Atak Pitbulla, czas reakcji Policji i prawo

2 dni temu

Parę dni temu jechałem rowerem po Płudach na Białołęce. W pewnym momencie moją uwagę przykuło zamieszanie. Około 30 kg bezpański Pitbull zagryzał małego psa. Właścicielka pieska krzyczała wzywając pomocy. Zatrzymałem się ja i jeden z kierowców. Przystąpiliśmy do działania.

Kilka solidnych kopniaków w głowę, niestety w miękkich Skechersach, co prawda za każdym razem przesuwało Pitbulla razem z ofiarą w zębach, ale poza tym nie robiło na nim większego wrażenia. W pewnym momencie kobieta z pobliskiej posesji wybiegła z dwoma łopatami, które wręczyła mi i kierowcy. Dopiero po dłuższej chwili na skutek okładania psa płaską stroną szpadla, odpychania(nie uderzania) ostrą, kolejnych kopnięć, zużycia na niego przez kierowcę opakowania gazu i pełnego magazynka gumowych kul z broni pneumatycznej oraz najzwyczajniej w świecie zmęczenia, puścił i oddalił się na kilkanaście metrów. Wszystko działo się na ruchliwej o tej porze ulicy Ołówkowej a przyglądał się temu rosnący korek.

Krążył teraz zziajany i oszołomiony szukając dojścia z powrotem. Stałem tam z łopatą do góry, zgodnie ze staropolską tradycją uzbrojony w narzędzie rolnicze, i pomyślałem sobie, iż chyba coś nie gra z dostępem do broni. W tym czasie za moimi plecami, choćby nie zauważyłem, kobieta zgarnęła pieska i poleciała do weterynarza, który jak się potem okazało musiał uśpić zwierzę. W międzyczasie została wezwana Policja.

Pozbawiony celu Pitbull zaczął się oddalać i biegać po okolicznych ulicach, szukając kolejnego psa. Zacząłem za nim jechać. Po jakiś 30 minutach zatrzymał się przy nim samochód. Okazało się, iż szukali go krewni właściciela, który był akurat na urlopie w Egipcie, a któremu nawiał z posesji spod opieki jego 60 letniej matki. W końcu kobieta, która go karmiła zjawiła się na miejscu i zaczęła go wiązać. Gdy zaczął się jej wyrywać jej krewni, najwyraźniej znając możliwości Pitbulla, wspięli się na pojazdy. Finalnie został wrzucony na tył busa i odwieziony na posesję. Uzyskałem od nich, nie bez problemów, dane właściciela i adres, ale na wszelki wypadek, pojechałem potwierdzić. Okazały się zgodne z prawdą. Wróciłem na miejsce zdarzenia w tym samym czasie gdy zrobiła to poszkodowana z niewesołymi wieściami. Przekazałem jej zdjęcia i dane właściciela, po czym pojechała złożyć zawiadomienie.

Apropo Policji. Pojawiła się po 40 minutach. Rozminęła się z sytuacją, ale wzięła dane świadków od zgłaszającej osoby. Przez te minuty kiedy coś się dzieje trzeba liczyć na siebie i innych obecnych na miejscu.

Później okazało się, iż ciut wcześniej ten sam Pitbull gonił jadących rowerami kobietę i jej 6 letniego syna. Zdołali ukryć się na mijanej posesji.

I teraz tak. Jak podał parę dni temu dziś główny portal Policji, aż 5 lat więzienia grozi 67-letniemu mieszkańcowi powiatu żuromińskiego, który jej zdaniem z wyjątkowym okrucieństwem znęcał się nad psem. Amstaff z sąsiedniej posesji kilkukrotnie z niej uciekał i rzucał się na spacerujące z nim psy. Mężczyzna zapowiedział właścicielce, iż następnym razem będzie się bronił. Jak zapowiedział tak zrobił. Gdy Amstaff znowu uciekł i zaatakował jego psy, zabił go siekierą. Jak skomentowała Policja „Przypominamy, iż każdy właściciel czworonoga ma obowiązek odpowiednio zabezpieczyć swoją posesję i dbać o to, by pies nie stwarzał zagrożenia. Jednocześnie żadne okoliczności nie usprawiedliwiają przemocy wobec zwierząt.” Mam z tym problem. Oczywiście są okoliczności, które usprawiedliwiają atak na zwierzę. Rasy niebezpieczne potrafią zagryźć psa w kilka minut a powstrzymywanie ich rękoma czy kopnięciami może co najwyżej spowodować przekierowanie agresji. Bo jak widać takie środki na nie nie działają w sensownym czasie. No chyba, iż ktoś nosi na co dzień wojskowe buty za kostkę.

Dobrze żeby MS lub Policja wypowiedziały się co wolno a co nie w takiej sytuacji. Bo na pewno czekanie na nią, co trwa, niczego ani nikogo nie uratuje. Paradoksem jest, iż właścicielowi Pitbulla z mojego przykładu grozi co najwyżej 1000 zł mandatu za wykroczenie i kilku tysięczne odszkodowanie w ramach sprawy cywilnej. A za daleko posunięta obrona może oznaczać odpowiedzialność karną.

Jestem autentycznie interesujący co można legalnie zrobić gdy bezpański pies, zwłaszcza rasy niebezpiecznej, zagryza innego. A nigdy nie wiadomo czy agresja nie przeniesie się za chwilę na właściciela lub świadków. Przy ataku na osobę jest to proste. Ale czekanie co się zdarzy to przecież ryzyko.

PS. W dyskusji na Twitterze znajdziemy blisko 350 komentarzy.

Wczoraj jechałem rowerem po Płudach na Białołęce. W pewnym momencie moją uwagę przykuło zamieszanie. Około 30 kg bezpański Pitbull zagryzał małego psa. Właścicielka pieska krzyczała wzywając pomocy. Zatrzymałem się ja i jeden z kierowców. Przystąpiliśmy do działania.

Kilka… pic.twitter.com/hZp2yIMR1f

— SluzbyiObywatel.pl (@SluzbyiObywatel) September 19, 2025

PS 2 Granice obrony przed psem narzuca art. 26 „kontratyp stanu wyższej konieczności”, a nie jak zwykle się przyjmuje, art. 25 „kontratyp obrony koniecznej”, który odnosi się do sytuacji gdy atakującym jest człowiek. Art. 26 zwalnia z odpowiedzialności karnej gdy „poświęcamy dobro, które nie przedstawia wartości oczywiście wyższej od dobra ratowanego”. Co rodzi problemy, gdy dojdzie do przesadnej interwencji. Np. gdy trudno udowodnić, iż atak bezsprzecznie zagrażał życiu innego psa. Vide opisana sytuacja 67 latka.

Przykład interwencji z użyciem broni. Ale to Czechy, w Polsce szpadel to luksus.

Idź do oryginalnego materiału