Miał rozpocząć się proces najbardziej wstrząsającego wypadku drogowego ostatnich lat w Polsce. Sebastian M., oskarżony o spowodowanie śmierci trzyosobowej rodziny na autostradzie A1, stanął przed sądem, ale zamiast wysłuchać aktu oskarżenia, sprawa trafiła do mediacji. Rodzina ofiar zgodziła się na negocjacje z mężczyzną, który jechał z prędkością ponad 320 km/h.

Fot. Warszawa w Pigułce
Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim przychylił się do wniosku obrony Sebastiana M. o przeprowadzenie mediacji. To zaskakujący zwrot w sprawie, która od początku wzbudzała ogromne emocje w całej Polsce. Mediacje mają trwać maksymalnie 30 dni, po czym – niezależnie od ich wyniku – sąd będzie musiał wydać wyrok.
Rodzina ofiar: „Nie jesteśmy przeciwni mediacjom”
Najważniejszą decyzję o wyrażeniu zgody na mediacje podjął pełnomocnik rodziny ofiar, mecenas Łukasz Kowalski. „Mam pełne, nieograniczone umocowanie od rodziny ofiar, żeby poprzeć ten wniosek. Nie jesteśmy przeciwni mediacjom” – podkreślił na sali rozpraw.
Rodzina, która straciła w wypadku najbliższych, nie stawiła się jednak na pierwszej rozprawie. Jak tłumaczył ich prawnik, „to zbyt duże obciążenie psychiczne, ponad ich siły. w tej chwili bliscy zmarłych przechodzą terapię. Ich udział został wykluczony przez biegłego psychologa”.
Mediacje będą prowadzone w sposób pośredni – bez bezpośredniego kontaktu oskarżonego z członkami poszkodowanych rodzin. Rozmawiać ze sobą mają prawnicy stron przy udziale bezstronnego mediatora wyznaczonego przez sąd.
Prokuratura sceptyczna. „Dotychczasowa postawa nie wskazuje na zasadność”
Zupełnie inaczej do wniosku o mediacje odniósł się prokurator Aleksander Duda z Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Zaznaczył, iż „dotychczasowa postawa oskarżonego nie wskazywała na zasadność mediacji”. Śledczy woleli otwarcie przewodu sądowego i odczytanie aktu oskarżenia.
Prokuratura ma mocne argumenty. Sebastian M. po wypadku nie udzielił pomocy ofiarom, uciekł z kraju i przez ponad rok ukrywał się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Dodatkowo kilka godzin po tragedii „przywrócił zdalnie do ustawień fabrycznych” swój telefon komórkowy, uniemożliwiając zabezpieczenie dowodów przez śledczych.
Mimo sceptycyzmu prokuratura nie może zablokować mediacji, jeżeli obie strony sporu – oskarżony i rodzina ofiar – wyrażają na nie zgodę.
Sędzia: „Mediatorzy patrzą w przód, sąd patrzy wstecz”
Sędzia Renata Folkman, która przewodniczyła rozprawie, wyjaśniła różnicę między mediacją a procesem sądowym. „Mediacje różnią się od procesu tym, iż sąd patrzy wstecz, na to, co się wydarzyło. Mediatorzy natomiast patrzą wprzód. Na bazie tego co się stało, na bazie naszej wiedzy próbują pomóc stronom się pojednać, porozumieć” – podkreślała.
Sędzina zaznaczyła jednak, iż mediacja nie zastępuje rozstrzygnięcia sądu i sprawa i tak zakończy się wyrokiem. Ewentualna ugoda będzie jedynie deklaracją stron co do sposobu zakończenia sprawy i nie ma mocy prawnej. Sąd musi jednak wziąć pod uwagę treść ugody przy wydawaniu wyroku.
Obrona chciała utajnienia procesu. Sąd odmówił
Przed rozpoczęciem rozprawy pełnomocniczka Sebastiana M., mecenas Katarzyna Hebda złożyła wniosek o wyłączenie jawności procesu. „Sprzeciwiamy się nagrywaniu procesu” – argumentowała prawniczka, obawiając się szczególnie nagrywania wyjaśnień oskarżonego.
Sąd jednak zdecydował o jawności procesu. Sędzia Renata Folkman podkreśliła, iż kodeks postępowania karnego wymaga zagwarantowania jawności w obliczu sprzeciwu prokuratury. „Niezależnie od tego przepisu, sama nie znajduję żadnej podstawy do tego, żeby wyłączyć jawność procesu” – zaznaczyła.
Ze względu na gigantyczne zainteresowanie sprawy, sąd wydawał poszczególnym redakcjom specjalne akredytacje. Niemal cała przestrzeń dla publiczności została wypełniona przedstawicielami prasy.
Koszmar na autostradzie. Jechał 320 km/h, nie pomógł ofiarom
Przypominając szczegóły tragedii z 16 września 2023 roku: Sebastian M. kierował BMW M850i z prędkością od 315 do 329 km/h na autostradzie A1, gdzie dozwolona prędkość wynosi 140 km/h. Z „czarnej skrzynki” w jego aucie wynika, iż hamować zaczął na sekundę przed wypadkiem. Prędkość w momencie zderzenia z Kią, którą jechała rodzina z trzema osobami, wyniosła od 253 do 260 km/h.
Jak czytamy w akcie oskarżenia udostępnionym dziennikarzom, Sebastian M. po wypadku zachował się w sposób bulwersujący. Nie zainteresował się losem ofiar uwięzionych w płonącym aucie. „Mimo iż widział płonący samochód, nie ruszył się z miejsca, w którym na autostradzie zatrzymał się jego pojazd” – opisują śledczy.
Świadek zeznał, iż oskarżony zachowywał się tak, jakby „wjechał w kosz na śmieci”, a jego jedyną troską było wykonywanie połączeń telefonicznych do ojca. Mężczyzna oburzał się też, iż policjanci zatrzymali mu prawo jazdy.
Samochód „wyścigowy” z nielegalnym antyradarem
Prokuratura ustaliła, iż BMW należące do firmy ojca Sebastiana M. było specjalnie zmodyfikowane. Mężczyzna zlecił usunięcie fabrycznego limitu prędkości oraz zwiększenie mocy silnika. Samochód posiadał także nielegalny antyradar, który „wykrywał i zakłócał pracę laserowych mierników prędkości”, co miało zapewnić mu bezkarność.
To nie był pierwszy problem Sebastiana M. z przekraczaniem prędkości. W październiku 2021 roku zatrzymano mu prawo jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h w obszarze zabudowanym i ukarano grzywną 500 złotych.
Zdaniem prokuratury wszystkie te okoliczności pokazują, iż oskarżony „przejawiał skłonności do szybkiej jazdy” i „poruszając się z irracjonalną wręcz prędkością, doprowadził do sytuacji, w której nie był w stanie uniknąć wypadku”.
Co mogą dać mediacje w tak dramatycznej sprawie?
Mediacje w sprawach karnych to procedura, która pozwala stronom na rozmowy i szukanie porozumienia w zakresie kary oraz naprawienia szkody. Jak wyjaśnia resort sprawiedliwości, ewentualna ugoda może skutkować dla sprawcy między innymi „uwzględnieniem wniosku o dobrowolne poddanie się karze, uznaniem faktu zawarcia ugody jako okoliczności łagodzącej przy wymiarze kary, nadzwyczajnym złagodzeniem kary, a choćby odstąpieniem od wymierzenia kary”.
Dla rodziny ofiar mediacje mogą być szansą na uzyskanie satysfakcji moralnej – przyznania się oskarżonego do winy, wyrażenia żalu za swoje czyny oraz zobowiązania się do naprawienia szkody w możliwym zakresie.
Strony mogą w każdym momencie zerwać rozmowy mediacyjne. jeżeli nie dojdzie do ugody w ciągu 30 dni, automatycznie rozpocznie się standardowy proces sądowy.
Co to oznacza dla przebiegu sprawy?
Decyzja o mediacjach nie zmienia faktu, iż Sebastian M. pozostanie w areszcie. Sąd przedłużył mu tymczasowe aresztowanie do 24 grudnia 2025 roku, uznając, iż istnieje uzasadniona obawa ucieczki.
Jeśli mediacje się nie powiodą lub zakończą bez ugody, proces automatycznie ruszy po upływie 30 dni. Sąd zaplanował już sześć rozpraw – dwie we wrześniu, dwie w październiku i dwie w listopadzie.
Oskarżonemu grozi od 8 lat więzienia na podstawie artykułu 177 paragraf 2 Kodeksu karnego za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. W przypadku udanej mediacji kara może zostać złagodzona, ale sąd i tak musi wydać wyrok.
Rodzina Sebastiana M. milczy
Na salę rozpraw przyszli członkowie rodziny Sebastiana M. – matka w towarzystwie córki. Kobieta odmówiła jednak komentarza dziennikarzom. „Nie mam nic państwu do powiedzenia, już zbyt dużo dziennikarze o nas powiedzieli” – powiedziała przed wejściem na rozprawę.
Sam oskarżony na początku posiedzenia oświadczył: „Nie wyrażam zgody na publikację wizerunku oraz podawanie danych osobowych”. Mężczyzna nie składał wyjaśnień ani nie odniósł się do zarzutów.
Sprawa Sebastiana M. od początku wzbudza ogromne emocje nie tylko ze względu na drastyczne okoliczności wypadku, ale także sposób zachowania oskarżonego po tragedii – ucieczką z kraju i ukrywaniem się przez ponad rok w Dubaju.
Mediacje w tak dramatycznej sprawie to rozwiązanie rzadko spotykane w polskich sądach. Ich wynik może mieć znaczący wpływ na ostateczny wyrok, ale niezależnie od ustaleń mediacyjnych, sąd będzie musiał rozstrzygnąć o winie i karze dla Sebastiana M.