No słuchaj, muszę ci opowiedzieć tę historię, bo aż mnie serce boli. „Nigdy nie myślałam, iż w wieku 52 lat stanę się pośmiewiskiem, i to przez własną córkę” – mówiła ze łzami w oczach Bogna do swojej przyjaciółki. „Całe życie haruję, oszczędzam, biorę każdą dodatkową robotę, żeby moja Zosia miała wszystko, a teraz ona oskarża mnie o kradzież! Cały Nowy Sącz o tym gada, a do tego odnalazła ojca, z którym nie mieliśmy kontaktu od piętnastu lat, i mu nażaliła się”.
Bogna błagała córkę i byłego męża, żeby przestali roznosić plotki, bo to wstyd na całe miasto. Ale nic nie pomogło. W kółko powtarzali to samo: iż okradła własne dziecko. Przyjaciółka, słuchając tego wszystkiego, tylko kręciła głową: „Bogna, nic nie rozumiem! Jak niby miałaś ją okraść? Opowiedz od początku”.
„No wiesz, sama wychowywałam Zosię. Pamiętasz, jak mąż zostawił mnie z dwuletnią córką dla innej? Łatwo się domyślić, jak ciężko było”.
„Oczywiście, iż pamiętam. Do dziś nie wiem, jak dałaś radę!”
Bogna westchnęła głęboko, przypominając sobie tamte trudne czasy. Po rozwodzie zrozumiała, iż nie może zostać w rodzinnym mieście, gdzie wszystko przypominało jej o zdradzie. Sprzedała dwupokojowe mieszkanie po rodzicach i razem z Zosią przeniosła się do Nowego Sącza. Starczyło tylko na skromne M2 w fajnej dzielnicy. Zapisała córkę do przedszkola i wzięła dwie prace. Właśnie wtedy poznała swoją przyjaciółkę. Życie nie było łatwe – ciągłe nadgodziny, zmęczenie, ale zmiana otoczenia dała jej nadzieję na nowy początek.
Bogna pracowała jak wół, żeby Zosia nie odczuła braków. Ładne ubrania, nowy telefon, lekcje baletu, korepetycje z angielskiego – wszystko, czego córka chciała. Bez wsparcia rodziny sama ciągnęła cały dom. Chciała, żeby Zosia nigdy nie poczuła się gorsza, więc oszczędzała na sobie – żadnych nowych sukienek, żadnych wakacji.
„Czy ty sama to wszystko płaciłaś?” – zdziwiła się przyjaciółka. „Myślałam, iż były ci pomaga!”
„No płacił alimenty” – przyznała Bogna. „Ale przez pięć lat choćby nie dotknęłam tych pieniędzy. Nie chciałam nic od zdrajcy. Potem sprawdziłam, ile się uzbierało. Suma była spora, ale nie potrzebowałam jej – dawałam radę sama. Zostawiłam je na przyszłość. Dodatkowo odkładałam część wypłaty”.
Zosia zawsze miała, co trzeba, więc nie było powodu, żeby ruszać alimenty. Bogna marzyła o emeryturze: domek na wsi, ogródek, kury, króliki. Córka wyjdzie za mąż, a ona zostawi jej mieszkanie i będzie wysyłać domowe przetwory. Większość na koncie to były właśnie alimenty, nie jej własne oszczędności.
„Świetny pomysł!” – zachwyciła się przyjaciółka. „Też marzę o domku na wsi. Brawo!”
„Nie chwal za szybko” – uśmiechnęła się gorzko Bogna. „Jak tylko kupiłam ten domek, byłam w siódmym niebie i podzieliłam się euforią z Zosią. I od razu pożałowałam. Oskarżyła mnie, iż ją okradłam, i przestała ze mną gadać”.
„Serio? Tylko przez pieniądze?” – przyjaciółka nie mogła uwierzyć. „Zosia zawsze była taka mądra i dobra!”
„I przez cały czas jest” – westchnęła Bogna. „Ale uznała, iż zabrałam jej pieniądze. Kłóciłyśmy się długo. A potem znalazła numer ojca i mu się wyżaliła. Teraz oboje domagają się zwrotu całej kwoty. Były nazwał mnie egoistką, iż niby wydałam na siebie to, co on dał na edukację Zosi. Zupełnie nie biorą pod uwagę, iż harowałam na dwóch etatach i dałam córce wszystko, czego potrzebowała. Czy naprawdę jestem tak okropną matką, iż okradłam własne dziecko?”
Bogna zamilkła, łzy napłynęły jej do oczu. Przypomniała sobie, jak odmawiała sobie wszystkiego, żeby Zosia nigdy nie zaznała biedy. Każdy nowy sprzęt, każdy wyjazd nad morze – wszystko opłaciła swoją pracą. A teraz córka, którą wychowała z taką miłością, odwróciła się od niej. Nowy Sącz huczał od plotek: „Bogna ukradła córce alimenty!” Sąsiedzi szeptali za jej plecami, a Zosia, zamiast bronić matki, tylko rozpalała konflikt, odnowiwszy kontakt z ojcem, który zostawił je piętnaście lat temu.
Były mąż, Witold, nie przebierał w słowach. Dzwonił do Bogny i krzyczał do słuchawki: „Wydałaś pieniądze, które przeznaczyłem na Zosię! Jak mogłaś? To jej przyszłość!”
Bogna próbowała wytłumaczyć, iż sama zapewniła córce wszystko, a alimenty nie były dotykane, dopóki nie kupiła domu. Ale Witold nie słuchał. Zosia też nie. Jej żal był ogromny, jakby matka odebrała jej coś bezcennego. Bogna czuła się zdradzona. Dała córce całe swoje życie, a teraz oskarżano ją o egoizm.
Pewnego dnia, siedząc w swoim nowym domku, otoczona ciszą i zapachem ziół, Bogna zamyśliła się. Może jednak popełniła błąd, nie rozmawiając wcześniej z Zosią? Ale czy lata poświęceń nie dowiodły, iż wszystko robiła dla córki? Napisała Zosi długi list, otwierając przed nią serce: opowiedziała o zmęczeniu, o marzeniu o domku, o tym, jak chciała, żeby córka nigdy nie poznała niedostatku. Zosia nie odpowiedziała, ale miesiąc później niespodziewanie przyjechała.
„Mamo, nie miałam racji” – powiedziała cicho, spuszczając wzrok. „Nie rozumiałam, ile dla mnie zrobiłaś. Wybacz mi”.
Bogna przytuliła córkę, a łzy ulgi popłynęły jej po policzkach. Długo rozmawiały, wyjaśniając urazy, i Zosia przyznała, iż ojciec podjudzał jej złość, chcąc odbudować kontakt. Stopniowo ich relacje się poprawiły, a Nowy Sącz przestał plotkować o „złodziejce”. Bogna została w swoim domku, ale teraz Zosia przyjeżdżała pomagać w ogródku, a ich więź stała się silniejsza niż kiedykolwiek.
Ta historia jest o bólu, przebaczeniu i miłości, która potrafi przetrwać najtrudniejsze próby. Bogna pokazała, iż choćby w najciemniejszych chwilach można znaleźć światło – jeżeli wierzy się w siebie i swoich bliskich.