Przywódczyni francuskiej skrajnej prawicy Marine Le Pen zapewniła w czwartek, iż będzie walczyć o to, by móc kandydować w wyborach prezydenckich w 2027 roku; ostrzegła też swoich zwolenników przed próbami – jak to określiła – kradzieży tych wyborów.
Le Pen, która została skazana przez sąd pierwszej instancji za defraudację środków publicznych, co łączy się z zakazem udziału w wyborach, oświadczyła, iż „z energią” będzie prowadzić „walkę o sprawiedliwość”.
Dodała, iż w walce tej będzie jej towarzyszył Jordan Bardella, obecny przewodniczący jej partii – Zjednoczenia Narodowego (RN). Le Pen nie wspomniała o możliwości wysunięcia przez RN kandydatury Bardelli w razie, gdyby przegrała apelację od wyroku i nie mogła kandydować w 2027 roku.
Przemawiając przed zwolennikami skrajnej prawicy na tradycyjnym pierwszomajowym wiecu w Narbonie na południowym zachodzie kraju, polityczka wzywała ich, by reagowali na to, co nazwała próbami „skonfiskowania demokracji”. „Na wyborach parlamentarnych w 2024 roku skradziono wam zwycięstwo. Dziś chcą wam ukraść zwycięstwo w 2027 roku” – oświadczyła.
Przypomniała, iż „za rok, w 2026 roku, odbędą się wybory lokalne” (w marcu 2026 roku). „To one dadzą wam okazję, by powstać przeciwko zabiegom, aby skonfiskować demokrację” – oświadczyła.
31 marca sąd w Paryżu uznał Le Pen za winną w procesie dotyczącym fikcyjnego zatrudniania asystentów deputowanych jej ugrupowania w Parlamencie Europejskim. Sąd orzekł wobec polityczki zakaz – egzekwowany natychmiast – ubiegania się o stanowiska publiczne przez pięć lat. Le Pen została skazana na cztery lata pozbawienia wolności, w tym dwa w zawieszeniu, ale ta część kary nie wchodzi w życie natychmiast. Dodatkowo otrzymała karę finansową w wysokości 100 tys. euro. Le Pen odwołuje się od wyroku, a sąd apelacyjny zadeklarował, iż apelacja zostanie rozpatrzona przed wyborami prezydenckimi. (PAP)