Zanim rozpoczął się przewód sądowy, obrońca oskarżonej, mecenas Paweł Wróblewski, złożył wniosek o wyłączenie jawności procesu. Argumentował to możliwością zakłócenia spokoju publicznego oraz naruszeniem ważnego interesu prywatnego Julianny K. Jak tłumaczył, akta zawierają szczegółowe informacje dotyczące m.in. porodu oraz zdrowia psychicznego kobiety.
Wniosek spotkał się ze sprzeciwem prokuratora Łukasza Oleksiaka z Prokuratury Rejonowej w Gorzowie, który podkreślił, iż nie istnieją przesłanki do utajnienia sprawy.
Sędzia Rafał Kierzynka nie przychylił się do wniosku obrońcy i podkreślił, iż nie zachodzą okoliczności uzasadniające wyłączenie jawności, tym bardziej iż osoba pokrzywdzona – dziecko – nie żyje.
Akt oskarżenia i łzy oskarżonej
Po odczytaniu aktu oskarżenia Julianna K. nie przyznała się do winy. Zaczęła płakać i ze łzami w oczach przedstawiła swoją wersję wydarzeń.
– Rafałek mi wypadł. Byłam przemęczona. Partner mi nie pomagał, tylko raz przewinął dziecko. To stało się w nocy z 18 na 19 czerwca – opowiadała przed sądem Julianna K. – Przekładałam go z ramion do łóżeczka, które stało przy szafie. Uderzył się wtedy o barierki. Próbowałam obudzić partnera, ale on się nie ruszył.
– Rano jeszcze karmiłam Rafałka. Wszystko wydawało się być w porządku. Nie zauważyłam żadnych objawów, nic nie wskazywało na to, iż coś jest nie tak – mówiła ze łzami w oczach. – Dopiero około godziny 11, kiedy wyszłam z toalety, zobaczyłam, iż ciężko oddycha. W tym samym momencie do mieszkania weszła moja mama. Poprosiłam ją, żeby zadzwoniła na pogotowie. Julianna K. pojechała z synem do szpitala. Jej partner został w domu, ale później również pojawił się w placówce.
„Za dużo tego było. Sama miałam wszystko na głowie”
Podczas składania wyjaśnień Julianna K. mówiła również o swojej relacji z partnerem i braku wsparcia z jego strony.
– Bardzo czekałam na to dziecko. Bałam się tego wszystkiego. Wiedziałam, jaki on jest, ale się z nim związałam. Dla niego liczyła się tylko jego rodzina, nie moja. Bałam się, iż sama nie poradzę sobie z dzieckiem – zeznała.
– Partner grał, oglądał telewizję albo robił obiad. Prosiłam go, żeby pomagał mi przy dziecku, ale w ogóle nic nie robił. Sama miałam wszystko na głowie, za dużo tego było. Mogłam liczyć tylko na pomoc mojej mamy.
Oskarżona odniosła się też do wcześniejszych zarzutów dotyczących znęcania się nad zwierzętami.
– W życiu nie uderzyłam kotów. Czasem tylko krzyknęłam, ale nie biłam ich ręką ani klapkiem. Nie zrobiłam im żadnej krzywdy.
Podczas pierwszej rozprawy przesłuchani zostali ratownicy medyczni, którzy 19 czerwca 2024 roku udzielali pomocy Rafałkowi w mieszkaniu Julii K., a następnie reanimowali go i przewieźli do szpitala. Zeznawali również lekarze, którzy przyjmowali dziecko na oddział intensywnej terapii noworodka, a także specjaliści, którzy uczestniczyli w czynnościach medycznych po śmierci chłopca, w tym przy sekcji zwłok i dokumentowaniu obrażeń.
Na kolejnej rozprawie sąd planuje przesłuchać członków rodziny Julii K., a także jej partnera i ojca dziecka – Marcina W.. Mężczyzna w początkowej fazie śledztwa również trafił do aresztu, jednak po analizie dowodów został oczyszczony z zarzutów i zwolniony z zastosowanego środka zapobiegawczego.
Jeszcze dziś na portalu Gorzowianin.com opublikujemy pełny materiał dziennikarski, oparty na aktach sprawy, do których nasza redakcja uzyskała dostęp tuż przed rozpoczęciem procesu. To szczegółowy opis wydarzeń, relacji świadków, opinii biegłych i wyjaśnień oskarżone: Rafałek przeżył 19 dni. Lekarze i biegli: był ofiarą przemocy