Na początku tego roku Vladimir S. dowiedział się, iż partnerka chce zerwać ten związek. Nie podobało jej się bowiem, iż nadużywał alkoholu i bywał wówczas agresywny. Pomysł niezupełnie spodobał się Gruzinowi. Wieczorem 29 marca przyszedł do stolarni, był pod wpływem alkoholu. Za jakiś czas zaatakował nożem Rusłanę H., która miała przerwę w pracy.
Zadał jej trzy ciosy: jeden w okolice jamy brzusznej i dwa w lewe udo. Krzyki kobiety usłyszeli pracownicy i obezwładnili napastnika. Prawdopodobnie dzięki szybkiej interwencji kobieta przeżyła. Po zatrzymaniu Vladimir S. mówił policjantom, iż nie miał zamiaru pozbawiać życia swojej partnerki czy zrobić jej jakąkolwiek krzywdę. Zapewniał, iż ją kocha i nigdy nie czuł do niej nienawiści. Prokuratura nie miała wątpliwości, iż obywatel Gruzji miał zamiar dokonać zabójstwa i o taki czyn został oskarżony, za co grozi choćby dożywocie.
Przypadkowe ciosy?
Proces w tej sprawie zaczął się na początku września. Oskarżony potwierdził, iż rzeczywiście doszło do zdarzenia opisanego w akcie oskarżenia, ale – podobnie jak w śledztwie – stanowczo zaprzeczył, iż chciał zabić pokrzywdzoną.
– Dzień wcześniej Rusłana powiedziała mi, iż chce jechać do Warszawy, a później do Łodzi. Byłem trochę tym zdenerwowany, zaprotestowałem i ona obraziła się na mnie. Następnego dnia skończyłem pracę o godz. 16 i miałem odpoczynek. Rusłana wówczas zaczynała zmianę i pojechałem do stolarni. Podczas przerwy zapytałem ją, czy wszystko jest w porządku, czy nie jest na mnie obrażona. Odpowiedziała, żebym dał jej spokój i iż nie chce mnie już widzieć. To była jednak spokojna rozmowa, bez awantur.
Jak dalej wyjaśniał oskarżony, przez półtorej godziny był jeszcze w firmie. To wtedy miał wziąć z pomieszczenia służącego za stołówkę nóż, z którego zawsze korzystał, przygotowując sobie jedzenie.
– Zabrałem go stamtąd, bo chciałem postraszyć pokrzywdzoną. A później machałem nim przed nią i chyba przypadkowo uderzyłem. Po tym wszystkim nigdzie nie uciekałem, byłem na miejscu do czasu przyjazdu pogotowia i policji. Teraz bardzo tego żałuję i przepraszam. Ja już nigdy nic złego nie zrobię…
– Jakie były wcześniej relacje między panem a pokrzywdzoną? – chciał się dowiedzieć sąd.
– Nigdy nie było poważniejszych nieporozumień. Owszem, czasami dochodziło do wymiany zdań między nami, jak to w rodzinie. Wówczas byłem bardzo zdenerwowany, bo Rusłana wyszła z domu wieczorem i nie powiedziała mi dokładnie, gdzie idzie czy jedzie. To wywołało we mnie zazdrość.
– Czy groził pan pokrzywdzonej śmiercią?
– Nic takiego nie miało miejsca.
– Czy pił pan alkohol przed tym zdarzeniem?
– Dzień wcześniej 300 gramów wódki smakowej i jakieś piwo. A później już tylko coca-colę.
Krzyczał, podnosił rękę, ale nie uderzał
Zeznania składała Rusłana H., pokrzywdzona.
– Dwa lata ze sobą mieszkaliśmy, do czasu aż to się wydarzyło. Porozumiewaliśmy się po rosyjsku, bo oskarżony ten język zna. Rozstawaliśmy się i schodziliśmy, bo od pewnego czasu ten związek zaczął się psuć. Coraz częściej się sprzeczaliśmy, bo oskarżony pił alkohol i się awanturował. Był agresywny. I prawdą jest, iż tego dnia powiedziałam mu, iż już nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
– Jak się wówczas zachował oskarżony? – pytał sędzia Adam Barczak.
– Rozmowa dotyczyła tego, czy z nim zostanę, czy będziemy razem, i była niespokojna. Taka nerwowa i stresująca. Pewnie dlatego, iż Vladimir zrozumiał, iż jednak z nim już dłużej nie będę. Napadał na mnie i krzyczał tak, iż aż mi serce stanęło. Cały czas miał nadzieję, iż z nim jednak zostanę. Nie pamiętam, czy wtedy był trzeźwy, ale jak później przyszedł do mnie do zakładu, był już pod wpływem alkoholu. Przyszedł w kurtce, miał kaptur na głowie. Zobaczyłam też, iż w ręce trzyma nóż. Bardzo się wystraszyłam, a co było później, już kilka pamiętam. Zobaczyłam tylko, iż krew leje mi się z boku. Cofałam się, bo bałam się, iż trafi mnie w serce. W końcu upadłam i choćby nie wiem, kto odciągał ode mnie oskarżonego, kto mi pomagał.
– Czy oskarżony straszył panią kiedyś śmiercią?
– Były czasami takie sytuacje, gdy mówił, iż mnie zabije. Nie przywiązywałam jednak do tego wagi, bo myślałam, iż są to tylko puste słowa.
– Czym przejawiała się agresja oskarżonego wobec pani?
– Krzyczał na mnie i rękę podnosił, ale nie uderzał. To była taka słowna agresja. Robił tak po pijanemu, a cały czas pił. Jak go tylko coś zdenerwowało, od razu sięgał po alkohol. Tak z nerwów pił i był wybuchowy. Nie bałam się go jednak wcześniej, bo nie przypuszczałam, iż może coś takiego mi zrobić. Dodam, iż wobec innych nie był agresywny, raczej starał się być przyjacielski. Bardzo często żartował w pracy. Teraz mu wybaczam, ale niech Bóg to wszystko osądzi. Nie potrzebuję jednak nic od oskarżonego.
Prokurator Mariolę Maślany interesowało, skąd oskarżony wziął nóż.
– Sam go kiedyś kupił i używałam go do krojenia kiełbasy i mięsa. Można powiedzieć, iż był naszym narzędziem kuchennym. Ostatni raz widziałam go w kuchni w hostelu, gdzie mieszkaliśmy. Nie korzystałam jednak nigdy z niego w pracy, może oskarżony go przynosił?
W pracy był grzeczny i spokojny
Przed sądem stanęli też pracownicy zakładu stolarskiego, w którym doszło do zdarzenia. Świadek N.M.:
– Gdy pracowałem, usłyszałem krzyk pokrzywdzonej. Podbiegłem w jej stronę i zacząłem odciągać oskarżonego. Rusłana H. już wtedy leżała na podłodze. Z tego, co pamiętam, oskarżony kucał około metra od niej.
Świadek R.G.:
– Oskarżony był z dziennej zmiany, a ja z nocnej. Ale zapoznaliśmy się i byliśmy kumplami. W pracy zachowywał się zupełnie normalnie. Nie mam pojęcia, czy mieli się rozstać z pokrzywdzoną.
Świadek J.M.:
– Nic nie wiem na temat relacji oskarżonego z pokrzywdzoną, znałem ich tylko z pracy i nie mam pojęcia, czy byli w jakimś konflikcie. Oskarżony był w robocie bardzo spokojny, tylko od czasu do czasu sobie wypił. Raczej był wobec wszystkich bardzo grzeczny.
– Czy widział pan kiedykolwiek nóż, którym oskarżony zaatakował pokrzywdzoną?
– W tym pomieszczeniu gospodarczym i lakierni są jedynie noże do krojenia papieru i materiału. A ten użyty do zranienia widziałem tylko, jak leżał na podłodze obok pokrzywdzonej. Na pewno jednak on nie był z zakładu.
Kara: 15 lat pozbawienia wolności
Prokurator wnosił o wymierzenie oskarżonemu kary 15 lat pozbawienia wolności, obrońca zaś wnioskował o nadzwyczajne złagodzenie kary i skazanie jego klienta na trzy lata więzienia. Sam oskarżony w ostatnim słowie przeprosił nieobecną w sali sądowej pokrzywdzoną i oświadczył:
– Nie miałem zamiaru nikogo pozbawiać życia, nigdy nie miałem też problemów z prawem i policją i zawsze żyłem nabożnie. Zakochałem się w pokrzywdzonej i dalej ją kocham. Dwa lata żyliśmy razem i pracowaliśmy. Całe życie zresztą ciężko pracuję, nie jestem leniwy i nie wstydzę się, iż pracuję fizycznie, choć mam inny zawód. Mam dzieci, które wychowywałem od małego, bo nie mam kontaktu z ich matką. Obiecałem im dać wykształcenie – córka studiuje dziennikarstwo, a syn chce być lekarzem. Przyjechałem do Polski, żeby im to wszystko dać. Teraz wnoszę, jeżeli to możliwe, o łagodny wymiar kary. I, choć kocham pokrzywdzoną, nie będę się już do niej nigdy zbliżał i zrobię wszystko, czego ode mnie oczekuje.
Sąd nie miał wątpliwości, iż Vladimir S. dopuścił się zarzuconego mu czynu, i skazał go na osiem lat pozbawienia wolności. W ocenie sądu oskarżony działał z zamiarem pozbawienia życia pokrzywdzonej, zwłaszcza iż wcześniej już jej groził, iż ją zabije. Tego wieczora zadał kobiecie trzy ciosy nożem skierowane w okolice brzucha i lewego uda i nie było to żadne straszenie pokrzywdzonej, bo sprawca godził wówczas bezpośrednio w jej życie. Ostatecznie został powstrzymany przez inne osoby, jak również na skutek postawy obronnej samej pokrzywdzonej.
– W innym wypadku oskarżony zabiłby ją tym nożem na miejscu. Decyzję o ataku podjął po przemyśleniu. Takiego zachowania nic nie tłumaczy. Pokrzywdzona miała prawo według swojego uznania zakończyć związek z oskarżonym, zwłaszcza kiedy nadużywał alkoholu i bywał agresywny, ale i choćby bez takich powodów. Nie dała mu najmniejszych przyczyn do zaatakowania jej w tak brutalny sposób i godzenia w jej życie i zdrowie. Żadne deklaracje oskarżonego dotyczące uczuć do pokrzywdzonej ani jego specyficzna mentalność nie mogą tego usprawiedliwić – uzasadniał wyrok sędzia Adam Barczak.
Przy wydawaniu wyroku sąd wziął pod uwagę okoliczności łagodzące: uprzednią niekaralność oskarżonego oraz względnie poprawny sposób życia przed popełnieniem przestępstwa. Mężczyzna wprawdzie okresowo nadużywał alkoholu, jednak pracował na swoje utrzymanie, nie naruszał porządku prawnego i nie jest człowiekiem w znacznym stopniu zdemoralizowanym. Ważne też było stanowisko pokrzywdzonej, która oświadczyła na rozprawie, iż wybacza mu jego zachowanie. Wobec oskarżonego orzeczono także zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej na odległość mniejszą niż 100 metrów i bezpośredniego kontaktowania się z nią przez okres 10 lat od uprawomocnienia się wyroku. Ponadto mężczyzna zobowiązany został do naprawienia szkody poprzez zapłatę na rzecz pokrzywdzonej kobiety kwoty 10 tysięcy złotych tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Wyrok nie jest prawomocny.