejne udawanie, a ofiarami staną się przypadkowe osoby, które choćby nie muszą robić zdjęcia żeby stracić telefon.
Co z nowoczesnymi branżami? Miasta, zwłaszcza te duże, i ich okolice, są pełne obiektów infrastruktury krytycznej. Bez wypracowania sprawnego procesu certyfikacji, niemożliwe stanie się normalne funkcjonowanie Google View, parkingowej e-kontroli, kamer GDDKiA do sprawdzania warunków na drogach, ortofotomap, geodetów, architektów, planistów, pojazdów autonomicznych, videorejestratorów/go-pro/videorozmów oraz monitoringu. Zakaz to również duże problemy, jeżeli nie koniec, dla krajowych grup miłośników kolei i samolotów. Ta zmiana zakłóci działanie całych sektorów nowoczesnej gospodarki, cofnie nas cywilizacyjnie, w zamian za znikome zyski w bezpieczeństwie. Poważnie ograniczona zostanie także działalność dziennikarska. W przeszłość odejdzie możliwość sfotografowania toksycznych beczek z czerwoną wodą na składowisku Nitro-Chem(spółka pod kontrolą MON), podejrzanego o wylewanie ścieków do Odry Bumaru-Łabędy, pełnego kart wyborczych kupionych za jednego Sasina magazynu Poczty Polskiej, uciążliwych spalarni, protestu pod ministerstwem czy komisariatem. No chyba, iż popisowe zdjęcia z czymś w tle, będzie robił sam Minister albo jego kolega.
Czy nowy przepis utrudni życie szpiegom? Nie. Twierdzenie, iż szpiegów odstraszy wizja mandatu świadczy o braku rozsądku. Szpiedzy nagrywają z ukrycia lub idąc z duchem czasu, instalują mini kamery transmitujące obraz do sieci. A z Androidem jak widzieliśmy, też sobie poradzą. Chaos związany ze zmianą prawa na drakońskie i obłożenie organów ścigania setkami bzdurnych spraw, ułatwi im tylko zadanie. Wiadomo też, iż pogorszy się i tak stojące na niskim poziomie maskowanie obiektów. Bo nikt już nie opisze jego braku. Nikt też nie wspomni o listach nazwisk i telefonów pracowników MON, które od miesięcy widać było przez okno kilkadziesiąt metrów od wejścia do Centrali Służby Wywiadu Wojskowego. Niekompetentni nominaci, których władza nawsadzała do wielu instytucji, będą mogli spać spokojnie. Co dodatkowo ucieszy Rosjan. Oni dokładnie tego chcą. Udawania.
Jedyny zysk to ten, iż ta zmiana utrudni nieco pracę analitykom np. GRU lub SVR. W sieci będzie mniej zdjęć i filmów. Pamiętajmy jednak, iż głównym wskazywanym przez fachowców problemem były tysiące kamer samych państwowych instytucji, takich jak GDDKiA, czynnych miesiącami po wybuchu wojny. A nie informacje okazjonalnie wrzucane do sieci przez firmy czy osoby prywatne. To przy pomocy kamer GDDKiA ulokowanych na autostradach, można było liczyć transportowane na Ukrainę Kraby. A tu władza nie potrzebowała żadnej ustawy tylko rozumu i telefonu.
Skąd więc ten zakaz? Prawdopodobnie przyczyną jest krytyka instytucji państwowych ze strony dziennikarzy i rozwijającej się sceny audytu. Instytucje okazały się zupełnie nieodporne. Dyrektorzy, prezesi, generałowie, pułkownicy, wartownicy, ochroniarze, wszyscy odbierali pokazywanie faktów jako poniżenie. I wreszcie wychodzili u swoich feudałów z Nowogrodzkiej ten zakaz. Teraz będą mieli spokój. Tylko co to ma wspólnego z państwem i mediami na wzór zachodni?
Czy można stworzyć ustawę, która zajmie się problemem i nie wylewać dziecka z kąpielą? Moim zdaniem tak. Należałoby wprowadzić czasowy, dopóki nie skończy się wojna na Ukrainie, zakaz publikowania zdjęć zawierających wojskowe obiekty, pojazdy i personel. Takie rozwiązanie eliminuje problemy, które tworzy ustawa. Zdjęcia wojska to główny argument zwolenników zakazu. I nic więcej, żadne dworce, poczty, autostrady, centra miast. Osobie, która by coś takiego opublikowała groziłby mandat. W końcu każdy wie jak wygląda czołg czy transporter opancerzony, więc dowodzenie przed sądem, iż chodziło o zdjęcie z koleżanką a właśnie przejeżdżał pociąg z armatami, byłoby trudne. Ale przecież nie o to chodzi w tym zakazie Chodzi o uznaniowość.
Losy Ustawy można śledzić na stronie Sejmu.