W wiadrze zamiast wody – grzywna. W miejsce śmiechu – postępowanie z art. 288. I tylko w policyjnych notatkach zostało echo tego, co kiedyś nazywano „radosnym oblewaniem”. Lany Poniedziałek 2025 to nie święto wody. To dzień, w którym każda kropla może kosztować cię 500 zł. Albo więcej.
Jeszcze dwie dekady temu ten dzień wyglądał zupełnie inaczej. Wiadra, butelki, pistolety na wodę, plastikowe reklamówki napełnione kranówką. Dzieciaki czaiły się za ogrodzeniami, nastolatki biegały po osiedlach, a kierowcy trzęśli się o świeżo umyte auta. Dziś? Na krakowskich osiedlach cisza. Czasem ktoś pryska wodą z atomizera. Czasem ktoś wrzuci archiwalne zdjęcie na Facebooka. Ale są jeszcze tacy, którzy próbują. A prawo – zamiast lać wodę – laje ich paragrafami.
Mandat do 500 zł. Za co?
Oblałeś kogoś na ulicy, w tramwaju, pod blokiem? Nie miał na sobie kąpielówek i nie był twoim kolegą z dzieciństwa? Masz problem. Zgodnie z Kodeksem wykroczeń, za naruszenie nietykalności cielesnej, zakłócenie porządku publicznego lub nieobyczajny wybryk możesz dostać mandat w wysokości do 500 zł. Nie ma tu taryfy ulgowej dla „tradycji”. Bo dla prawa Śmigus-Dyngus nie jest świętem – to najwyżej okoliczność łagodząca.
A jeżeli coś zniszczysz – do pięciu lat
Zalany telefon. Mokra torba z laptopem. Dokumenty w rozsypce. Kiedy woda trafia nie tam, gdzie trzeba, zaczyna się robić poważnie. Uszkodzenie mienia, choćby przypadkowe, może prowadzić do postępowania z art. 288 Kodeksu karnego. Kara? Do 5 lat więzienia. Oczywiście – jeżeli wartość szkody przekracza 800 zł. Ale choćby przy niższej kwocie możesz zostać skazany za wykroczenie i zapłacić grzywnę, naprawić szkodę albo… wysłuchać wyroku sądu rodzinnego, jeżeli masz mniej niż 17 lat.
Oblewasz auto? Ryzykujesz jeszcze więcej
Szczególnie ostro prawo traktuje „żarty” z udziałem samochodów. jeżeli oblejesz pojazd w ruchu, ryzykujesz, iż zostaniesz uznany za sprawcę zagrożenia w ruchu drogowym. Kierowca mógł się przestraszyć, odbić w bok, uderzyć w inny samochód – a wtedy to ty odpowiadasz. Już nie za tradycję, tylko za realne niebezpieczeństwo.
Ostatni Śmigus?
Wbrew pozorom, największym wrogiem Śmigusa-Dyngusa nie są policyjne mandaty ani kary z kodeksu. Jest nim czas. Tradycja, która miała integrować, zamieniała się w irytującą psotę, potem w uciążliwość, aż wreszcie – w coś, co po prostu się skończyło. Wiadra ustąpiły miejsca TikTokom, a woda – scrollowaniu.
Zostały tylko przepisy.