Już trzynasty rok z rzędu Chicago utrzymało niechlubny tytuł “stolicy morderstw w Stanach Zjednoczonych”, odnotowując w 2024 roku 573 zabójstwa.
Prezes Wirepoints, Ted Dabrowski, określa ten problem jako “chorobę”, która jest ignorowana od zbyt długiego czasu. Mimo iż wskaźniki zabójstw spadły w skali kraju, Chicago miało najwyższy współczynnik zabójstw na 100 tys. mieszkańców wśród dużych miast – 21,5, czyli trzykrotnie wyższy niż w Los Angeles i niemal pięciokrotnie wyższy niż w Nowym Jorku.
“To oznacza, iż mamy poważny problem. Dopóki nie podejdziemy do niego poważnie, będzie on szkodził miastu, odstraszając ludzi i biznesy, a choćby zmuszając ich do wyjazdu” – powiedział Dabrowski.
Dabrowski zauważył również, iż choć burmistrz Chicago, Brandon Johnson, często podkreśla spadek przestępczości w mieście, to w rzeczywistości spadki są znacznie mniejsze niż w innych rejonach USA. Podczas gdy w miastach takich jak Jacksonville liczba zabójstw zmniejszyła się o 50%, a w Baltimore, Filadelfii i Waszyngtonie D.C. o 30-35%, w Chicago spadek wyniósł zaledwie 8%.
“Jesteśmy częścią ogólnokrajowego trendu spadku przestępczości, ale ledwie się w nim uczestniczymy” – dodał Dabrowski.
W 2024 roku 19 z 20 najniebezpieczniejszych miast w USA odnotowało mniej zabójstw niż rok wcześniej. Dabrowski twierdzi, iż w Chicago problem pogłębia się przez niski współczynnik aresztowań i niskie morale policji, wynikające z braku wsparcia ze strony władz miasta.
“Mamy burmistrza, który usprawiedliwia poważne przestępstwa popełniane przez młodzież, prokurator, która nie prowadzi spraw w sposób, w jaki powinna, oraz system sprawiedliwości, który jest po prostu zepsuty” – podsumował.