

***
Szymon Piegza, Onet: O tym, co działo się w parafii pod wezwaniem Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Starogardzie Gdańskim, kilkanaście lat temu pisały największe media w Polsce. Z samych nagłówków: „Kościelny skazany za orgie z ministrantami”, „Kościelny przemocą zmuszał ministrantów do seksu”, „Skandal pedofilski w kościele św. Katarzyny” wynika, iż to było prawdziwe piekło.
Dawid*: Tak, to było piekło. Zacznę od tego, iż w 1998 r., zaraz po sakramencie pierwszej komunii, zostałem ministrantem. To była moja pierwsza służba. Naprawdę czułem, iż chcę w pełni oddać się Bogu, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, co dokładnie dzieje się za zamkniętymi drzwiami kościoła…
W kościele św. Katarzyny w Starogardzie Gdańskim kościelnym od wielu lat był Waldemar G. Pamiętam, że, gdy miałem 10 lat często prosił mnie, bym pomagał mu przy zakupach, czy innych obowiązkach, za co np. dawał mi czekoladę. Zaczynało się niewinnie, od przytulania, głaskania. Kiedyś kazał mi przyjść do kościoła po mszy. Zaprowadził mnie do łazienki, rozpiął spodnie, ściągnął majtki i powiedział: „teraz zobaczymy twojego małego”. Tak to się zaczęło i trwało bardzo długo.
Pamiętasz jak długo?
Byłem molestowany, aż do momentu, gdy skończyłem 15. rok życia, czyli prawie pięć lat. Masturbował mnie aż do wytrysku. Nie raz choćby kilka razy z rzędu. Próbował też mnie całować, ale broniłem się, jak tylko mogłem.
W jakich sytuacjach kościelny zamieniał się w tyrana?
Doskonale wiedział, iż prawie zawsze przychodziłem trochę wcześniej. Msza była o 6.30, ja wstawałem o 5.30, jadłem śniadanie i szedłem do kościoła, by przygotować czytanie do mszy. On też przychodził wcześniej pod pretekstem, iż chce mi pomóc. Podobnie było po mszy wieczornej o godz. 17. Zapraszał mnie, bym przyszedł przed mszą, albo prosił, bym został trochę dłużej, żeby mu w czymś pomóc.
Pamiętam, iż byłem dość nieśmiałym dzieckiem. Musiałem włożyć dużo wysiłku w to, by przed pełnym kościołem przeczytać fragment Ewangelii. Bardzo zależało mi na tym, żeby to zrobić najlepiej, jak potrafię, bez zająknięcia. Kościelny twierdził, iż mi pomaga, a w rzeczywistości się do mnie dobierał.

Dawid
„Nie wiem, ile razy mnie skrzywdził, ale mogło do tego dochodzić choćby 100 razy rocznie”
Wyobrażam sobie tego 10-latka, który chce jak najlepiej przygotować się do mszy i nie ma świadomości tego, iż niedługo wydarzy się coś strasznego. Ale ciężko mi sobie wyobrazić, jak taki chłopiec po wszystkim, co spotykało go ze strony kościelnego, jest w stanie w ogóle wyjść przed ołtarz, jak jest w stanie funkcjonować?
Po czymś takim nie da się normalnie funkcjonować. Jak miałem te 10-12 lat to jeszcze wydawało mi się, iż kościół jest dla mnie najbardziej bezpiecznym miejscem, bo tam jest Pan Bóg i on nie pozwoli zrobić mi nic złego. Tak bardzo się myliłem.
Mieliśmy książeczki, gdzie zbieraliśmy podpisy po mszy. Tylko w szóstej klasie szkoły podstawowej uczestniczyłem 245 razy we mszy świętej. Kościelny masturbował mnie średnio 2-3 razy w tygodniu. Nie jestem dziś w stanie dokładnie obliczyć, ile razy do tego dochodziło, ale to mogło być choćby 100 razy rocznie.
W trakcie prokuratorskiego śledztwa wyszło, iż nie byłeś jedyną osobą, która była skrzywdzona przez Waldemara G. Okazało się, iż w ten sam sposób zachowywał się wobec kilkunastu chłopców.
Myślę, iż on nas sobie wymieniał. Kiedy miałem 12 lat, zaczął częstować mnie alkoholem. W zasadzie to nie częstować, tylko po prostu upijał dzieci w kościelnej łazience, molestował, a później je tam zostawiał i jak gdyby nigdy nic szedł na mszę. Sam nieraz zostawałem pijany na tej podłodze, gdzie po prostu zasypiałem i gdzie później mnie odnajdywał.

O aferze w parafii pod wezwaniem Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Starogardzie Gdańskim pisały media w całym kraju.
To straszne wspomnienie. Pamiętasz, co wtedy czułeś?
Jeszcze nie rozumiałem tego, co on robi, ale czułem, iż moje dzieciństwo się skończyło, iż mój wcześniejszy świat się całkiem zawalił.
Próbowałeś komukolwiek o tym wtedy opowiedzieć?
Dla mnie to był wielki wstyd i poczucie winy. Trzeba zrozumieć, iż dziecko bierze całą winę na siebie, iż myśli, iż skoro na to wszystko zezwoliło, to jest to wyłącznie jego wina. Poza tym, czułem brud, obrzydzenie do tego, co się stało i do siebie samego. Nie wyobrażałem sobie, by komukolwiek o tym opowiedzieć.
Były takie sytuacje, gdzie kościelny masturbował mnie kilka razy z rzędu, aż ścierała mi się skóra na członku i pojawiała się krew. Gdy kończył, to ja po prostu się ubierałem i chodziłem w brudnych majtkach cały dzień. Któregoś dnia zauważyła to moja mama i zapytała mnie, co się stało. Powiedziałem: „wiesz mamo, skakałem z drzewa i się zahaczyłem”.
Skłamałeś.
Tak, skłamałem. To był jedyny moment, gdy mogłem powiedzieć mamie prawdę, ale nie miałem na to odwagi. Dziś mogę jedynie żałować.
Ciężko uwierzyć w to, iż przez tyle lat nikt nie zauważył, iż takie rzeczy dzieją się na plebanii u św. Katarzyny w Starogardzie Gdańskim.
Waldemar G. zwykle robił to z nami w łazience. Sam pamiętam, że, gdy molestował mnie przy pisuarze, nagle ktoś wszedł do łazienki. Ja wtedy od niego odskakiwałem, ale ci księża, którzy tam pracowali, nigdy o to nie pytali. Zdarzało się, iż uchylali drzwi, słyszeli, iż jesteśmy z kościelnym w łazience i po prostu wychodzili. Nie wierzę, iż nie mieli o niczym pojęcia. Po prostu odwracali wzrok.
Po jakimś czasie zaczynało do mnie coraz bardziej docierać, iż to, co robi z nami kościelny, jest złe. Wtedy pojawiały się w telewizji reklamy społeczne z hasłem, iż „zły dotyk boli przez całe życie”. Starałem się go unikać. Nie zawsze jednak mi się udawało, a wtedy znowu mnie dopadał.

Dawid i jego mama.
Ale Waldemar G. to niejedyny mężczyzna, który molestował w twojej parafii.
Niestety nie. Gdy miałem 14 lat, to zaczął się mną interesować Tomasz J., który był prezesem ministrantów, czyli moim przełożonym.
Kim był ten człowiek?
Miał dwadzieścia kilka lat i poza tym, iż proboszcz powierzył mu funkcję opieki nad ministrantami, to studiował, pracował w magistracie i angażował się w działalność polityczną, był związany z Platformą Obywatelską i posłem Sławomirem Neumannem .
Raz, gdy byłem molestowany przez kościelnego, do zakrystii wszedł Tomasz. Na pewno zauważył, iż Waldemar mnie dotyka. Później wypytywał mnie, czy już się kiedyś masturbowałem. W końcu sam zaczął mnie łapać za spodnie, prosił, bym ja też go dotykał, aż zaczął mnie namawiać na seks oralny. W końcu uległem, choć do dziś nie wiem, dlaczego. Chyba po prostu się bałem, iż jeżeli jest moim przełożonym, to może mnie wyrzucić z kościoła, a kościół to było wtedy dla mnie wszystko. I tak ofiara stała się katem.
Co to znaczy?
Po kilku latach na rozprawie sądowej wyszło, iż Tomasz jako dziecko też był molestowany przez Waldemara. Gdy dorósł, to sam zaczął wykorzystywać i stał się katem. Rano dopadał mnie kościelny, a wieczorem prezes ministrantów. Trudno mi było pojąć, iż kolejna osoba w tym samym kościele może tak krzywdzić. Myślałem, iż to niemożliwe, iż to nie dzieje się naprawdę.
Nie protestowałem, bo ciągle wierzyłem też, iż Bóg ma jakiś plan, by to zakończyć albo, iż spotkam na swojej drodze jakiegoś dobrego księdza, który pomoże mi się z tego wyrwać.
„Ten fajny ksiądz w nocy zamieniał się w seksualnego drapieżcę”
Stało się coś zupełnie odwrotnego. W twojej parafii pojawił się ksiądz, który wyrządził ci jeszcze więcej krzywdy, niż ci dwaj poprzednio. O nim także rozpisywały się gazety, przedstawiając go jako „potwora w sutannie”.
W kwietniu lub maju 2005 r. do św. Katarzyny został skierowany nowy wikary – ks. Piotr T. Od początku miał dobry kontakt z ministrantami, wygłupiał się, organizował jakieś imprezy, taki typ luzaka. Bardzo mi się podobały jego kazania, kiedyś choćby pomyślałem, iż chciałbym być takim księdzem jak on. Jeszcze nie miałem pojęcia, iż ten fajny ksiądz zamieniał się w seksualnego drapieżcę.

Ks. Piotr T. zatrzymany w 2006 r.
Mógłbyś opowiedzieć, jak do tego dochodziło?
W wakacje ks. Piotr został przeniesiony na kolejną parafię, tym razem do Dębnicy, jakieś 90 km od Starogardu. Nie wiem, z jakiego powodu. Dziś myślę, iż mógł mieć coś poważnego na sumieniu. Któregoś dnia zadzwonił do mnie i zaprosił mnie i kolegę, żebyśmy go odwiedzili. To miał być wyjazd na kilka dni. W trakcie dnia służyliśmy do mszy, pomagaliśmy księdzu, jeździliśmy nad jezioro, a wieczorami były imprezy, pojawiał się alkohol.
Już pierwszej nocy zaczął nas dotykać po miejscach intymnych, próbował całować, wpychać język do ust. W końcu zaczął się do nas dobierać po kolei. Po kilku dniach zabrał mnie do swojego biura na inne piętro plebanii i tam doszło do zbliżenia. W zasadzie zamieniał się w seksualnego tyrana, który robił ze mną wszystko. Wtedy świat zawalił mi się po raz trzeci.
Wtedy byłeś już trochę starszy, niż wtedy, gdy po raz pierwszy molestował cię kościelny Waldemar G. Z ks. Piotrem nie mogłeś już nie wiedzieć, iż to jest złe, iż to jest coś wbrew twojej woli. W końcu mogłeś się jakoś przed nim bronić.
Chyba wtedy myślałem, iż może tak wygląda życie, może tak po prostu musi być i trzeba się do tego przyzwyczaić, bo i tak nie jestem w stanie nic innego zrobić? Nie wiedziałem, jak się z tego wycofać. Jedyną szansę widziałem w samobójstwie i naprawdę miałem takie myśli.
Ile razy byliście u ks. T.?
Jeździliśmy tam jeszcze kilka razy i on za każdym razem zachowywał się tak samo. Najpierw impreza: alkohol, narkotyki, a później brał mnie do pokoju i krzywdził. Dopiero w sądzie dowiedziałem się o tym, iż do naszej parafii św. Katarzyny miał zostać przeniesiony karnie.
Pod koniec kwietnia 2006 r. Piotr miał jakieś problemy w parafii, a część mieszkańców i biskup Jan Bernard Szlaga chcieli go odwołać. W zasadzie biskup próbował odwołać go już pół roku wcześniej, ale wtedy mieszkańcy zaprotestowali. Znowu do mnie zadzwonił, byśmy z kolegą przyjechali mu pomóc. Tym razem proponował już popełnienie samobójstwa.
Ksiądz zaproponował ci popełnienie wspólnie samobójstwa?
Tak. Najpierw powiedział, iż ma raka trzustki i zostało mu kilka miesięcy życia i iż wolałby się powiesić. Zapytał, czy bym mu w tym nie pomógł, czy nie chciałbym zrobić tego razem z nim. Na początku pomyślałem, iż żartuje, ale on zaczął się przygotowywać. Na przykład spalił dowód osobisty, paszport, jakieś kościelne dokumenty i napisał listy pożegnalne.
Ja naprawdę chciałem sam ze sobą skończyć. Piotr w końcu oświadczył, iż ja się powieszę na smyczy dla psa, a on na kablu od pralki. Pod wpływem alkoholu robiliśmy pewne próby, planowaliśmy, jak to będzie wyglądało, jednak ksiądz ciągle zmieniał zdanie, ciągle odwlekał podjęcie decyzji.
Dlaczego chciałeś to zrobić akurat z nim?
Nie wiem, chyba byłem tak zrezygnowany, iż zrobiłbym to z każdym. To całe zło, które mnie spotkało w życiu, doprowadziło do takiego stanu psychicznego, iż już nie widziałem innego wyjścia niż samobójstwo. jeżeli nadarzyła się taka okazja, to postanowiłem ją wykorzystać.
Wtedy przestałeś już wierzyć, iż mimo beznadziejnej sytuacji, jednak Bóg cię z tego wyciągnie, iż w końcu zaczniesz normalnie żyć?
Pojawiła się taka myśl, ale dopiero, gdy naprawdę zawisłem na linie i byłem bliski śmierci.
Jak do tego doszło?
Piotr powiedział swoim parafianom, iż chce popełnić samobójstwo. Oni próbowali go od tego odwieść i poradzili, żeby odwiózł mnie do domu, a sam, żeby gdzieś wyjechał, zmienił środowisko. 13 maja spakowaliśmy się i wyjechaliśmy, ale nie odwiózł mnie do domu, tylko uprowadził. W drodze namawiał mnie, byśmy dokończyli nasze dzieło, czyli naprawdę odebrali sobie życie. Zapytał mnie, czy jestem na to gotowy. Odpowiedziałem, iż tak. Pojechaliśmy do Mielna. Przez kilka dni cały czas byliśmy pod wpływem alkoholu, a wieczorami mnie krzywdził.
W końcu powiedział: „Dawid, musisz to zrobić, powieś się”. Wcześniej chciał, żebym włączył telefon, zadzwonił do taty i powiedział mu, iż ks. Piotr jest w trudnej sytuacji, ale ja jestem u jego siostry w Berlinie i niedługo wrócę do domu”. Zadzwoniłem, a po rozmowie od razu zniszczyłem kartę, żeby nikt nas nie szukał. Wtedy nie wiedziałem, iż już szukała mnie policja, bo mój tata zgłosił moje zniknięcie. Z kolei kolega zdradził, iż najprawdopodobniej jestem z Piotrem, który mnie wykorzystuje seksualnie.

Parafia pw. Świętego Krzyża w Dębnicy.
Co było później?
Piotr powiedział: „Dawid, już czas, zawiąż sobie linę na szyi”. Zrobiłem to, bo obiecał, iż on powiesi się zaraz po mnie. W pokoju hotelowym przy samym suficie wisiała taka gruba rura. Zabrałem pasek, stanąłem na poduszkach, zawiesiłem sobie go wokół szyi i spuściłem się w dół. Gdy zacząłem się dusić, ksiądz mnie odpiął i stwierdził, iż zrobił to, bo jeszcze nie chce, bym umierał. choćby zdziwiony powiedział wtedy takie zdanie: „naprawdę zrobisz to ze mną”. Wtedy chciał znowu ze mną współżyć.
Samobójstwo zaplanował następnego dnia. Stwierdził, iż skończyły mu się pieniądze i nie mamy wyboru, iż musimy się zabić. Znowu pierwszy zawiązałem sobie pętlę na szyi i stanąłem na łóżku… ale nagle stwierdziłem, iż ja jednak chcę żyć! Że nie chcę umierać! Rozpłakałem się i powiedziałem, iż już mam dość, iż chcę do domu. Zgodził się mnie odwieźć, choć po drodze robił wyrzuty, iż go zostawiam. W końcu wysadził mnie kilkadziesiąt kilometrów od domu, w okolicach Kościerzyny. Wróciłem do domu na stopa.
„Boże, gdzie jesteś? Dlaczego na to pozwalasz?”
Faktycznie w tamtym czasie mieszkańcy Człuchowa zastanawiali się, co się stało z ich proboszczem, bo zniknął z dnia na dzień, bez żadnej informacji. Sprawa została choćby zgłoszona na policję, bo kilka dni wcześniej na parafii w Żalnie znaleziono zwłoki innego księdza. Co się działo po twoim powrocie do Starogardu?
Obok jednostki OSP spotkałem kolegę, który powiedział mi, iż muszę iść na komisariat, bo jestem poszukiwany przez policję. Nie chciałem pójść, nie chciałem z nikim rozmawiać o tym, co się stało.
Na komisariacie spędziłem kolejnych kilka dni. To był ten moment, kiedy po prawie 10 latach koszmaru mogłem wszystko z siebie wyrzucić, nie tylko to, co przeżyłem z ks. Piotrem, ale też wcześniej z Tomaszem i Waldemarem. Byłem przerażony, ale uznałem, iż to jest dzień, kiedy muszę z tym skończyć.
Jaka była reakcja znajomych, rodziny i policji? Od razu ci uwierzyli, czy uznali, iż to, co mówisz, jest tak straszne, iż aż nieprawdopodobne?
Ja w ogóle przez te wszystkie lata molestowania stałem się dzieckiem, które miało wielki problem z wyrażaniem emocji. To tak, jakbym w tych strasznych momentach zakładał maskę, za którą wszystko zamierało. Ale na komisariacie ta maska opadła i opowiedziałem o wszystkim.
Nie wiem, czy mi uwierzyli, ale wiedziałem, iż muszę to zrobić. Myślałem, iż może to jest ta pomoc od Pana Boga, o którą tak długo prosiłem. Później cieszyłem się, iż po powrocie do domu poszedłem właśnie na policję, a nie na przykład na plebanię naszej parafii. Dziś wątpię, by księża chcieli tę sprawę wyjaśnić, raczej to było tak straszne, iż próbowaliby to wszystko zatuszować.

Pierwsza komunia święta Dawida. Zaraz po tym wydarzeniu został ministrantem, 1998 r.
Cała krzywda, która cię spotkała, została wyrządzona przez osoby bezpośrednio powiązane z Kościołem, z twoją parafią. Może faktycznie uratował cię i wyzwolił Bóg, ale gdyby nie chęć bycia blisko niego, przy ołtarzu, to najprawdopodobniej nigdy nie doszłoby do tych strasznych rzeczy.
Gdy po molestowaniu przez kościelnego stawałem w brudnej bieliźnie w kościelnej ławie i patrzyłem na ukrzyżowanego Jezusa, przypominałem sobie słowa księdza, iż „Pan Bóg ma na wszystko plan”. Wierzyłem, iż ma też plan wobec mnie, choć z czasem zacząłem myśleć, iż chyba Bóg mnie opuścił. Wtedy modliłem się: „Boże, gdzie jesteś? Dlaczego na to pozwalasz? Dlaczego to spotyka akurat mnie?”.
Wytłumacz mi, proszę, jak Bóg może mieć plan, by tak bardzo skrzywdzić małego chłopca, jakim wtedy byłeś. Ja po prostu nie jestem w stanie sobie tego racjonalnie wytłumaczyć.
No właśnie… sam się nad tym zastanawiam. Jednak mówimy o Kościele, czyli miejscu, które powinno być całkowicie bezpieczne dla dzieci. Cieszę się, iż miałem w sobie na tyle odwagi, by to wszystko zakończyć. Po moich zeznaniach ruszyły śledztwa. Waldemar G., Tomasz J. i Piotr T. zostali skazani. Już nikomu później nie stała się żadna krzywda.
A jak teraz na to patrzysz?
Teraz zadaję sobie pytanie: „Czy Bóg jeszcze jest w tym Kościele? Czy byłby skłonny podpisać się pod tym, co robią księża?”. Nie znajduje odpowiedzi na te pytania. Dziś sam jestem ojcem i wiem, iż to jest zbrodnia na dzieciach.
Jak wspominasz ten czas powrotu do domu?
Myślałem, iż już wszystko wróci do normy, ale wcale tak się nie stało. Ciągle towarzyszyły mi kłopoty ze zdrowiem, pojawiały się problemy z agresją, używkami, choćby próby samobójcze, trafiłem też do zakładu psychiatrycznego. Bardzo się tego bałem, bo to oznaczało, iż znowu zostałem uwięziony, zamknięty.
Z moimi oprawcami zerwałem kontakt. Od znajomych dowiedziałem się, iż kościelny Waldemar G. przekazał, iż za to, co powiedziałem policji, mam się nie pokazywać w kościele. Wiem też, iż za ks. Piotrem policja wystawiła list gończy, ale w końcu go znaleźli.
Dla mnie ważne było, by odciąć się od starego środowiska. Po prostu pewnego dnia spakowałem się, wziąłem samochód i wyjechałem ze Starogardu. Wiedziałem, iż muszę to zrobić, bo inaczej ta przeszłość zawsze będzie mnie dopadać.
„Jako dziecko w pełni powierzyłem się Bogu. Niestety dziś Kościół się ode mnie odwraca”
Teraz jednak sam wracasz do tej trudnej przeszłości. Dlaczego?
Od lat obserwuję to, co dzieje się w polskim Kościele. Pojawiają się kolejne filmy, kolejne straszne historie. Doszedłem do wniosku, iż ci ludzie, którzy zdecydowali się ujawnić, mówić głośno, są bardzo odważni. Uznałem, iż i ja powinienem w końcu zabrać głos.
Spotkałem na swojej drodze osoby, które namówiły mnie, by zawalczyć o samego siebie. Jeszcze kilka lat temu nie przyszłoby mi do głowy, iż będziemy siedzieć i o tym rozmawiać, jak dziś. Byłem na samym dnie, prawie straciłem życie, ale udało mi się z podnieść. Dziś wiem, iż nie można tego darować. Ja miałem to szczęście, iż winni zostali skazani, nigdy więcej już nikogo nie skrzywdzili. Kościół mi jednak nigdy nie pomógł, byli przy mnie tylko rodzice i przyjaciele.

Kościół p.w. Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Starogardzie Gdańskim.
Chcesz powiedzieć, iż nikt z Kościoła przez ten czas nie próbował się z tobą skontaktować, nie próbował ci pomóc?
Nigdy Kościół nie stanął mi naprzeciw. Musiałem przez całe życie iść z tym wielkim bagażem sam. Bardzo bym chciał doczekać tego, by ktoś, na przykład biskup pelpliński Ryszard Kasyna, stanął przede mną i chociaż wyraził jakąś skruchę. Jako dziecko w pełni powierzyłem się Bogu. Niestety dziś Kościół się ode mnie odwraca.
Chodzisz jeszcze do kościoła?
Nie… Nie zerwałem jednak więzi z panem Bogiem, ale uważam, iż ta instytucja powinna się jak najszybciej oczyścić. Syn zadał mi kiedyś pytanie: „tato, dlaczego nie chodzimy do kościoła?”. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.
Kiedyś jednak będziesz musiał powiedzieć synowi prawdę.
Wiem, boję się tego, ale kiedyś na pewno to zrobię. Już się pogodziłem z własnym losem. Wiem, iż czasu nie cofnę i iż do końca życia będę widział w lustrze tego małego, smutnego, skrzywdzonego chłopca. Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego takie rzeczy ciągle się dzieją, dlaczego kolejne dzieci są molestowane. Czasem o tym myślę i nie mogę przez to zasnąć.
Nie wyobrażam sobie też, by mój syn chciał zostać ministrantem. Po tym, co przeszedłem, nie jestem w stanie puścić dzieci do kościoła. Będę je chronił, bo nie chcę, żeby ich spotkało to samo, co mnie. o ile ja spotkałem trzech drapieżców seksualnych na jednej parafii, to jaka jest tego skala w całym kraju? Ogromna.
A czy ty wybaczyłeś swoim oprawcom?
Nie, to jeszcze nie jest ten moment. Bardzo chciałem spotkać się z nimi w sądzie, by zeznać im prosto w twarz, jak bardzo mnie skrzywdzili, ale nie przyszli. Może po prostu nie chcieli tego słuchać.
***
Kościelny Waldemar G. w 2007 r. został skazany na sześć lat więzienia. Przyznał się do molestowania kilkunastu ministrantów z parafii św. Katarzyny w Starogardzie Gdańskim i poprosił o wyznaczenie sześciu lat pozbawienia wolności. Tomasz J. — prezes ministrantów tej samej parafii – także przyznał się do winy i został skazany na trzy lata za wykorzystywanie jednego ministranta: Dawida. Księdza Piotra T. policja poszukiwała dwa miesiące listem gończym. W 2008 r. został skazany na cztery lata za czyny pedofilskie.
Dawid w ostatnim czasie wytoczył dwie sprawy cywilne. W pierwszej sprawie krzywd wyrządzonych przez kościelnego Waldemara G. i prezesa ministrantów Tomasza J. Pozwał parafię św. Katarzyny w Starogardzie Gdańskim na 2,5 mln zł. W drugiej w sprawie krzywd wyrządzonych mu przez ks. Piotra T. pozwał diecezję pelplińską na 3 mln zł.
*Nazwisko mężczyzny jedynie do wiadomości redakcji. Wolą pokrzywdzonego jest, by w publikacjach podpisywać się jedynie imieniem.
Wysłaliśmy e-maila do kurii pelplińskiej z zapytaniem o stosunek bp. Ryszarda Kasyny do tragicznej historii Dawida. — Nie udzielamy komentarza w przedstawionej sprawie — odpisał po dwóch tygodniach rzecznik kurii ks. Ireneusz Smagliński.
Jeśli zmagasz się z depresją, z lękiem, odczuwasz długotrwały smutek, masz myśli samobójcze lub podobnych stanów doświadcza ktoś z twojego otoczenia – nie czekaj, zadzwoń pod jeden z numerów pomocowych. Wszystkie dostępne są bezpłatnie i czynne całą dobę, siedem dni w tygodniu:
- 22 484 88 01 – Antydepresyjny Telefon Zaufania
- 800 702 222 – Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym
- 116 213 – Telefon dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym
- 22 484 88 04 – Telefon Zaufania Młodych
- 800 100 100 – Telefon dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci
- 112 – W razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: [email protected]
Czytaj inne artykuły tego autora tutaj.