„Moja dziewczyna nie ma pojęcia, iż jest gwiazdą filmów dla dorosłych”. Wstrząsające śledztwo. Mężczyźni przechwalali się w sieci przestępstwami na kobietach

news.5v.pl 3 godzin temu

Sylvia Lauder, „Respekt”: Wasze śledztwo ujawniło przestępstwo, które szokuje charakterem i skalą. Największa grupa na Telegramie, na której krążyły nielegalne materiały, liczyła aż 73 tys. osób. Z jaką reakcją spotkały się wasze ustalenia, gdy zdecydowałyście się je upublicznić?

Isabell Beer (I.B.): Wiele kobiet skontaktowało się z nami za pośrednictwem Instagrama lub poczty elektronicznej. Niektóre z nich myślały, iż rozpoznały siebie na nagraniu, mimo iż wszystkie postaci w materiałach, które ukazały się w filmie dokumentalnym, były zamazane. Inne pytały, czy w czasie poszukiwań natknęliśmy się na jakieś materiały, które by je przedstawiały. Trudno jednak odpowiedzieć — w większości przypadków polegamy tylko na własnej pamięci. Jedna z kobiet wysłała nam zdjęcia swoich tatuaży i zapytała, czy widziałyśmy je na którymś z filmów.

Isabel Stroeh (I.S.): Ogólnie rzecz biorąc, reakcja publiczności była świetna, ale pisały do nas głównie kobiety. To one też najczęściej poruszały ten temat w mediach społecznościowych i domagały się, by coś z tym zrobić. Niestety, ze strony mężczyzn nie było podobnej reakcji.

Czy po opublikowaniu dokumentu kontaktowali się z wami politycy lub władze?

I. B.: Dokument przyciągnął uwagę międzynarodowej społeczności, ponieważ wydarzenia, o których opowiada, nie dotyczyły wyłącznie Niemiec. Spodziewałyśmy się reakcji ze strony polityków, ale o ile nam wiadomo, tylko Lisa Paus, federalna minister ds. rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży, wspomniała o naszych ustaleniach w wywiadzie radiowym. Nie jest to zbyt silna reakcja.

Byłyście nią zaskoczone? Rozczarowane?

I.S.: Z podobnym podejściem spotkałyśmy się już podczas dochodzenia. Wysłałyśmy tak wiele e-maili do odpowiednich instytucji… Im bardziej szczegółowe informacje miałyśmy, tym bardziej oczekiwaliśmy jasnej odpowiedzi od władz. To bardzo poważna i ważna sprawa. Wielokrotnie prosiłyśmy odpowiednich ministrów o rozmowę — wszyscy odmówili. Ostatecznie otrzymałyśmy tylko pisemne, bardzo ogólne odpowiedzi. Co ciekawe, na inne tematy politycy udzielali nam wywiadów bez żadnych problemów. Dlatego byłyśmy bardzo zaskoczone, iż w tym przypadku nagle nie mieli czasu.

Z waszego dokumentu wynika, iż od początku informowałyście niemieckie władze o tym, co działo się na Telegramie.

I. B.: Długo zastanawiałyśmy się, jak postąpić. Po konsultacji z naszym działem prawnym zdecydowałyśmy się wysłać linki do grup na Telegramie władzom i na jakiś czas zawiesić nasze poszukiwania. To, co zobaczyłyśmy w grupach na Telegramie, było po prostu zbyt poważne. Niektórzy członkowie planowali kogoś odurzyć, napaść, zgwałcić… Ale kiedy przez trzy miesiące nic się nie wydarzyło, wróciłyśmy do pracy.

Czy macie jakieś wyjaśnienie, dlaczego władze nie zareagowały?

I. S.: Niemieckie władze i Federalny Urząd Kryminalny nie chcą nam choćby potwierdzić, czy prowadzą dochodzenie w tej sprawie, czy nie. To dlatego, by nie narazić śledztwa na szwank. Przekazują konkretne sprawy policji w poszczególnych prowincjach. Nie wiemy więc, czy cokolwiek w tej sprawie się dzieje.

Czy fakt, iż przestępstwa są popełniane online, a członkowie należący do grup są rozsiani po całym świecie, nie utrudnia ścigania sprawców?

I. B.: Zakładam, iż w większości państw narkotyzowanie i gwałcenie ludzi jest niezgodne z prawem. W Niemczech również. Zgodnie z niemieckim ustawodawstwem posiadanie materiałów przedstawiających gwałt na osobie dorosłej nie jest jednak nielegalne. Co innego z udostępnianiem takich treści. Skontaktowałyśmy się z federalnym ministerstwem sprawiedliwości, aby zapytać, jak to możliwe, iż posiadanie takich treści jest przez cały czas legalne i czy zamierzają zmienić przepisy. Odpowiedź brzmiała: prawo nie wymaga zmiany.

Tinnakorn jorruang / Shutterstock

„To, co zobaczyłyśmy w grupach na Telegramie, było po prostu zbyt poważne”

I. S.: Często prowadzimy śledztwa związane się cyberprzestępczością i uważamy, iż policja nie ma wystarczającej liczby wyspecjalizowanych śledczych, którzy mogliby zajmować się grupami przestępczymi działającymi w internecie.

Ludzie w tych grupach de facto informują, iż planują popełnić przestępstwo gwałtu, a następnie publikują na to dowody. Gdybym opublikowała filmik, w którym ogłaszam, iż mam w torbie materiały wybuchowe i zamierzam coś wysadzić, policja prawdopodobnie potraktowałaby mnie poważnie.

I. S.: Tak, ale musiałaby zobaczyć to nagranie. Oczywiście zgodnie z niemieckim prawem policja musi zbadać każdy przypadek naruszenia prawa, jeżeli na taki się natknie. Nie wiemy jednak, czy policjanci w ogóle przyjrzeli się tym grupom.

I. B.: Niektórzy użytkownicy Telegrama twierdzą, iż kobiety wyraziły zgodę na publikację tych materiałów lub iż zgodzili się na to razem, jako para. Nie znalazłyśmy jednak żadnych dowodów na takie twierdzenia.

Argument, iż odbywa się to za zgodą, jest również sprzeczny z innymi członkami grup, którzy chwalą się, iż gwałcą i filmują odurzone kobiety bez ich wiedzy. Jeden z nich napisał: „moja dziewczyna nie ma pojęcia, iż jest gwiazdą porno”.

I. B.: Wielu użytkowników prosi też o wskazówki — co powinni zrobić, żeby ich partnerka o niczym się nie dowiedziała, żeby nie zostali przyłapani, pytają, co dzieje się później, czy partnerka może po fakcie coś podejrzewać. Zdecydowałyśmy się nie publikować w dokumencie tego, co radzą im inni, ponieważ mogłoby to zostać niewłaściwie wykorzystane.

I. S.: Opowiedziałyśmy, o jakich substancjach czynnych mówią, ale nie podałyśmy dokładnej dawki. Nie ma jednak wątpliwości, iż są to jasne instrukcje, jak kogoś odurzyć, co potwierdził nam toksykolog.

W ubiegłym roku właściciel Telegrama Paweł Durow został aresztowany we Francji, a firma obiecała moderować zawartość serwisu i współpracować z władzami w sprawach karnych. Czy tak się stało w przypadku waszych ustaleń?

I. B.: Po opublikowaniu przez nas śledztwa wiele grup zniknęło z Telegrama, zwłaszcza te naprawdę duże, które istniały od roku lub dwóch. Nie znamy jednak przyczyny.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

I. S.: Użytkownicy mogli przejść na inną platformę, co jest powszechną praktyką cyberprzestępców. Telegram przesłał nam dwa oświadczenia. Jedno z nich zostało opublikowane w naszym dokumencie — mówi, iż zgodnie z polityką zerowej tolerancji platformy każdy użytkownik przyłapany na takim działaniu zostanie z niej wyrzucony. Drugie pojawiło się po tym, jak nasz dokument został już wyemitowany. Przedstawiciele firmy stwierdzili w nim, iż ocenią każde żądanie władz, a następnie zdecydują, czy dostarczyć informacje o użytkownikach. Nie wiemy, czy tak się stało.

Środek uspokajający włosy

Do pierwszej zamkniętej grupy na Telegramie, w której dochodziło do wspomnianych przestępstw seksualnych, dołączyłyście latem 2023 r. Trudno było się do niej dostać?

I. B.: Kluczową kwestią jest mieć link z zaproszeniem — jeżeli się go otrzyma, sprawa jest naprawdę łatwa. A kiedy już dołączy się do jednej grupy, jej członkowie udostępniają zaproszenia innym. W większości przypadków nie było żadnej weryfikacji tego, kim jesteśmy. Istnieją grupy, w których kandydat musi najpierw coś opublikować, aby się dostać. W innych nie trzeba wrzucać żadnych własnych treści, ale trzeba je udostępniać lub w inny sposób być aktywnym.

Czy członkowie tych grup stosowali jakieś zabezpieczenia na wypadek, gdyby ktoś zaczął ich sprawdzać?

I. S.: W większości filmów nie widać twarzy użytkowników, którzy je wrzucają i dopuszczają się przestępstw — widać za to twarze molestowanych kobiet.

I. B.: Niektórzy pisali, iż usuwają materiał wideo ze swoich telefonów, gdy tylko udostępnią je na grupie. I radzili innym, by zrobili to samo. Jeden z użytkowników napisał, iż nie może już niczego udostępniać, ponieważ policja zaczęła prowadzić przeciwko niemu dochodzenie. Inny został wyrzucony z grupy po tym, jak odurzył swoją matkę mieszanką substancji zamówionych z Malezji — nie poszło jednak zgodnie z planem i musiał wezwać karetkę. Inni członkowie domagali się, by wyrzucić go z grupy, bo obawiali się, iż zostanie ona objęta śledztwem policyjnym.

Zamówiłyście taką samą mieszankę narkotyków z Malezji. Łatwo było?

I. B.: Tak. Na początku myślałyśmy, iż nic nie dotrze, ale paczka doszła do nas z Malezji w ciągu czterech dni, czyli krócej niż niektóre przesyłki wysyłane z Niemiec. Ponadto wysyłają te narkotyki na cały świat. Opakowanie i etykieta butelki mówiły, iż jest to serum do włosów. Chociaż sprzedawca wyraźnie i otwarcie reklamował produkt jako środek odurzający, nie było o tym wzmianki na produkcie.

I. S.: Pierwszy test toksykologiczny substancji nie wykazał w niej żadnej podejrzanej zawartości. Wielu użytkowników Telegrama pisało jednak, iż dokładnie tak to działa. Toksykolog przeprowadził więc kolejny, dużo bardziej precyzyjny test. I dopiero wtedy odkrył w rzekomym serum do włosów środki uspokajające dla zwierząt i inne narkotyki. To bardzo niebezpieczne, iż taki narkotyk można tak łatwo zamówić — praktycznie z dowolnego miejsca na świecie.

I. B.: Bardzo niebezpieczna jest również atmosfera panująca w tych grupach. Raz pewien mężczyzna udostępnił zdjęcie swojej śpiącej żony, a inni pytali go, czy ją odurzył. Kiedy napisał, iż nie, zaczęli udzielać mu porad, jak to zrobić, a jeden z użytkowników wysłał mu instrukcje, gdzie i jak zamówić substancje narkotyczne. To świat rządzący się własnymi prawami — i własnym językiem. Na przykład słowo „eyecheck” — w języku angielskim zwykle oznacza badanie wzroku. Co oznacza w takich grupach?

I. S.: Otwarcie oka kobiety, by potwierdzić, iż jest nieprzytomna — bo nie wykazuje żadnych reakcji ani odruchów. Używają do tego palca lub penisa.

I. B.: Oprócz sprawdzania oczu, używają innych strategii, aby sprawdzić, czy kobieta jest naprawdę nieprzytomna — takich jak bicie i policzkowanie. Filmy tego rodzaju również krążą po grupach.

Czy zdarza się, iż niektóre z nich są inscenizowane?

I. S.: Czasami trudno to ocenić. Niektóre filmy są ewidentnie zainscenizowane, co inni użytkownicy zwykle gwałtownie odkrywają. Są bardzo podejrzliwi i często pytają, czy kobieta na filmie jest naprawdę nieprzytomna, czy tylko udaje.

Autentyczność wydaje się naprawdę ważna dla tych ludzi.

I. S.: Nie możemy mówić za wszystkich, wiele osób po prostu ogląda i nic nie pisze. Ale wiele otwarcie deklaruje, iż chce prawdziwych, nieinscenizowanych zdjęć i filmów.

I. B.: Po tym, jak na jaw wyszła sprawa Gisele Pelicot — kobiety, która była przez lata usypiana i gwałcona przez swojego męża i jego kompanów — na grupach natychmiast pojawiły się pytania o to, gdzie można znaleźć filmy z jej udziałem. Popularne są również materiały z prawdziwych spraw karnych. Jeden z użytkowników udostępnił post kobiety, która napisała, iż została zgwałcona w dniu swoich 21. urodzin. Ktoś natychmiast zapytał, czy zostało to nagrane.

„Zwykli mili faceci”

Wspomniałyście, iż większość członków tych grup ukrywa swoją tożsamość. Czy na podstawie jakichś wskazówek można jednak powiedzieć, kim są ci mężczyźni? Czy w jakikolwiek sposób przypominają sprawców ze sprawy Pelicot, którzy zaszokowali opinię publiczną swoją rzekomą „normalnością”?

I. S.: Zwykle nie ujawniają swojej twarzy ani zawodu, ale można zobaczyć, jak mieszkają, jak wyglądają ich sypialnie, salony. Niektóre mieszkania na materiałach wideo, które widziałyśmy, były brudne i w złym stanie, ale większość z nich przypominała mieszkanie moje lub twoje. W większości wyglądają oni jak zupełnie zwyczajni ludzie, normalni członkowie społeczeństwa. Wiele można też wyczytać z tego, jakie informacje o kobietach udostępniają. Czasem są to zdjęcia z ich życia codziennego: matury, studiów, wakacji…

Obatala-photography / Shutterstock

Gisele Pelicot rozmawiająca z dziennikarzami przed sądem w Awinion, 10 września 2024 r.

Ci mężczyźni, którzy wrzucają takie filmy lub fotografie, to ich mężowie, partnerzy, koledzy, przyjaciele, krewni… Niektórzy twierdzą, iż kobiety na zdjęciach i filmach to ich siostry i matki. I pytają innych, co z nimi zrobić. Podczas pracy nad dokumentem wielokrotnie zadawałam sobie pytanie: jak ci mężczyźni mogą patrzeć swoim ofiarom w oczy? Czy udają, iż nic się nie stało, myśląc o tym, co zrobili lub zrobią im w następnej kolejności?

I. B.: Celowo wybierają kobiety, które im ufają. Jeden z nich napisał: „jestem miłym facetem i mam bardzo bliskie relacje z moimi przyjaciółkami. Nigdy by nie pomyślały, iż jestem zdolny do czegoś takiego”.

Wpadłyście na trop jednego z niemieckich użytkowników Telegrama, który planował zgwałcić swoją żonę i zmusić innych mężczyzn do zrobienia tego samego. Ze względu na policyjne śledztwo nie mogłyście ujawnić szczegółów. Czy teraz możecie powiedzieć coś więcej na ten temat?

I. S.: Niestety, przez cały czas nie. W tym przypadku możemy jednak przynajmniej potwierdzić, iż śledztwo jest w toku. Kontynuujemy również nasze własne dochodzenie.

Skontaktowałyście się również z jedną z ofiar, która mieszka w Kanadzie, ale odmówiła spotkania z wami. Czy rozmawiałyście z innymi kobietami?

I. S.: Dla tej kobiety była to przeszłość, zamknięty rozdział, do którego nie chciała wracać. W innych przypadkach musiałyśmy być bardzo ostrożne i konsultować się z ekspertami. Kontakt z nami mógł narazić niektóre kobiety na ryzyko — nie wiedziałyśmy, czy ich partnerzy ich nie sprawdzają, nie czytają ich wiadomości. Musiałyśmy również wziąć pod uwagę fakt, iż niektóre z nich są ekonomicznie zależne od swoich partnerów, mają z nimi dzieci i nie mogą po prostu od nich odejść. Dlatego eksperci zalecili, by nie kontaktować się z niektórymi kobietami. Odezawłyśmy się tylko do tych, które już wiedziały o istnieniu filmów. W innych przypadkach przekazałyśmy informacje policji, by sama skontaktowała się z ofiarami.

Brak kontroli nad własnym ciałem

„Przeglądanie tych grup to jak przechodzenie przez istne piekło” — mówisz, Isabell, w filmie dokumentalnym. Jaka była najgorsza rzecz, którą zobaczyłaś na Telegramie?

I. B.: W przeszłości wielokrotnie zajmowałam się przemocą seksualną i widziałam jej wiele, więc nie pierwszy raz widziałam materiały ukazujące gwałty. Nauczyłam się różnych technik przetwarzania tego wszystkiego, co bardzo mi pomogło, podobnie jak możliwość przedyskutowania wszystkiego w zespole. Korzystałyśmy też z pomocy psychologicznej.

Nowością dla mnie była skala tego, co zobaczyłam, ogromna liczba filmów i zdjęć. A także to, iż ludzie jak gdyby nigdy nic rozmawiali o przestępstwach, planowali gwałty, dzielili się wskazówkami. Czarę goryczy przelała sytuacja, gdy jeden z użytkowników opublikował film przedstawiający śpiącą kobietę, a inni członkowie grupy napisali mu, co może jej zrobić. I dokładnie to zrobił, co udokumentował w kolejnych filmach. Oglądałam to wszystko na żywo. To był moment, w którym zespół zdecydował, iż poinformujemy policję.

Tinnakorn jorruang / Shutterstock

„Przeglądanie tych grupy to jak przechodzenie przez istne piekło”

Ale widziałyśmy też członków grup debatujących nad tym, jak by to było pozwolić psu zbliżyć się do nieprzytomnej kobiety, natknęłyśmy się na filmy pokazujące znęcanie się nad zwierzętami. Niektóre z nagrań zawierały brutalną przemoc. Wstrząsające były też pozornie te „lżejsze” filmy — na przykład nagranie przedstawiające kobietę, która wyraźnie próbuje coś zrobić lub powiedzieć, ale nie może, ponieważ jest pod wpływem narkotyków. Nie ma kontroli nad swoim ciałem.

Czy była jakaś granica, której użytkownicy Telegrama nie mogli przekroczyć?

I. B.: Wydaje się, iż jedyną rzeczą, której nie tolerowali, była pornografia dziecięca. Sądząc po komentarzach w grupach, chodziło jednak głównie o strach przed policją.

I. S.: W pewnym momencie zobaczyłyśmy już tak wiele, iż to nie same nagrania wydawały nam się najstraszniejsze, a odkrycie, jak powszechna jest przemoc wobec kobiet w naszym społeczeństwie. Młodsza ja powiedziałaby ci dziesięć lat temu, iż kobiety i mężczyźni są równi, iż mamy prawa i przepisy, które chronią nas w równym stopniu. Dziś tego nie powiem.

Jak ci mężczyźni usprawiedliwiają swoje zachowanie?

I. S.: Ich wyjaśnienia są często bardzo absurdalne i banalne. Widziałyśmy na tych grupach stwierdzenia typu: „ona nie chce uprawiać seksu analnego”, „jest taka pruderyjna”. Albo przekonanie, iż mają do tego prawo — „powinienem dostać to, co mi się należy”.

I. B.: Niektórzy z nich choćby naśmiewali się z ofiar. Jeden z użytkowników opublikował zdjęcie nagiej nieprzytomnej kobiety. Dodał zdanie: „jeśli ona o tym nie wie, to nie jest gwałt”.

Innymi słowy, mężczyźni uważają, iż mogą robić, co chcą, ponieważ kobiety należą do nich.

I. S.: W Niemczech gwałt małżeński stał się przestępstwem w 1997 r. Wcale nie tak dawno. Nasze badania, a także sprawa Pelicot pokazują, iż potrzebujemy poważnej debaty społecznej na temat przyzwolenia na seks. Czym ono adekwatnie jest? Jak powinno wyglądać?

I. B.: Myślę też, iż ta sprawa rzuciła światło na coś, co istniało od zawsze. Różnica polega na tym, iż dziś każdy może zobaczyć, co dzieje się w czyjejś sypialni, internet ułatwia kontakt z takimi ludźmi. Dominique Pelicot, szukając mężczyzn, również korzystał ze specjalnej strony internetowej. Nawiasem mówiąc, ta francuska sprawa była dla nas bardzo ważna. Chociaż w Niemczech każdego roku odbywa się wiele procesów kobiet odurzonych narkotykami i zgwałconych, bez sprawy Pelicot nie wzbudziłyby one zainteresowania wykraczającego daleko poza granice Niemiec. Dziś nikt nie może zaprzeczyć, iż coś takiego ma miejsce.

Idź do oryginalnego materiału