1 marca 2024 zmarła 25-letnia Liza. Pięć dni wcześniej ta pochodząca z Białorusi mieszkanka Warszawy trafiła do szpitala po tym, jak w samym centrum miasta zaatakował ją, zgwałcił, a następnie pozostawił nieprzytomną na ulicy 23-letni mężczyzna. Dorian S. trafił do aresztu. Usłyszał zarzuty związane z usiłowaniem zabójstwa na tle rabunkowym i seksualnym.
Łatwo powiedzieć, iż za zbrodnię przy na ulicy Żurawiej w stolicy odpowiada jeden zwyrodnialec, który „wcale nie reprezentuje większości i normy”. Zabójca Lizy idealnie pasuje do rozpowszechnionego obrazka przemocy, w którym gwałt się przydarza, zaś przestępcy seksualni to wyłącznie obcy, czyhający na nas w krzakach faceci z marginesu, a nie na przykład partnerzy, koledzy czy członkowie rodziny.
Statystyki pokazują jednak, iż za większość gwałtów odpowiadają osoby znane wcześniej ofierze. Kto by jednak się pochylał nad nie aż tak palącym problemem, do którego – jak podają organy ścigania – nad Wisłą dochodzi „tylko” około 1,5 tys. raza rocznie?
Nie sugeruję, iż policjanci kłamią. Po prostu nie doszacowują skali zjawiska lub zniechęcają przetrwanki do składania zawiadomień. Żadna dbająca o swój komfort osoba nie zgłosi się na posterunek po to, by usłyszeć, iż pewnie prowokowała gwałciciela, była pijana albo założyła zbyt krótką spódnicę i fikuśne majtki, a tak w ogóle to mogła siedzieć w domu. Gorzej, jeżeli to w domu znajduje się gwałciciel, co jasno wynika z danych Niebieskiej Linii, która odnotowuje co najmniej 30 tys. gwałtów rocznie – w dużej mierze będących częścią przemocy w rodzinie.
Mimo to zaraz usłyszymy, iż nie ma co siać paniki moralnej. Przecież przypadek Doriana S. należy traktować indywidualnie, poza tym nie każdy mężczyzna gwałci, prawda? Ale każdy mężczyzna i każda kobieta żyją we wszechobecnej, rozpoczynającej się na „niewinnym” catcallingu, a kończącej na morderstwie kulturze gwałtu, która przekonuje, iż jemu seks się należy, a ona powinna się bać i mieć oczy dookoła głowy, bo w każdej chwili może siłą zostać do tego zmuszona. To w dodatku kultura, która rodzicom każe chronić córki, zamiast edukować synów, i która monetyzuje nasz strach, sprzedając różowe breloczki do kluczy z gazem pieprzowym i kursy samoobrony.
Nie każdy mężczyzna jest Dorianem, ale każda kobieta mogła znaleźć się na miejscu Lizy. Nie wszyscy policjanci i rządzący są mizoginami. Jednak każdy Polak i każda Polka musi funkcjonować w do bólu patriarchalnym i przemocowym kraju, w którym służby nie potrafią pomagać przetrwankom, ale je retraumatyzują, a państwo nie zapewnia nam rzetelnej edukacji seksualnej, codziennie urządza kobietom piekło i z bardzo mizernym skutkiem ściga sprawców tylko wtedy, gdy ofiara krzyczy i daje opór.
Nie wszędzie seksizm widać gołym okiem. Ale wszyscy Europejczycy i Europejki mieszkają na kontynencie, w którym wskaźniki kobietobójstwa – bo tym jest śmierć Lizy – rosną. Nie w każdym kraju gwałciciele są bezkarni, ale w każdym znajdzie się choćby jeden, który znajduje obrońców i zamiast siedzieć w więzieniu, robi wielką, na przykład – jak Roman Polański – filmową karierę.
Nie wszyscy są obojętni wobec śmierci Lizy, ale wielu i wiele z nas prędzej czy później o niej zapomni, stwierdzając, iż „mi się to nie przydarzy”, iż na pewno „zareagował(a)bym lepiej” niż świadkowie zbrodni Doriana S. To nieprawda, bo gwałty i idące z nimi w parze zabójstwa kobiet są efektem zaniechań systemowych, naszych kulturowo-społecznych nawyków i najsilniejszą bronią patriarchatu, która – możecie mi nie wierzyć – ale przybiera na sile.
24 lutego w Wiedniu znaleziono ciała czterech kobiet i jednej dziewczynki. Jednym ze sprawców był mąż 51-letniej ofiary i ojciec 13-letniej, również zamordowanej. W tym samym mieście tydzień później aresztowano 17 sprawców zbiorowego gwałtu na 12-latce. W międzyczasie w Indiach to samo spotkało turystkę z Hiszpanii. 28 lutego telewizja Habertürk poinformowała, iż dwa dni wcześniej w całej Turcji z rąk swoich partnerów lub byłych partnerów zginęło siedem kobiet. Pod koniec stycznia w kilku kenijskich miastach przeciwko tamtejszej epidemii kobietobójstwa protestowały na ulicach tysiące osób.
Zeszłoroczne śledztwo międzynarodowego zespołu dziennikarzy wykazało, iż „morderstwa kobiet popełnianych przez ich aktualnych lub byłych partnerów to zjawisko, które od dawna nęka Grecję i najprawdopodobniej nasiliło się podczas ostatniej pandemii, a podobnie ponure doniesienia napływają z innych państw Europy, wzniecając debatę na temat tego, czy kobietobójstwo powinno zostać uznane za „zbrodnię szczególnego rodzaju”. Termin ten wprowadzono do legislacji trzech europejskich krajów: Cypru, Malty i Chorwacji.
Czy Polska powinna iść ich śladem? Jak sprawić, by Liza była ostatnia, wiedząc, iż Dorian S. nie jest wyjątkowym brutalem i sadystą, tylko produktem wszechobecnej kultury gwałtu? Zastanawiałam się, co sama mogę zrobić, by tak szeroko udostępniane w mediach społecznościowych hasło: „ani jednej więcej”, stało się prawdą. Wiem, iż nic nie wydarzy się bez szeroko zakrojonych działań systemowych. Dlatego będę pytać polityków i polityczki, co zamierzają zrobić, by mężczyźni przestali gwałcić i zabijać, a kobiety – bać się i umierać. Nie damy wam o tym zapomnieć!
Słuchaj podcastu autorki tekstu:
I nie damy sobie wmówić, iż odpowiedzialność leży po stronie kobiet muszących dbać o swoje bezpieczeństwo. Żaden trening boksu ani broszurka „jak uchronić się przed gwałtem”, nie uchroni nas przed gwałtem, jeżeli nie zaczniemy realnie walczyć z przymusową seksualnością, maczyzmem, kulturowym przyzwoleniem na przemoc i traktowaniem jej jako czegoś, co po prostu występuje w przyrodzie.
Wszystkim zaś kolegom, którzy nie mają odwagi napisać czegokolwiek sensownego o Lizie, ale są pierwsi do przekonywania publicznie, iż nie zaliczają się do osób pokroju Doriana S., iż nie wszyscy mężczyźni… i tak dalej, zachęcam do refleksji: czy jesteście pewni, iż wasze zachowanie nigdy nie przekroczyło granic i iż wasi kumple są w porządku? Nie jestem tu jednak od sprawdzania sumień, ale tego, czy system nas chroni.
Z tego będę rozliczać decydentów i decydentki. O komentarz poprosiłam w pierwszej kolejności prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego, jednak w jego imieniu zdecydowała się porozmawiać ze mną jego zastępczyni i pełnomocniczka ds. nadzorująca m.in. Biuro Pomocy i Projektów Społecznych, Aldona Machnowska-Góra.
Chcesz się podzielić swoją historią i doświadczeniami? Napisz do mnie: paulina.januszewska[at]krytykapolityczna.pl