
Choć morderstwo widziało ponad 30 osób to wszyscy przysięgli na krzyż, znakiem krwi i przyjęciem gotówki zobowiązali się do milczenia. To jednak nie scenariusz sensacyjnego filmu. To wydarzenia, które miały miejsce na ziemi świętokrzyskiej.
Zbrodnia połaniecka, zwana inaczej sprawą połaniecką, to nazwa jednej z najgłośniejszych zbrodni z czasu PRL. Jej motywem był rodzinny spór i pragnienie zemsty. Zbrodnia miała miejsce na szosie z Połańca do pobliskiej wsi Zrębin w wigilijną noc z 24 na 25 grudnia 1976 roku. Zginęły wtedy trzy osoby. W całej sprawie śmiertelnych ofiar pojawia się jednak więcej.
Źródłem tragedii był spór pomiędzy dwoma rodzinami, który potęgował się przez wydarzenia z kolejnych lat. Nie była to pyskówka na drodze. W sporze doszło do gwałtu, aresztowania, śmierci i kradzieży, ale wszystkie te sprawy łączyła jedna rzecz: sprawca pozostał bezkarny.
Być może ta właśnie bezkarność sprawiła, iż jedna osoba „opracowała” plan zbrodni wykonanej przez całą rodzinę w obecności wielu osób. Aby zapewnić sobie milczenie świadków Jan Sojda, trzymając w rękach różaniec, przyjął od obecnych wspólną przysięgę milczenia. Każdy pocałował krzyż. Każdemu został agrafką przekłuty palec, a ślad krwi odbity na kartce, aby przysięga nabrała mocy. Każdy również otrzymał pieniądze – zapłatę za milczenie.
Co ciekawe, na potrzeby procesu przeprowadzono wizję lokalną podczas której próbowano odtworzyć przebieg wydarzeń. Wydarzenie zgromadziło tłumy gapiów, a w rolę pozorantów wcielili się funkcjonariusze ówczesnej Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Tarnobrzegu.
Zbrodnia została ostatecznie osądzona, ale potęga „zmowy milczenia” okazała się niezwykle silna. Jej kulisy przedstawiamy w podcaście „Kryminalne historie”.


