Uratował dwulatka z rąk zabójcy. Wyskoczył przez balkon ryzykując własne życie

15 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Wyborcza.pl


Pan Michał usłyszał krzyk sąsiadki, która błagała o pomoc. Wezwał policję, jednak ci długo nie przyjeżdżali. W końcu zdecydował się samodzielnie przejść między balkonami do mieszkania. Znalazł się tam twarzą w twarz z mordercą.Do incydentu doszło 26 lutego w godzinach popołudniowych na jednym z osiedli w Sosnowcu. Jeden z mieszkańców, pan Michał Komorowski, usłyszał niepokojący krzyk sąsiadki, która błagała o pomoc.
REKLAMA


- Kobieta na balkonie jest z małym dzieckiem i krzyczy: pomocy! Ubrałem się i zszedłem na dół. Była tam moja narzeczona i prawdopodobnie babcia dziecka. Narzeczona chyba ze cztery czy pięć razy dzwoniła na policję, na straż - opowiadał pan Komorowski w rozmowie z dziennikarzami programu "Interwencja". Mężczyzna wezwał policję, jednak służby długo się nie pojawiały. W końcu sam postanowił dostać się do kobiety przez balkon. W mieszkaniu niespodziewanie znalazł się twarzą w twarz z mordercą. - Nie bałem się, sam jestem ojcem trójki dzieci. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, iż tam doszło do morderstwa. Myśleliśmy, iż może matka zasłabła, a dzieciątko przeraźliwie płacze z tego powodu - relacjonował.


Zobacz wideo


Kiedy dziecko zaczyna mówić? Logopedka: Na prawdziwe "mama" trzeba poczekać


Uratował życie dwuletniego dzieckaNa miejscu zastał przerażający widok. W przedpokoju leżała kobieta w kałuży krwi. - Z drugiego pokoju wyskoczył do mnie pan z rozwalonym łukiem brwiowym i mówił: "To nie moja wina, to nie ja zacząłem". Podniosłem ręce do góry, bo się wystraszyłem. Miał powiększone źrenice, jak na mnie patrzył i był roztrzęsiony, drgał cały - opowiedział mężczyzna. Choć sytuacja była dramatyczna, pan Michał zachował zimną krew i zdołał przekonać napastnika do przekazania mu synka. - Powiedziałem do niego: "chodź do mnie chłopczyku", malec od razu do mnie przylgnął. Można sobie tylko wyobrazić, w jakiej traumie było to maleństwo - dodał w rozmowie z "Faktem".


Mateusz S. zabił swoją żonę Paulinę na oczach ich niespełna dwuletniego synka. Kiedy pan Michał chciał opuścić mieszkanie, morderca nie pozwolił mu wyjść przez drzwi, żeby nie wpuścić do środka innych ludzi. Zgodził się, żeby pan Michał wyszedł przez balkon. W ten sposób przekazał mu także dziecko. - Będąc na balkonie, nie miałem jak z nim przejść, więc popatrzyłem mu w oczy i mówię do niego: musisz mi go podać. Przeszedłem przez balkon i on mi to dziecko podał, jeszcze pytał, jak mam na imię. Nie wiedziałem, czy on mi odda to dziecko, ale podjąłem ryzyko – opowiada pan Michał.Prokuratura komentuje- Sprawca bezpośrednio po dokonaniu zabójstwa jeszcze przed przybyciem służb zbiegł przez balkon. Następnie został zatrzymany około czterech kilometrów od miejsca zdarzenia na przystanku tramwajowym. Za zarzucany czyn grozi kara od dziesięciu lat pozbawiania wolności do dożywocia. Odmówił on składania wyjaśnień i stwierdził, iż w ogóle nie pamięta zdarzenia - wyjaśnił Damian Kabała z Prokuratury Rejonowej Sosnowiec-Południe.Policja z Sosnowca: Otrzymaliśmy zgłoszenie z drugiej rękiDziennikarze z "Interwencji" zwrócili się o wyjaśnienie sytuacji do podkom. Katarzyny Cypel-Dąbrowskiej z Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu. Zaznaczyli, iż do mieszkania jako pierwsi powinni wejść policjanci, a nie zwykły mieszkaniec, który zaryzykował własnym życiem.


Po jakim czasie patrol policji tan dojechał od zgłoszenia?- zapytali policję i dostali następującą odpowiedź: "Nie mam dokładnie informacji, dlatego iż to nie było bezpośrednio zgłoszenie do nas, tylko na 112. My tak jakby otrzymujemy już to zgłoszenie z drugiej ręki, otrzymujemy już wpis i mamy po prostu kilka zgłoszeń w jednym czasie, iż może mieć miejsce pod tym adresem jakaś awantura domowa". O komentarz w sprawie sytuacji zwróciliśmy się do Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu. Kiedy dostaniemy jakiekolwiek informacje, zaktualizujemy artykuł.
Idź do oryginalnego materiału