Polityczna burza przechodząca przez Polskę od końca zeszłego roku wygląda momentami koszmarnie, ale czasem też groteskowo. Ukrywanie przestępców w pałacu prezydenckim, siłowe przejmowanie mediów publicznych, okrzyki „ruda wrona orła nie pokona” podczas wielotysięcznej manifestacji w środku zimy, potraktowanie gaśnicą świec chanukowych oraz interweniującej lekarki przez aktywnego posła i wiele innych zdarzeń łącznie wyglądają jak scenariusz serialu political fiction, kręconego niby na poważnie, ale z wyczuwalnym sznytem komediowym. Coś w stylu Breaking Bad, gdzie człowiek może się zarówno przerazić, jak i uśmiechnąć.
W rezultacie komentariat zaczął porównywać Polskę do państw nierozwiniętych. „Bantustan” stał się w ostatnim czasie jednym z popularniejszych słów na polskim Twitterze, a pewien znany podcast polityczny na czołówce umieścił hasło „Polska Republika Bananowa”, ale ze znakiem zapytania, by zaznaczyć, iż sprawa jeszcze jest otwarta. (Nawiasem mówiąc, oba określenia z dzisiejszej perspektywy uchodzą za rasistowskie, na co zwracają uwagę m.in. autorzy książki Odejdź. Rzecz o polskim rasizmie). W oczach starych państw Zachodu Polska ma się jawić jak niepoważne i niestabilne państwo gdzieś z drugiego końca świata, a informacje znad Wisły pojawiają zaraz po materiałach z niespokojnego Ekwadoru.
Od niepamiętnych czasów traktujemy Polskę jak kraj jedyny w swoim rodzaju – zależnie od sytuacji, jako najlepsze miejsce pod słońcem lub kamieni kupę, w której nie da się żyć. W Polsce nic nie jest przeciętne, zwyczajne, średnie, normalne – o nie, my tu mamy same rzeczy absolutnie najlepsze i zdecydowanie najgorsze. Czysty koszmar wymieszany z rajem. Wspaniały, solidarny i przedsiębiorczy naród oraz skrajnie niesprawne państwo i nieudolni politycy. Gdyby tylko państwo i politycy byli lepsi, mielibyśmy tutaj 40-milionową Szwajcarię.
Z bliska wiele dosyć trywialnych wydarzeń wygląda strasznie. Można dojść do błędnego wniosku, iż takie rzeczy to tylko u nas, w normalnym kraju by się to nie wydarzyło. Tym bardziej, jeżeli te wydarzenia śledzi się na bieżąco, jedno po drugim. A doniesienia z tych podobno poważnych i wysoko rozwiniętych – bardzo wybiórczo i sporadycznie.
Na przykład Holandia jest niewątpliwie uważana za jeden z najbardziej rozwiniętych i darzonych największych szacunkiem państw świata. Przy okazji jest też rajem podatkowym – takim jak na przykład Panama – którego niejawna działalność uszczupla budżety państw UE o miliardy euro rocznie. A także narkopaństwem na wzór Meksyku, w którym Mocro Mafia torturuje, zabija i zalewa Europę kokainą. Dwa lata temu w Holandii znaleziono ukrytą w lesie placówkę złożoną z kilku kontenerów, w których stworzono sale tortur. Mafiosi narkotykowi wydobywali tam informacje lub dokonywali kar za niesubordynację. W Polsce takie rzeczy działy się raczej w mrocznych latach 90.
W lipcu 2021 roku w centrum Amsterdamu zamordowano popularnego dziennikarza Petera de Vriesa, który zajmował się Mocro Mafią. Zwyczajnie zastrzelono go w środku dnia w centrum stolicy zaraz po tym, gdy wyszedł ze studia telewizyjnego stacji RTL. W tej sprawie pojawia się bardzo istotny polski wątek. Otóż początkowo sprawę zamierzano zlecić polskiemu zabójcy Konradowi W., ale ten finalnie się wycofał. „Nie mówiłeś, iż to wszystko ma się dziać w centrum Amsterdamu. Nie jestem zdesperowany, jeżeli coś ma być zrobione to dobrze” – pisał Konrad W. do swojego bezpośredniego zleceniodawcy Krystiana M., też zresztą Polaka. Zabójstwem zajął się jednak bez problemu Holender Delano G., któremu miejsce i czas nie przeszkadzały.
W ogóle chyba nie doceniamy faktu, iż w naszym kraju tak rzadko zabija się ludzi. To jest naprawdę ogromna zaleta Polski. jeżeli nad Wisłą dochodzi do morderstw, to są one nieliczne i zwykle wynikają ze zbiegu niefortunnych okoliczności, a nie zaplanowanego od początku działania. Wskaźnik morderstw w Polsce to 0,7 na 100 tys. mieszkańców. We Francji i Szwecji to 1,1, czyli tak jak w Serbii, a w Belgii choćby 1,26 (poziom Bułgarii).
A przecież nie musiało się wcale tak skończyć. W latach 90. zapowiadało się na to, iż skończymy jak typowe państwo postkomunistyczne – czyli raczej niebezpieczne i zdominowane przez aktywne grupy przestępcze. Na przykład Łotwa, w której wskaźnik morderstw to aż 5,2/100 tys., czyli jest ponad dwukrotnie wyższy niż w Czarnogórze. Druga w UE pod tym względem jest Litwa, ze wskaźnikiem 2,5. Na szczęście w Polsce instytucje oraz odpowiednie służby zadziałały i dosyć sprawnie poradziły sobie ze spacyfikowaniem największych grup przestępczych w kraju, które w ostatniej dekadzie XX wieku adekwatnie jawnie pobierały haracze i wciskały się w przeróżne obszary gospodarki.
Owszem, w Polsce sporadycznie dochodzi niestety do morderstw politycznych – Pawła Adamowicza czy działacza PiS Marka Rosiaka – ale są to działania pojedynczych, niezrównoważonych osób. W krajach UE dochodzi do zabójstw politycznych na zlecenie. W zabójstwo maltańskiej dziennikarki śledczej Daphne Galizii zamieszane były osoby ze szczytów władzy na Malcie. W Słowacji zamordowano Jana Kuciaka, który pisał między innymi o powiązaniach polityków z mafią, a zleceniodawcą okazał się znany w całym kraju biznesmen Marián Kočner. W Polsce takie rzeczy w tej chwili wydają się już jednak nie do pomyślenia.
Oczywiście pod względem powiązań polityków z przestępcami niedoścignieni są Włosi. Tam adekwatnie każde duże miasto ma swoją organizację mafijną. Mafia Capitale, Camorra, ‘Ndrangheta i mająca już swoje „najlepsze” lata dawno za sobą Cosa Nostra podzieliły się tortem i korumpują polityków lokalnych na potęgę. W zeszłym roku włoska policja zatrzymała 43 osoby podczas akcji w Kalabrii, gdzie rządzi właśnie ‘Ndrangheta. Postawiono zarzuty 120 osobom, w tym Mario Oliverio, który jeszcze w 2020 roku był prezydentem regionu. W 2017 roku skazano na 6 lat więzienia Lucę Odevaine, który był wiceszefem gabinetu burmistrza Rzymu, za ustawianie przetargów – między innymi na usługi w ośrodkach dla imigrantów. Na Odevaine wzorowana jest postać Amadeo Cinaglii ze znakomitego serialu Suburra, który obrazuje mechanizm działania Mafia Capitale, w którą zaangażowani są nie tylko czołowi politycy lokalni ale też wierchuszka kościoła katolickiego.
Olbrzymie skandale korupcyjne nieustannie wybuchają w całej Europie Zachodniej. Gdyby choć jedna afera o podobnej skali wybuchła w Polsce, byłoby gromkie „łolaboga, co za bantustan”. W Hiszpanii dwa największe ugrupowania – prawicowa Partia Ludowa i liberalno-lewicowe PSOE – mają własne afery korupcyjne. Były skarbnik Partii Ludowej Luis Barcenas odsiaduje właśnie 33 lata więzienia, a w zeszłym roku deputowany PSOE Juan Bernardo Fuentes został oskarżony o szereg działań przestępczych, w związku z czym zrzekł się mandatu. Oczywiście ogromny skandal korupcyjny wybuchł też pod koniec 2022 roku w samym Parlamencie Europejskim, gdzie zatrzymano między innymi aktualną wiceprzewodniczącą PE, Greczynkę Evę Kaili. Trzeba było więc wybrać nową wiceprzewodniczącą, bo jedną z aktualnych wsadzono do aresztu.
W Polsce trudno sobie jednak wyobrazić, żeby tradycyjna korupcja sięgała aż aktualnych wicemarszałków Sejmu. Owszem, Wąsik i Kamiński jeszcze niedawno byli ważnymi ministrami, ale posadzono ich za nadużycie uprawnień, a nie ordynarne branie w łapę. To jednak spora różnica, co zresztą widać po wysokości wyroku.
Ostra rywalizacja polityczna występuje też w wielu innych państwach Zachodu. Oczywiście najbardziej gorący spór polityczny trwa w USA, gdzie zaledwie trzy lata temu odbył się szturm zwolenników przegranego, odchodzącego prezydenta Trumpa na Kapitol, który był znacznie bardziej śmieszno-straszny niż wszystko, co miało ostatnimi czasy miejsce w Polsce. W ogóle postać Trumpa powinna kompromitować amerykański system polityczny. Skoro polityk na tak ekstremalnie niskim poziomie być może drugi raz wygra wybory prezydenckie w największym światowym mocarstwie, to naprawdę nie powinniśmy się wstydzić własnej klasy politycznej. Co by nie mówić o Tusku, Kaczyńskim, Hołowni, Czarzastym czy Kosiniaku-Kamyszu, to jednak każdy z nich prezentuje wielokrotnie wyższy poziom niż Trump.
Gdy Polska sprzeciwiła się kandydaturze Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej, również mieliśmy wybuch histerycznych opinii, iż żadnemu innemu państwu nie przyszłoby to do głowy. Oczywiście głosowanie Szydło przeciw Tuskowi było głupie, ale wcale nie jakieś bardzo oryginalne. W zeszłym roku Wysoki przedstawiciel UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borell powołał Włocha Luigi di Maio na specjalnego wysłannika UE do Zatoki Perskiej. Tej kandydatury nie poparły jednak Włochy, gdzie rządziła już konkurentka di Maio, Giorgia Meloni.
Nie doceniamy także polskich instytucji. Ogólny poziom bezpieczeństwa w Polsce również jest jednym z najwyższych w UE. Wskaźnik pospolitych przestępstw (napady rabunkowe, włamania i kradzieże) jest w Polsce siódmy najniższy w UE, prawie trzykrotnie niższy od średniej unijnej i zdecydowanie najniższy ze wszystkich dużych państw członkowskich. Takiego poziomu bezpieczeństwa nie udałoby się osiągnąć bez sprawnie działającego państwa.
Także polska administracja potrafi sobie nieźle radzić. Chociażby w cyfryzacji, co potwierdzają zeszłoroczne wyniki analizy Komisji Europejskiej. Polska wypadła dobrze w każdej z trzech głównych grup obszarów, a nasz wynik znalazł się poniżej średniej europejskiej tylko w sześciu z 25 obszarów, ale w trzech znalazł się powyżej. Tymczasem Niemców trudno było w ogóle zaklasyfikować, gdyż w większości obszarów nie było co badać – oceniono ich tylko w sześciu obszarach, w których akurat wypadli dobrze.
Także polska ochrona zdrowia, jak na te ekstremalnie niskie nakłady finansowe, radzi sobie relatywnie przyzwoicie. Przykładowo pod względem śmiertelności niemowląt ze wskaźnikiem 3,9 na tysiąc urodzeń żywych wypadamy między Szwajcarią a Wielką Brytanią. W państwach rozwijających się ten wskaźnik zaczyna się od 10 w górę, a w USA wyniósł 5,4.
Reasumując, trudno nazwać Polskę bantustanem. Temperatura sporu politycznego jest zdecydowanie za wysoka i staje się już nieznośna, ale pod względem ogólnej jakości domeny publicznej oraz polityki na pewno nie odstajemy od innych państw Zachodu. Każdy ma swoje problemy. My mamy wojenkę PiS-PO, która jest bardzo męcząca, ale naprawdę mogliśmy trafić dużo gorzej.