Nikt nie przewidział rezygnacji Jacindy Ardern, choć wielu jej krytyków pragnęło tego od lat. Jak sama mówi, po pięciu i pół roku pełnienia funkcji premiera Nowej Zelandii nie ma już paliwa w zbiorniku.
Była to wyczerpująca kadencja, w jej trakcie miejsce miała nie tylko pandemia, ale także największy atak terrorystyczny w historii kraju, oraz erupcja wulkanu która pochłonęła 22 ofiary. W obliczu ostrej krytyki ze strony niektórych jej przeciwników i z małą córką urodzoną w czasie sprawowania urzędu, jest zrozumiałe, choć rozczarowujące, iż inspiracja dla pracujących matek na całym świecie może teraz chcieć odejść z polityki, aby spędzić więcej czasu z rodziną.
Ardern podkreśla, iż odchodzi z powodów osobistych, a nie dlatego, iż “było jej ciężko”. Ale jej polityczne kłopoty musiały ułatwić tą decyzję. Popularność Ardern spada od ponad roku, kraj walczy z wyniszczającym kryzysem kosztów życia, a jej laburzystowski rząd stoi w tym roku przed trudnymi wyborami, z odradzającą się centroprawicową Partią Narodową jako głównym przeciwnikiem. Jest to dalekie od 2020 roku, kiedy to została wybrana na następną kadencję i stała się pierwszym premierem NZ, który zdobył zdecydowaną większość w systemie wyborczym zaprojektowanym specjalnie po to aby wykluczyć takie rezultaty.
To liderka, która zainspirowała “Jacindamanię” i stała się międzynarodową supergwiazdą postępowców. Jak to się stało, iż tak spektakularnie osiadła na dno?
Covid-19 z pewnością miał w tym swój udział, ale nie w sposób powszechnie rozumiany. Forsowana przez Ardern strategia “Zero Covid” była napędzana przez brutalną rzeczywistość systemu opieki zdrowotnej, który po dekadach oszczędności nie wytrzymałby choćby łagodnej epidemii. I w przeciwieństwie do krytyki z zagranicy o “dyktaturze Covid” i “niekończących się koszmarach”, polityka ta była generalnie udana. W ciągu trzech miesięcy Nowa Zelandia ograniczyła Covid, zniosła wszystkie ograniczenia poza zamkniętymi granicami, a życie w kraju wróciło do normy, podczas gdy reszta świata pogrążyła się w chaosie. Nic dziwnego, iż jej strategia zarządzania pandemią była szalenie popularna, z poparciem społecznym na poziomie 75% jeszcze w lipcu 2021 roku.
Problemem było jednak nieprzygotowanie przez rząd strategii wyjścia z kryzysu. Samozadowolenie sprawiło, iż akcja szczepień przebiegała powoli, a kraj nie był przygotowany na kolejną falę: pojawienie się wariantu Delta w sierpniu 2021 roku. Kolejna fala spowodowała trzymiesięczne zamknięcie największego miasta w kraju, Auckland. Gdy stało się jasne, iż sukces władz polegał raczej na szczęściu i stosowaniu doraźnych środków, a nie na oświeconym przywództwie, popularność Ardern zaczęła błyskawicznie pikować w dół. (www.theguardian.com)
Podobnie kiepski był plan ponownego otwarcia kraju po osiągnięciu wysokiego poziomu wyszczepienia. Pomimo obserwowania niepowodzeń Australii, Nowa Zelandia powtórzyła wiele z ich błędów co doprowadziło do erupcji zachorowań pod koniec 2021 roku. Brakowało personelu w sklepach i szpitalach, łańcuchy dostaw zostały poważnie zakłócone, a system opieki zdrowotnej cały czas znajdował się na skraju upadku. (unherd.com)
Co bardziej kontrowersyjne, Nowa Zelandia poszła w nakazy szczepionkowe. Ardern określiła szczepienia jako “złoty bilet do wolności” (www.stuff.co.nz). Kiedy szczepionkowy przymus wywołał zrozumiały ruch protestacyjny, którego członkowie okupowali trawniki przed Parlamentem, rząd nie podjął mediacji (https://www.reuters.com/world/asia-pacific/new-zealands-ardern-labels-anti-vaccine-mandate-protests-imported-crowds-defy-2022-02-14/). Tygodniowy impas zakończył się przemocą, policja wkroczyła by oczyścić place i trawniki z protestujących, co naruszyło tkankę społeczną kraju. 64% Nowozelandczyków uważa obecnie, iż kraj jest teraz bardziej podzielony niż kiedykolwiek. (www.stuff.co.nz)
To właśnie ten podział, bardziej niż jakikolwiek błąd w zarządzaniu pandemią, ostatecznie obalił Ardern – to właśnie w celu zwalczenia tego podziału została wybrana.
Początkowe zwycięstwo Ardern, w 2017 r., opierało się na obietnicach naprawienia powszechnej niekorzystnej sytuacji społeczno-ekonomicznej nękającej kraj po czterech dekadach neoliberalizmu, i strategii oszczędności wprowadzonej po 2008 r. W chwili jej wyboru ponad jedno na pięcioro dzieci żyło w ubóstwie, a nierówności ekonomiczne były bardzo duże – najbogatsze 10% posiadało 59% wszystkich aktywów kraju, podczas gdy najbiedniejsza połowa posiadała 2%. Przystępność cenowa mieszkań była odwiecznym problemem – przeciętny dom kosztował siedmiokrotność mediany dochodów – w tym czasie kraj miał najgorszy wskaźnik bezdomności w OCED, z prawie 1% populacji żyjącej na ulicy lub w schroniskach.
Co się zmieniło po prawie sześciu latach? Wskaźniki ubóstwa wśród dzieci pozostają bez zmian (www.1news.co.nz), podczas gdy nierówności społeczne jeszcze wzrosły. Ceny domów wzrosły o 58% w ciągu ostatnich pięciu lat, a przeciętny dom kosztuje w tej chwili 8,8 razy więcej niż wynosi przeciętny dochód.
Nowa Zelandia, według jednego z ekonomistów, jest teraz krajem “ziemiaństwa”, które zdominowało dostęp do bogactwa i możliwości mieszkaniowe (www.theguardian.com). W międzyczasie znacznie wzrósł problem bezdomności. Ponad 26 000 osób czeka w tej chwili na mieszkania socjalne, pięć lat temu było to 5000 osób. Niestety cele związane z budową mieszkań socjalnych zostały drastycznie niedotrzymane. choćby współczujący komentatorzy, analizując spuściznę Ardern, pytają “jaki był sens tego wszystkiego?” (www.stuff.co.nz)
Niewątpliwie pandemia udaremniła część jej ambicji, a reakcja rządu pogłębiła niektóre problemy. Rekordowo wysoka inflacja również nie pomogła. Ale partia Labour miała problemy z postępem w realizacji swojego programu na długo przed uderzeniem wirusa. To porażka wyobrażeń pani Ardern była powodem spadków w sondażach, które miały miejsce już pod koniec 2019r. Pandemia tylko chwilowo zamaskowała rzeczywistość. (www.roymorgan.com)
Na przykład w sprawie mieszkalnictwa, partia rządząca wycofała się z likwidacji luk podatkowych, które przynoszą korzyści tylko inwestorom i napędzają ceny. Wielkie plany budowy 100 000 “przystępnych cenowo” domów w ciągu dekady spełzły na niczym, ponieważ trudno było zachęcić do tego sektor prywatny. Podobnie, rozwiązaniem kryzysu bezdomności było umieszczanie ludzi w mieszkaniach awaryjnych, zwykle w motelach. Przy niewielkich postępach w budowie nowych mieszkań socjalnych, średni czas pobytu w tym “przejściowym” systemie wzrósł w ciągu ostatnich pięciu lat z 3 do 21 tygodni. jeżeli chodzi o ubóstwo dzieci, to walka polegała jedynie na ciągłym zwiększaniu wydatków na opiekę społeczną, a nie na jakichkolwiek zmianach strukturalnych, które mogłyby rozwiązać problem ubóstwa i nierówności.
Jak zatem jednym hasłem nazwać spuściznę Jacindy Ardern?..Stracona szansa.
Ardern uznała potrzebę zajęcia się niekorzystną sytuacją społeczno-ekonomiczną spowodowaną przez 40 lat neoliberalizmu i złożyła śmiałe obietnice podjęcia przez państwo działań w tym kierunku. Jednak gdy przyszło co do czego, ani ona, ani jej rząd nie byli w stanie uwolnić się od blairowskiej filozofii Trzeciej Drogi (en.wikipedia.org).
Pomimo mówienia o przełomowych rozwiązaniach, gdzie “skończyły się dni myślenia, iż państwo może być jedynie biernym obserwatorem, a wolny rynek wszystko załatwi…” (thespinoff.co.nz), jej rząd opierał się na krótkoterminowych poprawkach, ograniczał sektor prywatny, wspierał interesy klasy posiadaczy i nieudolnie majstrował przy kwestiach ubóstwa dzieci oraz bezdomności.
Ardern zostawia swój kraj w obliczu poważnego kryzysu kosztów życia, a swoją partię bez wyraźnego następcy ze świeżymi pomysłami na rozwiązanie zarówno tego problemu, jak i innych chorób społecznych które wyniszczają Nową Zelandię. Na początku Ardern została okrzyknięta zwiastunem nowej, postępowej lewicy, jednak na końcu okazała się być po prostu kolejnym kapiszonem.
Tom Chodor (unherd.com)
tłumaczył MR