Przykłady? Proszę bardzo. Wiecie pewnie, iż trzeba strzelać do psów? Serio. Jak pies na wsi wyjdzie poza zagrodę, to myśliwi go zastrzelą. Takich przypadków mamy wiele co roku. Czytałem, iż jakiś myśliwy odstrzelił choćby małego szarego kundelka, który na spacerze oddalił się od właściciela.
No bo pies to zagrożenie dla dzikich zwierząt, do zabijania których prawo powinni mieć tylko myśliwi. No i oczywiste jest, iż przywilej (ba! obowiązek wręcz) biegania po lesie i gryzienia dzikich zwierząt mają tylko psy myśliwych. Absurd? Tak.
Ale nie pierwszy i nie ostatni. Mieliśmy ostatnio w Polsce taki przypadek, iż wilki zaatakowały i zjadły psa, który był przypięty łańcuchem na jakiejś posesji. Myśliwi zaczęli wtedy gardłować, iż trzeba zastrzelić wilki. Cóż, na wsi (czemu nie przeczę) psy powinny raczej siedzieć za płotem. Oczywiście nie na łańcuchu (ale bestialskie podejście ich właścicieli to materiał na inny artykuł), bo tu robi się pewien problem.
Jak pies jest na łańcuchu, to mogą go łatwo zjeść wilki. Taki mają instynkt, to nie są miłe pluszaki, tylko drapieżniki. I jak mają coś do jedzenia, co nie ucieknie, to one to zjedzą. W sumie to tak, jakby wędkarz dziwił się, iż ryba chwyciła mu robaka na haczyku. No ale tu mamy wilki, więc chyba jasne, że, zdaniem myśliwych, trzeba wtedy do nich strzelać.
Wilk, wilczak, jeden pies
Niedawno widziałem, jak myśliwi pisali, iż wilki podchodzą blisko jakichś zabudowań, pokazali choćby zdjęcia. Co było na zdjęciach? Psy. Co prawda takie wilkowate, bo to były wilczaki czechosłowackie.
Mimo wszystko wilczak od wilka różni się mniej więcej tak, jak gęś od kaczki. Swoim działaniem tacy myśliwi udowodnili, iż nie tylko nie znają się na zwierzętach (których takimi są wielkimi przecież miłośnikami), ale i iż mają słaby wzrok. Serio: widziałem wilka, widziałem wilczaka. Trudno je pomylić.
Ale nie, czekaj, przecież myśliwi mają doskonały wzrok! Twierdzą, iż oni nie potrzebują badań, bo są w stanie w locie odróżnić kaczkę niechronioną od kaczki chronionej. Ja widziałem wiele gatunków kaczek chronionych, widziałem też te niechronione. I muszę uczciwie powiedzieć, iż piekielnie trudno je odróżnić jak sobie gdzieś chodzą albo pływają. W locie to praktycznie niemożliwe.
No ale przecież do kaczek trzeba strzelać. Bo kaczki robią… hm. Kaczki akurat nie wyżerają plonów rolnikom, więc nie o to chodzi. Widziałem argument, iż kaczki – nie zgadlibyście – wyżerają karmę rybom hodowlanym! Wyobraźcie sobie staw, w nim karpie. Widzieliście pewnie, jak kaczka coś zjada? Wsadza łeb do wody, wystawia kuper do góry i zjada to, do czego sięgnie. One nie sięgają do dna stawu, jeżeli ten staw jest głębszy niż jakieś pół metra.
Owszem, są w Polsce kaczki nurkujące. Wszystkie ich gatunki są objęte ścisłą ochroną, z wyjątkiem bodajże głowienki. Problem w tym, iż głowienek jest w Polsce jakieś 2 do 6 tysięcy. Czyli mniej niż kur w jednym kurniku przemysłowym. Dla porównania: w Polsce jest ok. 10 000 kurzych ferm, w których hoduje się jakieś 350 milionów kur jednocześnie.
Zobaczcie zresztą sami, jak wygląda polowanie na kaczki w praktyce. Rozpoznanie celu jest po prostu fikcją...
Jeszcze jedno à propos wzroku myśliwych. Czytałem ostatnio, iż jeden z nich, który zastrzelił psa, twierdził, iż myślał, iż to lis i tłumaczył, iż ma słaby wzrok. No ale przecież oni nie potrzebują badań.
Wilk zje – źle. Myśliwy zabije – dobrze
Idźmy dalej z tym ironizowaniem: oczywiście trzeba strzelać do jeleni. No i saren. Bo przecież one wyżerają rolnikom plony. Ale jak wilk zje jelenia, to jest bardzo źle i trzeba zastrzelić wilka. Co prawda myśliwi w okresie 2023/24 zastrzelili w Polsce ponad 106 tysięcy jeleni, ale oni zrobili to "z dobroci serca".
Aha, no i koniecznie trzeba strzelać do bobrów, no bo przecież one robią rozlewiska. Co prawda Polska rozlewisk potrzebuje, ale bez przesady... Do bobrów najlepiej byłoby strzelać i szkoda, iż są pod ochroną.
Tak się składa, iż wyjątkowo skuteczne w redukcji populacji bobrów są wilki. Ale przecież bobry są pod ochroną i jak wilk zje bobra, to jest rzecz niedobra i trzeba zastrzelić wilka. W Polsce mamy ok. 150 000 bobrów, więc nic dziwnego, iż myśliwi chcą do nich strzelać. Podobno bobry są smaczne, ale tego nie wiem. Nie jestem ani wilkiem, ani takim myśliwym.
Dzik: cel oczywisty
Mamy też dziki. Dziki są złe i trzeba do nich strzelać. Oczywiście trzeba je też dokarmiać, bo są dobre. Ale generalnie wyjadają plony rolnikom i gdyby nie myśliwi, to nie mielibyśmy co jeść. Co prawda wilki zjadają dziki, ale wilki są złe i trzeba do nich strzelać, bo zabijają dziki.
Co prawda myśliwi też zabijają dziki, i to hurtowo, ale oni robią to z dobrego serca. Bo przecież dziki roznoszą ASF i od niego chorują świnie. Więc myśliwi zastrzelili w 2023 roku jakieś ćwierć miliona dzików. Co prawda nie zatrzymało to ASF, ale chcą strzelać dalej. Nawiasem mówiąc, strzelanie do dzików nie mogło być skuteczne w walce z ASF, bo tak się składa, iż dziki i świnie hodowlane nie za bardzo mają okazję, by się spotykać.
Eksperci od dawna mówią, iż o wiele skuteczniejsze jest zachowanie zasad bioasekuracji, choćby mycie butów przed wejściem do chlewu. No ale przecież myśliwi wiedzą lepiej, bo oni kochają zwierzęta i mówią, iż lepiej strzelać do dzików, niż zachowywać higienę w hodowli świń.
Jest jeszcze jedno źródło dowodzące nieskuteczności walki z ASF przez zabijanie dzików. Otóż okazało się, iż z tych setek tysięcy zastrzelonych zwierząt, wirusa stwierdzono u 0,4 procent. Czyli u jednego dzika na 250 zabitych.
No ale przecież myśliwi strzelają niemal za darmo, bo za każdego zabitego dzika dostają zaledwie 650 złotych (za odstrzał samicy przelatki lub dorosłej samicy) lub 300 zł (za każdego innego). Na zabicie ponad 1,3 miliona dzików Skarb Państwa w latach 2019-2023 wydał aż 597,5 mln zł, z czego myśliwi otrzymali ok. 526 mln zł.
À propos dzików: podczas heroicznej walki z ASF myśliwi nie przestali dzików dokarmiać. Wiecie, iż rocznie wywożą na pola 100 000 ton karmy? Rozrzucają ją, by zwabić dziki i inne zwierzęta. Dziki mają więc tony karmy podane niemal jak na tacy.
O tym, ile przy okazji tej ich strzelaniny trafia ołowiu do ziemi, ile ginie ludzi, to już chyba choćby nie warto pisać. Chyba już czas, by w XXI wieku zrezygnować z kompletnie idiotycznego hobby (a może biznesu?) polegającego na zabijaniu i sprawianiu cierpienia dla sportu.