Dziesięć lat po katastrofie samolotu Germanwings w Alpach. "Ten sam ból"

1 dzień temu
24 marca 2015 r. samolot Germanwings rozbił się w drodze do Düsseldorfu. Wszyscy zginęli. Poruszający jest przede wszystkim los grupy uczniów – i przyczyna tragedii.


Dyrektor szkoły Ulrich Wessel nigdy nie zapomni momentu, w którym musiał przekazać rodzicom straszną informację. W klasie w gimnazjum w Haltern am See na północnym skraju Zagłębia Ruhry siedzą matki i ojcowie dzieci, które były w drodze powrotnej z wymiany młodzieżowej w Hiszpanii. To był lot 4U9525 z Barcelony do Düsseldorfu.

W wiadomościach już od dłuższego czasu przewija się niekończąca się pętla obrazów samolotu rozbijającego się we francuskich Alpach. A potem lista pasażerów daje pewność: na pokładzie było 16 uczniów i ich dwie nauczycielki. Nikt nie przeżył.

Kiedy Wessel przychodzi do klasy z tą informacją do rodziców, nagle cały ich świat leży w gruzach. To było dziesięć lat temu. – Przerażenie było niewyobrażalne, horror był niewyobrażalny – wspomina Wessel.

Pilot "niezdolny do lotu"


Katastrofa samolotu Germanwings 24 marca 2015 r. o godzinie 10:41 była jedną z największych w historii europejskiego lotnictwa. Oczywiście ze względu na liczne ofiary – zginęło 150 osób. Ale także z powodu niepojętej przyczyny katastrofy.

Śledczy we Francji i Niemczech nie mają wątpliwości, iż 27-letni drugi pilot Andreas Lubitz celowo skierował samolot w masyw skalny w pobliżu Le Vernet, ponieważ chciał zakończyć swoje życie – ze 149 niewinnymi osobami na pokładzie. W pewnym momencie Lubitz został sam w kokpicie i wtedy manualnie dostosował wysokość przelotową z 38 000 stóp do śmiertelnej wysokości 100 stóp. – To działanie może być tylko celowe – podkreślił wówczas prokurator Brice Robin.

W mieszkaniu Lubitza w Düsseldorfie śledczy znaleźli dowody na poważne problemy zdrowotne 27-latka pochodzącego z Montabaur w Nadrenii-Palatynacie. Lubitz był "niestabilny" i "chory psychicznie", "absolutnie niezdolny do lotu", mówi francuski prokurator Robin.

Wątpliwości co do wyników śledztwa


Dla wielu krewnych wszystkie te informacje tylko pogarszają sytuację. Dlaczego pomimo tego Lubitz mógł znaleźć się w kokpicie? Dlaczego żaden z jego lekarzy nie podniósł alarmu? Dlaczego nic nie wyszło na jaw podczas corocznych badań umiejętności lotu?

Jednak choćby po latach niektórzy krewni wciąż zmagają się z wątpliwościami co do wyników śledztwa. Niektórzy eksperci twierdzą, iż dane z rejestratora głosu i rejestratora parametrów lotu można również interpretować inaczej – iż drugi pilot Lubitz mógł zasłabnąć w kokpicie i iż właśnie w tym momencie mogło dojść do poważnych usterek technicznych. Większość ekspertów uważa jednak te teorie za nieprawdopodobne, a władze nie widzą powodu, aby wznawiać śledztwo.

"Utrata własnego dziecka jest niewyobrażalna"


Rodzice dzieci z Haltern rzadko zadają sobie dziś takie pytania. Podczas comiesięcznych spotkań wolą dzielić się miłymi wspomnieniami, rozmawiać o swoich dzieciach, a czasem wspólnie płakać.

– To już dziesiąty rok, a ból wciąż jest tak samo głęboki. Budzisz się z nim i kładziesz się z nim spać – mówi Engelbert Tegethoff. Jego córka Stefanie miała 33 lata i była jedną z dwóch nauczycielek, które towarzyszyły grupie uczniów w podróży do i z Hiszpanii.

Kilka miesięcy przed katastrofą zaręczyła się, planowała przyszłość z partnerem, chciała zamieszkać z nim i założyć rodzinę. Jak dziś wyglądałoby jej życie? I życie uczniów? – Utrata własnego dziecka jest niewyobrażalna – mówi Tegethoff.

Szkoła pamięta o zmarłych


Przerwa w gimnazjum im. Josepha Königa. Około 1000 uczniów wybiega na szkolne podwórko, ciesząc się pierwszym wiosennym słońcem. W centralnym miejscu tego zgiełku i zamieszania stoi tablica upamiętniająca 18 ofiar katastrofy. Lokalizacja została wybrana celowo.

– Chcieliśmy włączyć katastrofę w codzienne życie szkoły, ale nie chcieliśmy też tworzyć miejsca, w którym trzeba zastygnąć w smutku – mówi Wessel.

Obok nazwisk płonie świeca. Woźny pilnuje, by nigdy nie zgasła. choćby po dziesięciu latach.

Trudna rocznica


Dla wielu krewnych dziesiąta rocznica katastrofy to kolejny szczególnie przejmujący moment. Wielu z nich przyjęło zaproszenie od Lufthansy na podróż do Le Vernet, miejsca katastrofy we francuskich Alpach.

W Haltern uczniowie i nauczyciele gimnazjum im. Josepha Königa zgromadzą się przy tablicy pamiątkowej i złożą białe róże. O 10:41 odezwą się kościelne dzwony, na chwilę zatrzyma się życie w mieście. Tak jak każdego 24 marca.

Opracowanie: Monika Sieradzka


Idź do oryginalnego materiału