Kilkanaście lat temu, para w średnim wieku w stanie Waszyngton osiedliła się na działce w pobliżu kanału Hood. Zaczęli hodować kurczaki i owce. Wszystko szło dobrze dopóki nie zaczęły się pojawiać kojoty. Futrzaste szkodniki pożerały ich zwierzęta. Z tyłu jednego z ich pastwisk znajdował się niewielki strumień w wąwozie. To była autostrada kojotów przez ten teren.
Gdy problem się nasilił, zakupili owczarka McNab. Był on bardzo skuteczny w przeganianiu kojotów. Jednak populacja kojotów wciąż rosła. W pobliżu znajdowała się marina, gdzie kojoty mogły zdobywać pożywienie. Więcej rodzin wprowadzało się na pobliskie przedmieścia. Kojoty miały więc dostęp do wielu zwierząt domowych (kotów i małych psów) jako do pokarmu. Liczba kojotów stała się przytłaczająca dla jednego psa, nie mógł się on więc już przed nimi bronić.
Kojoty porywały średnio jednego lub dwa kurczaki na tydzień. Nie chcesz stracić kury nioski właśnie wtedy gdy zaczyna ona nieść jaja. W końcu właściciel był świadkiem, jak stado kojotów ścigało i zabiło jedną z najstarszych macior. Żona Granta stwierdził wtedy, iż tego już za wiele Powiedziała: Zrób to, co musisz zrobić aby chronić nasze zwierzęta gospodarskie. Kojoty stały się tak liczne, iż obserwowali je każdego dnia. W nocy słyszeli liczne jęki i wycie kojotów. Grant nie miał doświadczenia jako myśliwy, jednak był i jest strzelcem oraz ma olej w głowie.
Grant stworzył plan, i plan ten został dobrze wykonany.
Niedaleko od ich działki znajdowała się ubojnia świń. Grant zdobył głowę wieprza. Przymocował ją bezpiecznie do stalowej linki. Została ona przywiązana nad ziemią na tyłach działki, tak więc kojoty zmuszone były skakać i hałasować aby się do niej dostać. Jednocześnie teren ten był widoczny z werandy domu.
16 września w 2019 roku, Grant pracował w domu. Głowa świni wisiała już od czterech dni. Grant usłyszał zawodzenie nieco przed południem. Kojoty były przy jego przynęcie. Grant chwycił swój karabin AR15 w kalibrze .300 blackout. Miał on 7,5-calową lufę i był wyposażony w tłumik Yankee Hill Machine. .300 był załadowany ponaddźwiękową amunicją 125 grain. Kojoty były w odległości około 100 yardów i w ogóle nie przejmowały się tym co się wokół dzieje. Grant powiedział, iż były prawie tak samo niefrasobliwe jak zdziczałe psy.
Wyszedł on przez przesuwane szklane drzwi na swój ganek i zajął pozycję na tylnej werandzie, używając słupka ganku jako podpórki.
Były tam trzy większe kojoty i dwa mniejsze. Te większe podskakiwały i próbowały oderwać mięso od świńskiej głowy. Złapał największego kojota w kropkę kolimatora Romeo5 i strzelił. Gdy pierwszy kojot padł, Grant przesunął celownik do drugiego największego i strzelił. Ten też poległ. Gdy drugi szkodnik zaległ, trzeci z dużych kojotów poświęcił chwilę by spojrzeć na truchła swoich braci. Przy trzecim strzale padł też trzeci kojot a dwa mniejsze kojoty wzięły nogi za pas. Sekwencja trzech strzałów trwała mniej niż trzy sekundy.
Dzięki temu sukcesowi, dwaj wnukowie Granta zgłosili się na ochotnika do pomocy w powstrzymaniu zagrożenia ze strony kojotów. Chłopaki mieli 28 i 30 lat, mieli też karabiny typu AR15 w kalibrze .223/5.56, bez tłumików, ale z kolimatorami.
Trzej mężczyźni zainstalowali przy przynęcie oświetlenie bateryjne aktywowane czujnikiem ruchu. Założyli też fotopułapkę. Zbierali informacje o harmonogramie i zwyczajach kojotów. Kojoty wróciły około 2 w nocy dwa dni później.
Było ich co najmniej cztery. Fotokomórka i kamera wychwyciły ich obecność. Chłopaki czuwali na zmianę całą noc.
Następnej nocy, we wtorek, kojoty znowu nie pojawiły się o 2 rano. Pojawiły się też o 4 rano. Garret stał na straży ze swoim karabinem typu AR15. Zastrzelił dwa kojoty, zanim pozostałe podjęły decyzję o ucieczce. Jeden kojot powrócił więc Garret również tego przeniósł na tamten świat.
Dwa dni później świńska głowa zaczęła już gnić. Trzej mężczyźni pracowali nad naprawą ogrodzenia około godziny 10 rano, kiedy usłyszeli kojoty. Garret i Chris chwycili za karabiny. Garret pobiegł na tylny ganek, gdzie wcześniej strzelał Grant. Chris udał się na skraj stodoły, gdzie przykucnąwszy mógł obserwować teren pod innym kątem. Było tam około siedmiu kojotów. Dopadli po dwa drapieżniki. Odległość wynosiła około stu jardów. Te kojoty były z gatunku średnich i mniejszych.
Kilka dni później światło zapaliło się około 1 w nocy. Grant trafił szczęśliwie z .300 i załatwił jedenastego kojota. Był to ostatni kojot którego zastrzelili. W tym czasie przynęta była już mocno zgniła.
Przez ponad półtora roku od tej akcji nie było żadnych strat spowodowanych przez kojoty.
Drapieżniki od zawsze były zmorą człowieka w jego walce o przetrwanie i gromadzenie lub uprawę żywności. Są bezpośrednimi konkurentami dla wielu zasobów których pożąda człowiek, i których potrzebuje aby żyć. Większe drapieżniki stanowią bezpośrednie zagrożenie dla człowieka i jego dzieci.
Opinia:
W całej historii istnieje wiele przykładów ludzi twierdzących, iż warunki w których nigdy nie żyli, są znacznie lepsze od tych w których żyją. Jest to typowy przykład myślenia “wszędzie dobrze gdzie nas nie ma”. Dziś ci, którzy kilka wiedzą o prawdziwej naturze, lub którzy dali się porwać idei “natury” której doświadczają przez pryzmat zaawansowanej technologii, często deklarują, iż natura jest o wiele bardziej cnotliwa niż ich cywilizowane przez pryzmat technologii społeczeństwo.
Promotorzy “ekologii” i “powrotu do natury” rzadko są skłonni do osobistej rezygnacji z zalet technologii. Naukowcy latają helikopterami przez całe dni lub tygodnie, jedzą przetworzoną żywność i noszą nowoczesną odzież, korzystają też z dobrodziejstw zaawansowanej medycyny, a potem idą “walczyć o ekosystem” gdzie indziej. Turyści odwiedzają, fotografują i wyjeżdżają. Wielu z tych ludzi zaspokaja po prostu pragnienie potwierdzenia swoich wcześniej ukształtowanych punktów widzenia.
Ci którzy nie muszą żyć z drapieżnikami, mają o nich znacznie lepsze mniemanie niż ci, którzy stale muszą się przed nimi strzec.
Jest współczesnym mitem, iż pradawne plemiona kochały wielkie drapieżniki. Szanowały je, ich siłę i zagrożenie jakie stanowiły. Jednak nikt nie chciał, aby wokół niego i jego dzieci było ich za dużo.
Nowoczesna technologia zwiększyła możliwości człowieka w zakresie kontroli populacji zwierząt, zwłaszcza dużych drapieżników. Idea “równowagi” w przyrodzie jest mitem. Drapieżniki i ofiary rzadko żyją w równowadze o niemal statycznych proporcjach. Zamiast tego, populacje drapieżników i ofiar mają tendencję do osiągania cyklicznych maksimów i minimów. Człowiek, dzięki nowoczesnym metodom zarządzania zwierzyną może łagodzić te cykle, z korzyścią dla ludzi i dla populacji zwierząt.
Drapieżniki będą zwiększać swoją populację, dopóki nie zabraknie im pożywienia lub dopóki inny drapieżnik lub choroba nie utrzyma ich populacji w ryzach. Człowiek jest najbardziej humanitarnym kontrolerem populacji zwierząt, o wiele bardziej niż głód czy choroba.
Populacje drapieżników w erze nowoczesności stają się zagrożeniem dla ludzi i ich własności tylko dlatego, iż ludzie którzy nie żyją z drapieżnikami, ograniczają zdolność innych ludzi do kontrolowania populacji drapieżników obok których ci są zmuszeni żyć.
Populacje drapieżników mogą być kontrolowane do poziomu, w którym występować one będą jedynie na obszarach zarezerwowanych dla dzikiej przyrody. Takie podejście minimalizuje zagrożenie dla ludzi i ich własności. Przeszkodą w takiej regulacji przyrody jest oparte na mitach podejście, twierdzące iż takie zarządzanie jest “nienaturalne”, “złe” lub “wyróżniające”. Myśliwi muszą charakteryzować się wysokim poziomem pewności siebie, umiejętnościami i niezależnością. Cechy te są przez wielu “działaczy” postrzegane jako przeszkoda na ich drodze do kontrolowania społeczeństwa. Stąd myśliwi stają się obiektem ataków (w zasadzie w tym kraju jest to już notoryczne – przyp. MR).
Populacje zwierząt nie kontrolują się same. Zarządzanie światem przyrody może i musi być dokonywane przez człowieka, jeżeli przyjmie on należną sobie odpowiedzialność w tym zakresie.
Człowiek musi uznawać swoją dominację nad zwierzętami. Podejście przeciwne jest tylko i wyłącznie zaklinaniem rzeczywistości.
Dean Weingarten (gunwatch.blogspot.com)
tłumaczył MR