Straszenie zalewem imigrantów przez niektóre środowiska robi swoje. Mieszkanka wioski pod granicą z Litwą aż się śmieje, gdy opowiada o tym, jak rodzina z Polski do niej dzwoni i każe im się na noc zamykać. Albo radzi, iż może trzeba płot budować.
– Mówią, iż dzwonią, bo tak strasznie się denerwują. Ja mówię: "Nic się nie dzieje. My nikogo nie widzimy. Nie dzwońcie, żeby nas straszyć". My się naprawdę nie boimy. My tu normalnie żyjemy – mówi.
O tym, co się dzieje, rozmawiają z sąsiadami. – Wszyscy są spokojni. Niczego się nie boją. Nikt nie widział żadnego imigranta. Ludzie nie włączają świateł na noc. Nie zabezpieczają się w żaden sposób. Ale jak posłuchałam w telewizji, co o tym mówią, to pomyślałam: "Rzeczywiście, można zacząć się bać" – przyznaje.
To dominujące odczucia, z którymi spotykamy sie, rozmawiając z mieszkańcami tego regionu o wznowieniu kontroli granicznych i straszeniu imigrantami.
– Ja nie zauważyłam ani żadnego imigranta, ani żadnego problemu imigrantów. Nikogo nie widziałam. Mówi się o tym tylko w telewizji. U nas nic się nie dzieje. Wiadomo, iż jest to przykrywanie innych tematów – powtarzają się głosy na pograniczu.
Mieszkaniec: "Strachu, iż zalewają nas imigranci, na pograniczu nie ma"
Granica z Litwą liczy 104 kilometry. W okolicy jest wiele takich miejscowości. Tak jak sporo jest swobodnych przejść na Litwę, które nie są przejściami granicznymi. Słyszymy sporo opowieści o tym, iż rolnicy z Polski dzierżawią pola i łąki na Litwie i jeżdżą na nie polnymi drogami. Albo, iż ktoś jeździ zawodowo na Litwę i nie chce mu się jechać do przejścia granicznego, więc skraca sobie drogę i jedzie drogą gruntową, na skróty przez las.
– Gdy była pandemia, to pozamykali te drogi. Rolnicy bardzo się wtedy skarżyli, bo musieli traktorami 50 km jechać przez przejścia graniczne w Budziskach, czy Ogrodnikach, żeby zasiać zboże. Moim zdanim granica była wtedy bardziej strzeżona niż teraz – mówi inny z mieszkańców pogranicza.
Jak twierdzi, dziś wszyscy mieszkańcy dziwią się temu, co się dzieje wokół imigrantów.
– Ludzie dowiadują się z telewizji, co u nas za płotem się dzieje. Patrzą przez okno, ale żadnego zagrożenia nie widzą. Strachu, iż zalewają nas imigranci, na pograniczu nie ma. Sam jeżdżę na Litwę. Często wracam wieczorami. Nigdy nie widziałem imigranta, który próbowałby forsować granicę – mówi.
Ale zaznacza: – Imigranci przekraczali granicę z Litwą, przekraczają i będą przekraczać. Nie sądzę, żeby teraz było to coś nowego. Tylko kiedyś było to bardziej widoczne, niż teraz. Powiedziałbym, iż w latach 90. przechodziło tędy dużo więcej imigrantów niż teraz. Albo ich techniki się zmieniły. Albo po prostu jest ich teraz mniej i obrali inny kierunek.
Kontrole na granicy z Litwą: – Ona zawsze była ważnym miejscem przerzutowym
Przypomnijmy, tymczasowe kontrole zaczęły się w poniedziałek 7 lipca po północy i mają potrwać do 5 sierpnia. Na granicy z Litwą obejmują 13 punktów. W trzech na stałe prowadzona jest kontrola graniczna. To Budzisko, Ogrodniki oraz Trekiszki, gdzie wjeżdża pociąg.
– Niemal każdy z pojazdów jest w tych punktach stałych poddawany kontroli. Ruch odbywa się na bieżąco. Jest lekkie spowolnienie, ale utrudnień z powodu kontroli nie ma – mówi naTemat mjr Katarzyna Zdanowicz, rzeczniczka Podlaskiej Straży Granicznej.
Jak dodaje, nie po raz pierwszy na granicy z Litwą przywrócono kontrole tymczasowe.
– Mamy doświadczenie. Robimy wszystko, żeby nie utrudniać życia i funkcjonowania mieszkańcom oraz osobom, które przekraczają granicę. A jednocześnie dbamy o to, żeby zatrzymywać osoby, które nielegalnie chcą się dostać do naszego kraju – podkreśla.
Dotychczasowy efekt? Jeszcze tej samej nocy, tuż po rozpoczęciu kontroli na granicy z Litwą zatrzymano samochód, którym obywatel Estonii przewoził czterech nielegalnych imigrantanów, prawdopodobnie z Afganistanu.
A np. w środę 9 lipca Straż Graniczna skontrolowała ponad 5 tys. osób i ponad 2,6 tys. środków transportu. Zatrzymano 9 osób, w tym ośmiu odmówiono wjazdu na terytorium Polski.
– Wśród nich był jeden kurier, który przewoził cudzoziemców. Najpierw deklarowali, iż wszyscy są obywatelami Somalii. A potem wyszło, iż trzech z nich to Somalijczycy, a jeden Etiopczyk – mówi mjr Katarzyna Zdanowicz.
Jak dodaje, za wcześnie jeszcze, by oceniać dotychczasowe efekty kontroli i porównywać do tego, co było wcześniej.
"Granica z Litwą zawsze była ważnym miejscem przerzutowym", "Przemyt wzrósł trzykrotnie"
Tak naprawdę kontrole realizowane są tu zawsze.
– Granica z Litwą zawsze była ważnym miejscem przerzutowym. Zawsze mówimy, iż mimo iż jest to granica wewnętrzna UE, to nie znaczy, iż nie ma tu straży granicznej. Zawsze można spodziewać się tu zatrzymywania i legitymowania. Teraz przy kontroli tymczasowej to widać. Natomiast my zawsze tam byliśmy i zawsze zwracaliśmy na to uwagę – mówi mjr Zdanowicz.
Jak słyszymy, w ciągu roku przemyt nielegalnych migrantów wzrósł na tej granicy trzykrotnie. W tym roku zatrzymano ponad 250 takich osób. Głównie chodzi o imigrantów z Afryki, ale również z Afganistanu.
Dane na ten temat kilka dni temu przedstawiła "Rzeczpospolita". "Powód? Coraz trudniej pokonać granicę polsko-białoruską, została uszczelniona, więc – jak wskazują pogranicznicy – pojawił się szlak migracyjny właśnie na granicy z Litwą" – pisała 3 lipca.
Do tego czasu, jak przekazał gazecie starszy chorąży sztabowy Michał Bura z Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej, "w tym roku zatrzymanych zostało już 251 cudzoziemców, którzy nielegalnie przekroczyli polsko-litewską granicę, i tylu w ramach readmisji zostało przez nas odesłanych na Litwę. To więcej niż przez cały ubiegły rok, kiedy było ich łącznie 175".
Taki jest klasyczny schemat nielegalnego przekraczania granicy z Litwą
Podlaska Straż Graniczna już wcześniej informowała o zatrzymaniu kurierów.
– Były na przykład takie przypadki, iż kurierzy wysadzali imigrantów przy granicy, żeby przeszli polem, czy lasem. Przejeżdżali samochodem główną drogą, gdzie była kontrola. A potem przyjeżdżali w jakieś miejsce, żeby odebrać nielegalnych imigrantów i jechać dalej. Te kontrole odbywały w różnych miejscach – mówi rzeczniczka PSG.
Jedna z mieszkanek przygranicznej wioski przypomina sobie podobną sytuację sprzed dwóch lat: – Przyjechał ktoś ze Straży Granicznej i powiedział, iż gdzieś krąży jakiś samochód. A w okolicy może iść grupa, i iż mogą gdzieś do niego wsiąść.
Klasyczny schemat jest taki.
– Ci, którzy próbują przejechać przez granicę litewsko-polską prawdopodobnie nielegalnie dostają się z Białorusi na Litwę lub na Łotwę. Gdy zatrzymujemy kurierów, zeznają, iż odebrali cudzoziemców na Litwie lub wiozą ich z Łotwy. Czasami wiezieni są w bagażnikach. Albo jest ich więcej w samochodzie niż miejsc. Płacą za to. Z pełną świadomością nielegalnie przekraczają granicę, by się dostać na zachód Europy – opowiada Katarzyna Zdanowicz.
Kurierzy, jak mówi, są różnej narodowości. To Gruzini, Łotysze, Litwini, Litwini, Ukraińcy, zdarzają się też Polacy. Albo obywatele Mołdawii.
"Przewoził trzech obywateli Maroka i jednego obywatela Algierii"
Na przykład niedawno, w kwietniu, na drodze do Suwałk policja zatrzymała samochód, którym ukraiński kierowca przewoził czworo imigrantów z Afganistanu.
A 28 czerwca, funkcjonariusze Placówki Straży Granicznej w Sejnach zatrzymali do kontroli drogowej peugeota na łotewskich numerach rejestracyjnych. "Kierowcą był 41-letni obywatel Ukrainy. W pojeździe przewoził trzech obywateli Maroko i jednego obywatela Algierii. Pasażerowie nie posiadali przy sobie dokumentów uprawniających ich do wjazdu i pobytu na terytorium Polski" – podała w komunikacie Podlaska Straż Graniczna.
W tym samym komunikacie informowano o podobnym zdarzeniu 29 czerwca. Tym razem mundurowi z Rutki-Tartak zatrzymali dwa pojazdy. "Obywatel Litwy samochodem marki Hyundai przewoził 2 Marokańczyków, natomiast obywatel Polski samochodem marki Kia przewoził pięciu Somalijczyków" – przekazała PSG. Wszyscy pasażerowi mieli być odesłani na Litwę.
Mieszkańcy: "Kontrole to tutaj codzienność", "Dla mnie to żadne odkrycie"
Na okolicznych mieszkańców te doniesienia zdają się nie robić wrażenia. Ani w sensie statystyk, ani w ogóle wznowienia kontroli tymczasowych.
– Ja nie widzę różnicy. Według mnie nic się nie zmieniło. Kontrole na pograniczu były cały czas. Straż graniczna jeździła, latały drony. Jak jeździłem na Litwę, to zawsze straż zatrzymywała, sprawdzała bagażnik. Moim zdaniem teraz zostało to tylko bardziej nagłośnione przez telewizję, iż coś się dzieje. Ja mam wrażenie, iż Straży Granicznej jest tyle samo, co wcześniej – mówi młody mężczyzna.
– Kontrole to tutaj codzienność. Straż graniczna pracuje na granicy, więc wykonuje swoją powinność. Ja też widzę, jak raz, czy dwa razy dziennie przemknie koło mnie samochodem – wtóruje inny.
– Tu cały czas tak było. Były takie przypadki, gdy zatrzymywano imigrantów. Takie historie na pograniczu zawsze mają miejsce. Dla mnie nie jest to żadne odkrycie. Ale jeżeli chcą kontrolować granicę, niech kontrolują. Społeczeństwo powinno czuć się bezpiecznie. Tak jak my. Bo my naprawdę czujemy się tu bezpiecznie – mówi mieszkanka pogranicza.
"Zmieniła się taktyka. Inne nacje przekraczają granicę. Są inne czasy"
Słyszymy też opowieści, jak było kiedyś. Że ciemnoskórzy imigranci szli tędy w latach 80.: – Kobiety doiły krowy, dały im wody i szli dalej. Kogo złapano, to złapano. A kto poszedł, to poszedł. Ale szło ich więcej niż teraz i też było bezpiecznie. Nikt się nie bał.
Wspominają też lata 90.
– Wychowałem się przy samej granicy. Pamiętam, jak w wakacje wstawałem rano i widziałem, iż w pobliżu trawa była wydeptana do gołej ziemi. Normalnie to była ścieżka. Żeby wydeptać coś takiego, sporo osób musiało tędy przejść. Imigranci zostawiali ślady. Słyszało się też opowieści, iż ktoś był na grzybach i widział obcokrajowców, którzy wyróżniali się innym kolorem skóry. Kiedyś byli bardziej widoczni. Teraz niekoniecznie ich widujemy – mówi młody mężczyzna.
Mjr Katrzyna Zdanowicz też wspomina problem przed laty.
– Gdy zostałam rzecznikiem 10 lat temu, była ogromna fala Wietnamczyków. Byli przewożeni w różnych pojazdach. I kamperami, i w przyczepkach. W tej chwili w większości przypadków są to osoby z zaświadczeniami z ośrodków łotewskich dla cudzoziemców lub takie, które nielegalnie przekroczyły granicę i gdzieś czeka na nie kurier – mówi.
Mieszkanka pogranicza: "My jesteśmy obyci z wielokulturowością"
Przy granicy z Litwą słyszymy też, iż ludzie przyzwyczaili się do "innych" twarzy.
Na przykład Szypliszki. Miejscowość położona sześć kilometrów od przejścia granicznego Budziska. Jakby punkt tranzytowy tuż przy granicy.
– Tiry parkują tu, żeby zrobić zakupy, czy zatankować. W całodobowych delikatesach jest międzynarodowy ruch. My jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Zakupy robią i ludzie w turbanie, i ciemnoskórzy, i tacy, którzy mówią językiem, który jest nam zupełnie obcy. Płacą euro albo kartą, wszystko idzie bardzo sprawnie. Nikogo ich widok nie dziwi. To my się dziwimy, iż wszyscy się dziwią, gdy mówimy, iż u nas nic się nie dzieje – mówi jedna z naszych rozmówczyń.
– A my jesteśmy obyci z wielokulturowością i wielonarodowością. Dla nas jest to zwyczajność. My z nimi obcujemy na co dzień – dodaje.