Moja teściowa zniszczyła naszą rodzinę: Krzyczała, iż ukradłam jej syna!

1 tydzień temu

Moja teściowa zrujnowała naszą rodzinę: Krzyczała, iż ukradłam jej syna!

Nareszcie zebrałam się na odwagę, by wyrzucić z siebie ten ból…
Kiedy powiedziałam „tak” Arturowi, byłam zdeterminowana, by nie angażować się w odwieczną dramat związany z konfliktem między synową a teściową. Szczerze chciałam widzieć w jego matce kobietę, która dała życie człowiekowi, którego kocham najmocniej na świecie. Pragnęłam traktować ją jak bliską osobę, tym bardziej iż moja mama odeszła, gdy miałam zaledwie 10 lat.

Lecz niestety, moja teściowa przywitała mnie z zimną wrogością od pierwszego kroku w jej domu. Podając mi stare kapcie, natychmiast szepnęła za moimi plecami, iż jestem „zbyt chuda” i zupełnie nie taka, jakiej się spodziewała. Od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa wojna — brutalna i wyczerpująca, w której nie chciałam brać udziału, ale nie miałam wyboru.

Ciągle powtarzała Arturowi, iż nie nadaję się na żonę: to nie zamieciłam schodów o świcie, to pranie wywiesiłam „nie po jej myśli”, to moje gotowanie było jedną wielką katastrofą w porównaniu do jej kulinarnych arcydzieł.

Artur tylko się uśmiechał i mówił, iż jego matka zawsze taka była — ostra, ale niegroźna. Jednak jej słowa i wieczne przycinki raniły mnie jak ostre szkło. W desperacji zrobiłam wszystko, by przekonać męża do wyprowadzki. Znaleźliśmy przytulne mieszkanie w centrum miasta i zaczęliśmy nowe życie, pełne nadziei, bo już nosiłam pod sercem nasze pierwsze dziecko — byłam w piątym miesiącu ciąży.

Jednak pewnego dnia teściowa wtargnęła do nas bez zapowiedzi. Ledwo przekroczyła próg, rzuciła się na mnie z krzykiem, oskarżając o to, iż „zabrałam jej syna”. Jej głos drżał z gniewu, a oczy rzucały błyskawice. Krzyczała, iż wychowała go od maleńkości, a ja śmiałam się wtrącić w jej świat i teraz kręcę Arturem jak marionetką.

Uczyniła nas wszystkich nieszczęśliwymi…
Starałam się tłumaczyć, iż on wciąż ją kocha, iż nie chcę kłótni i nienawiści. Ale moje słowa utonęły w jej furii. Z trzaskiem zatrzasnęła drzwi tak mocno, iż szyby zadrżały, i na odchodne oświadczyła, iż więcej nie postawi stopy w naszym domu.

Wieczorem Artur wrócił z pracy ponury jak chmura. Z progu zapytał, dlaczego skrzywdziłam jego matkę. Osłupiałam ze zdziwienia, nie wierząc własnym uszom. Opowiedziałam mu wszystko, jak było, ale w jego oczach pojawiło się zwątpienie. Jakby nie chciał słyszeć mojej prawdy.

Od tego dnia sam jeździł do rodziców. Ja nie zabiegałam o towarzyszenie mu, ale on choćby nie sugerował, żebym pojechała z nim. Wracał chłodny, zdystansowany, jakby był innym człowiekiem. Coś między nami nieodwracalnie się złamało.

Dawno ustaliliśmy, iż nazwiemy córkę Zofia — imię, które obojgu nam się podobało. Ale w dniu, gdy się urodziła, Artur nagle zmienił zdanie. Oświadczył, iż dziewczynka powinna nazywać się Lucyna — na cześć jego matki. Ledwie przeżyłam wyczerpujący dzień porodu, a on przyszedł do mnie z tym żądaniem, bo teściowa upierała się przy zachowaniu jakiś „tradycji”. Jakich tradycji, na miłość boską? To były odgłosy jakichś dawnych wiejskich obrzędów, o których choćby nie słyszałam!

Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale upierałam się. I wtedy rozpętała się prawdziwa burza. Artur choćby nie przyszedł po nas do szpitala. Po mnie i malutką przyjechali ojciec i starszy brat, podczas gdy mąż ostentacyjnie nas ignorował.

Zniszczenie rodziny
Nie chciał zobaczyć własnej córki, spakował rzeczy, opuścił nasze mieszkanie i wrócił do matki. Po trzech miesiącach złożył pozew o rozwód. Nie potrafię opisać słowami, przez jaki koszmar musiałam przejść. Czułam się, jakbym utknęła w jakimś koszmarnym śnie, gdzie czas cofnął się o sto lat.

Teściowa jakby wciągnęła mnie w stary czarno-biały film z tragicznym zakończeniem. Zniszczyła moją rodzinę, odebrała mi męża, a mojej córce — ojca. Jej maniakalna potrzeba kontrolowania zburzyła wszystko, co budowaliśmy z takim trudem.

Niedawno Zofia skończyła roczek. Dzięki wsparciu bliskich wygrzebałam się z otchłani depresji, w jaką wpędziły mnie te wydarzenia. Stanęłam na nogi, odzyskałam siły i teraz marzę rozpocząć nowy etap życia — dla siebie i mojej córeczki.

Jednak wciąż nie mieszczę w głowie: jak ta kobieta, moja była teściowa, może spokojnie zasypiać nocami? Jak żyje z myślą, iż uczyniła nieszczęśliwymi tyle osób — mnie, swoją maleńką wnuczkę, a choćby własnego syna, którego rzekomo tak bardzo kocha? Jej egoizm i złośliwość pozostawiły po sobie tylko ruiny, a ja wciąż nie wiem, jak się pozbierać po tym wszystkim, co się stało.

Idź do oryginalnego materiału