Kolejna ofiara postrzału na granicy. Kto pociągnął za spust?

3 miesięcy temu

Zaledwie kilka dni po tym, jak rząd wprowadził czasowy zakaz przebywania na odcinku polsko-białoruskiej granicy w Podlaskiem, doszło do tragedii. Pochodząca z Iranu kobieta została postrzelona w oko. Przez kogo? Tego najpewniej prędko się nie dowiemy.

„W kierunku polskiej granicy zmierzają duże, zorganizowane grupy chuliganów, osiłków, którzy są szkoleni, jak ugodzić polskiego żołnierza czy oficera straży granicznej” – mówił niedawno minister Radosław Sikorski, przekonując Polki i Polaków, iż to właśnie mężczyźni szkoleni przez Rosjan stanowią największe zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa.

Aby temu przeciwdziałać polski rząd wydał rozporządzenie w sprawie wprowadzenia czasowego (90-dniowego) zakazu przebywania na określonym obszarze w strefie nadgranicznej przyległej do granicy państwowej z Republiką Białorusi.

Mowa o odcinku 60,67 km, położonym w zasięgu terytorialnym Placówek Straży Granicznej w Narewce, Białowieży, Dubiczach Cerkiewnych oraz Czeremsze. Nie minęły trzy dni, a w strefie doszło do incydentu z użyciem broni. Strzał oddany przez nieznanego sprawcę trafił jednak nie w namaszczonego przez Rosjan osiłka, a w 35-letnią kobietę z Iranu, która szukała schronienia w Polsce i złożyła już wniosek o azyl.

„W Iranie pracowała jako księgowa. Zdecydowała się opuścić rodzinny kraj, ponieważ ze względów religijnych groziło jej tam niebezpieczeństwo” – podało stowarzyszenie Egala, będące częścią Grupy Granica.

Słuchaj podcastu autorki tekstu:

Spreaker
Apple Podcasts

„Jej droga była bardzo trudna. W lesie na pograniczu, gdzie spędziła kilka tygodni, była zupełnie sama. Doświadczyła przemocy” – czytamy dalej w komunikacie. O komentarz poprosiliśmy przedstawicielkę stowarzyszenia, Dominikę Ożyńską, która jest w kontakcie z Iranką:

– Fakty są takie, iż do szpitala w Hajnówce trafiła postrzelona kobieta. Znajduje się w złym stanie fizycznym i psychicznym. O zdarzeniu poinformowaliśmy na podstawie tego, co usłyszałyśmy bezpośrednio od niej. Poszkodowana deklaruje, iż strzał padł od strony polskiej. Po tym, jak zaczęła krzyczeć z bólu i prosić o pomoc, co uczyniły także inne osoby migranckie znajdujące się w okolicy, dwie zamaskowane osoby w mundurach odpowiedziały na apel i korzystając z jednej z bramek serwisowych zabrały ją na zachodnią stronę płotu, a następnie przetransportowały do szpitala.

Oświadczenie w tej sprawie mediom przekazała już Katarzyna Zdanowicz z podlaskiej straży granicznej. „6 czerwca 2024 r. około godziny 15 funkcjonariusze z placówki Straży Granicznej w Dubiczach Cerkiewnych otrzymali informację, iż przy granicy znajduje się kobieta z urazem oka. Wysłany na miejsce patrol Straży Granicznej zdecydował o natychmiastowym wezwaniu karetki pogotowia do cudzoziemki” [pisownia oryginalna] – wyjaśniła, zapewniając jednocześnie, iż w ostatnich dniach w kierunku osób przy granicy polsko-białoruskiej, tym bardziej znajdujących się po stronie białoruskiej, nie użyto broni.

Sprawę będą wyjaśniać polskie służby. Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć – na miejscu pracują policja i prokuratura, a ryzyko utraty wzroku przez poszkodowaną ma być – na szczęście nieco mniejsze niż początkowo mogło się wydawać, ponieważ strzał trafił nie bezpośrednio w jej oko, a tuż nad nim. Lekarze zajmujący się pacjentką mieli wyłowić z rany śrut, którym nie posługują się polskie służby lub robią to rzadko. A przynajmniej tak deklarują.

Czy to oznacza, iż strzał mógł paść na przykład ze strony białoruskiej? Panika polskiego rządu wokół granicy, incydenty z udziałem żołnierzy i innych funkcjonariuszy stanowią świetny pretekst dla Łukaszenki do stosowania takich działań. Wiemy jednak, iż w kierunku niestwarzających zagrożenia migrantów Polacy oddawali już strzały, a premier Donald Tusk – co na naszych łamach podkreślał już Łukasz Łachecki – od dłuższego czasu, zwłaszcza przed eurowyborami, gra nacjonalistycznymi kartami politycznymi, wzmagając poczucie zagrożenia w społeczeństwie.

Paradoksalnie można się zastanawiać, jak działa ta logika. To znaczy – jakim cudem strzelanie do migrantów ma przeciwdziałać wpuszczaniu ich do kraju, skoro w sytuacji zranienia osoby przebywającej po drugiej stronie zapory granicznej, służby, udzielając jej pomocy, wiozą ją do polskiego szpitala? Znaków zapytania jest więcej i będzie ich przybywać, bo dostęp do granicy został utrudniony tak, jak by władza miała coś do ukrycia.

– Jako organizacja humanitarna wskazywałyśmy od samego początku, iż wprowadzenie po raz kolejny strefy objętej zakazem przebywania, uniemożliwi między innymi monitorowanie sytuacji na granicy przez niezależnych obserwatorów, w tym niezależne media czy właśnie podmioty takie, jak nasz – mówi nam Dominika Ożyńska, dodając, iż od czwartku 13 czerwca br. ani Egala, ani inne organizacje nie mają bezpośredniego dostępu do płotu. A to sprawia, iż w takim przypadku, jak ten dotyczący kobiety z Iranu, nie ma innych świadków zdarzenia niż osoby migranckie i straż graniczna.

– Mam nadzieję, iż odpowiednie służby zajmą się wyjaśnieniem tej sytuacji i ustalą, w jaki sposób kobieta została zraniona. Powinniśmy także dowiedzieć się, od kogo straż graniczna otrzymała powiadomienie o tym, co się wydarzyło i dlaczego zdecydowała się akurat tej kobiecie pomóc. To, rzecz jasna, bardzo ważne, iż takiej pomocy udzielono. Jednak Egala, Grupa Granica i Fundacja Ocalenie od miesięcy wielokrotnie informowały o innych osobach w bardzo ciężkim stanie, ale nie we wszystkich przypadkach straż graniczna zareagowała humanitarnie – dodaje nasza rozmówczyni.

Od Ożyńskiej wiemy także, iż 35-latka z Iranu podpisała deklarację woli ubiegania się o ochronę międzynarodową oraz pełnomocnictwo na jedną z pracownic Egali.

– Została też skierowana do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która będzie ją wspierała w tym wniosku. No ale oczywiście taki wniosek już o ochronę muszą przyjąć odpowiednie służby i straż graniczna – podsumowuje przedstawicielka stowarzyszenia.

Idź do oryginalnego materiału