Prawica straszy paraliżem i migrantami na granicy z Niemcami. Zobaczcie, co mówią w Słubicach

22 godzin temu
Przez kontrole po niemieckiej stronie granicy korki w Polsce sięgają kilkunastu kilometrów, a mieszkańcy są uwięzieni we własnych miastach. Paraliż jest taki, iż karetki nie mogą przejechać, a ludzie nie mogą dotrzeć do pracy, czy domu. Do tego imigranci są przerzucani z Niemiec. "Koczują na ulicach, budzą strach. Dramatyczny obraz z miasta przy niemieckiej granicy" – to fragment relacji prawicowej stacji ze Słubic. Gdy pytam o to w Słubicach, słyszę, iż nie widać koczujących na ulicy. Policja nie dostaje żadnych niepokojących sygnałów. Największym problemem są korki, ale akurat teraz paraliżu nie ma.


– To jest manipulacja – mówi o tym, jak prawicowa stacja przedstawiła ich miasto starosta słubicki Leszek Bajon. Przed weekendem sam widział w mieście samochód telewizji wPolsce24. Efekt mógł zobaczyć w piątek 7 lutego.

Tytuł: "Sparaliżowane drogi i strach przed niebezpiecznymi "nieznajomymi". Dramatyczny obraz z miasta przy niemieckiej granicy".

Starosta: Absolutnie nie mamy problemu z imigrantami


Prezenterka prawicowej stacji tak zapowiada materiał: – Paraliż miast, uwięzione w korkach karetki i frustracja mieszkańców. Samorządowcy biją na alarm, ale Berlin milczy".

Widz słyszy też: – Mieszkańcy pogranicza boją się wychodzić z domów, a niemieckie służby, zamiast rozwiązać problem, przerzucają migrantów na polską stronę. Kto zapłaci za ten chaos?

Cały materiał jest o tym, iż przez niemieckie kontrole na granicy mamy do czynienia z totalnym chaosem. Ale też o strachu mieszkańców z powodu imigrantów.

– W Słubicach jest całkowity spokój. Jedyny problem to chaos komunikacyjny, który powstaje w weekendy, gdy nasi sąsiedzi przyjeżdżają do Słubic na bazar lub zdarza się co pewien czas przy okazji różnych świąt i długich weekendów. To jest problem komunikacyjny. To nie jest problem migracyjny – reaguje na to w rozmowie z naTemat starosta Leszek Bajon.

Korki na A2 są jednak faktem, niemieckie kontrole odbijają się na wszystkich. Każdy paraliż w mieście wywołuje frustrację ludzi, zwłaszcza, iż wielu pracuje i uczy się w Niemczech. Ale, jak mówi starosta, ostatnio paraliżu nie było. Nie słyszał też o problemie z imigrantami, którzy mają być przerzucani z Niemiec. Ani o strachu mieszkańców z ich powodu.

"Dużo jest kradzieży w sklepach. Także nagminnie, kradną, kombinują na ulicach, trzeba mieć się na baczności. Koczują na ulicach, budzą strach" – słychać głosy mieszkańców w materiale prawicowej stacji.

– Absolutnie nie mamy problemu z imigrantami. Absolutnie nie ma nic takiego, iż ludzie boją się wychodzić na ulice. To są jakieś wyimaginowane stwierdzenia. Cały czas mam kontakt ze Strażą Graniczną, z komendantami Straży Pożarnej, z Policją. Nic takiego nie ma miejsca – mówi starosta.

"Z Frankfurtu naprawdę przychodzi ich dużo" – mówi jedna z mieszkanek.

Leszek Bajon: – Ja tego nie zauważam, a codziennie obchodzę całe Słubice. Absolutnie nie widać nikogo koczującego. Nie widziałem żadnego chaosu, czy rozboju. Powiedziałbym, iż jest choćby wyjątkowo spokojnie. Może tylko przejście graniczne wzbudza lekki strach, gdy widzi się tam tylu niemieckich umundurowanych policjantów z bronią. Ale myślę, iż nie wpływa to na żaden chaos.

"Granica z Niemcami stoi", "Gigantyczne korki"


Wszyscy wiemy, iż przez niemieckie kontrole wydłużył się czas przekraczania granicy. A także, iż ludzie, którzy tu mieszkają, mocno to odczuli, o czym na przestrzeni ostatnich miesięcy informowały media. Były relacje o kilkugodzinnym oczekiwaniu na granicy, o codziennym horrorze i koszmarze ludzi, którzy mają problem z dotarciem np. do pracy w Niemczech, o rujnowaniu życia okolicznych mieszkańców, o tym, iż przez te korki choćby Niemcy rezygnują z zakupów w Polsce.

"Granica z Niemcami stoi", "Gigantyczne korki na granicy", "Zrobił się korek na 10 km" – donosiły media jeszcze na początku stycznia. O problemach alarmują lokalne władze.

"Autostrada Wolności stała się piekłem, upokorzeniem. Niemcy źle zorganizowanymi kontrolami na granicy zdewastowali nasze życie" – mówił niedawno w rozmowie z "Wyborczą" Marcin Jabłoński, marszałek województwa lubuskiego.

Były też apele samorządów do niemieckich władz. Reorganizacja ruchu w mieście. I protesty mieszkańców. Jesienią 2024 roku wyszli na ulice z transparentem "Korki zabijają nasze miasto". Jak relacjonowała "Gazeta Lubuska" krzyczeli: "Warszawo, Berlinie, mamy problem!".

Jednak, gdy w piątek 7 lutego pytam o sytuację Słubicach, reakcje ludzi są spokojniejsze. Choć podkreślmy – problem jest ogromny i raczej nikt nie wyobraża sobie, by kontrole utrudniające im życie miały trwać dłużej. Ale nie jest tak, iż paraliż odczuwają non stop.



Oto jak reagują, gdy pytamy o "dramatyczny obraz swojego miasta".

"Naprawdę dochodziło do dantejskich scen"


– Owszem, jeżeli chodzi o paraliż miasta, można się pod tym podpisać. Zrobiłbym to, ale nie dziś, tylko cztery-pięć miesięcy temu. Wtedy były takie przypadki i naprawdę dochodziło do dantejskich scen. Sam byłem świadkiem, iż karetki nie mogły przedrzeć się przez Słubice. Kierowcy niemieccy jeździli po wale, po chodnikach, robili skróty. Teraz takiej sytuacji nie ma. Nie ma armagedonu – mówi naTemat Daniel Szurka, słubicki radny i redaktor naczelny portalu NaszeSlubicePL.

Gdy rozmawiamy, widzi przez okno najbardziej ruchliwą ulicę Słubic, która prowadzi do mostu granicznego. Jest piątek 7 lutego.

– w tej chwili nie ma żadnych korków. Nie było ich wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu też nie. One występują sporadycznie i krótkotrwale w weekendy. To się wiąże ze wzmożonym ruchem sąsiadów zza Odry, którzy dokonują u nas zakupów. W poniedziałek rano, gdy ruszają samochody ciężarowe, potrafi się z kolei zakorkować Świecko. Kierowcy samochodów osobowych wolą wtedy uciec i przejechać przez Słubice. Czyli jedno napędza drugie – tłumaczy.

Ostatni raz wielkie korki zdarzyły się w okolicach 6 stycznia, gdy w Trzech Króli w Polsce kończył długi czas wolnych dni i ludzie wracali z urlopów. A w Brandenburgii 5 stycznia kończyły się ferie zimowe. Ogólnopolskie media sporo o tym pisały.

"Tak wiem, jest źle...Ten weekend daje nam się we znaki" – pisała wtedy do mieszkańców burmistrz Marzena Słodownik. Sama zauważyła, iż od 3 listopada był względny spokój.



– Wtedy były korki, ale tak naprawdę było to naturalne, bo tak w tym okresie było od zawsze. Najczęściej zdarzają się właśnie wtedy, gdy zaczynają się lub kończą się różne święta zarówno po stronie polskiej, jak i niemieckiej. Gdy w Trzech Króli ludzie wracali z urlopów, stanęło i Świecko, i Słubice. Korki potrafiły zacząć się o godz. 10-11 i trwać choćby do późnych godzin nocnych. Ale teraz nic takiego nie ma miejsca. Od dłuższego czasu Słubice są przejezdne choćby w weekendy – opowiada nam słubicki radny.

A imigranci, którzy mają koczować w mieście?


– Nie słyszałem, żeby tu rozgrywały się jakieś dantejskie sceny. Myślę, iż ktoś chce chyba wzbudzić obawy na polsko-niemieckim pograniczu. Że nie wiadomo jakie hordy uchodźców z innych państw przedzierają się przez granicę w Słubicach i koczują u nas po parkach, czy deptakach. A takich sytuacji nie ma – mówi Daniel Szurka.

Starosta słubicki: To przypomina czasy NRD


Przypomnijmy, w ramach walki z nielegalną migracją i zagrożeniem ekstremizmem islamskim, od września 2024 roku Niemcy przywrócili kontrole na granicach ze wszystkimi swoimi sąsiadami. Miały potrwać sześć miesięcy.



– Jak pani wjedzie na most graniczny, to widok może budzić przerażenie, gdy na granicy stoi 20 umundurowanych policjantów niemieckich. Stoją trzy wielkie namioty do kontroli. To przypomina czasy NRD. Patrząc na to, można wyciągnąć wnioski, iż dzieje się coś niebezpiecznego. Ale mieszkańcy Słubic już się do tego przyzwyczaili. Szczególnie iż dojeżdżają codziennie do Niemiec do pracy, do szkoły, do przedszkola. Nie jest to coś, co by wpływało na jakikolwiek chaos w Słubicach – uważa starosta.

Zaraz za zjazdem z mostu granicznego w Słubicach, jest wyznaczone miejsce, gdzie można dokonywać szczegółowych kontroli.

– Ale zdarzają się sytuacje, iż niemieckie służby granicznie zatrzymują samochody w pasie drogowym. Czasami sprawdzają dokumenty, a czasami zaglądają do bagażnika, czy proszą o opuszczenie tylnych szyb, jeżeli są przyciemniane. Wtedy tworzy to zator. Niemcy wiedzą jednak, iż strona polska jest na to uczulona i starają się robić kontrole szczegółowe na zjeździe – mówi radny.

W tej sprawie lokalne władze od dawna apelują do Niemiec. Marszałek województwa lubuskiego napisał list do Minister Spraw Wewnętrznych Niemiec Nancy Faeser, wprost apelując o podjęcie działań, by poprawić sytuację na granicy.

"Kilkunastokilometrowe kolejki na granicy niszczą dotychczasowe wysiłki włożone we wspieranie rozwoju Polski i Niemiec. To zaprzeczenie idei Unii Europejskiej, jej polityki spójności i złamanie zasad Strefy Schengen. Nie możemy na to pozwolić" – cytujemy jego słowa za "Gazetą Lubuską".



Gazeta przytacza też odpowiedź z Niemiec. Koordynator ds. niemiecko-polskiej współpracy Dietmar Nietan "zgodził się z argumentami marszałka" i stwierdził, iż "obecna sytuacja na granicy wpływa zaś negatywnie na postrzeganie transgranicznego położenia Polski i Niemiec".

– To był wymowny list, na najwyższym szczeblu. My, jako Rada Miejska oraz burmistrz próbujemy informować o tym problemie magistrat we Frankfurcie, jednak słyszymy, iż on zna problem, ale ponieważ zwierzchność policji należy do landu nie do miasta, więc nie mogą im nic nakazać. Dlatego im więcej osób o tym mówi, im większe jest zaangażowanie marszałka Jabłońskiego, tym lepiej dla naszego miasta – mówi nam Daniel Szurka.

Starosta: – Pan marszałek napisał to, żeby uświadomić władzom niemieckim, a szczególnie Brandenburgii, iż prowadzenie kontroli na moście ma się nijak do układu Schengen. Chciał zwrócić na to uwagę.

W Słubicach czekają na obwodnicę


O aktualną sytuację w mieście zapytałam też w Komendzie Powiatowej w Słubicach. Usłyszałam, iż w piątek 7 lutego w mieście nie było korków ani żadnego paraliżu na drogach. Było stabilnie i nie było żadnych utrudnień ani na granicy, ani w kierunku mostu granicznego w Słubicach.

Natomiast jeżeli miasto jest zakorkowane i sytuacja jest naprawdę drastyczna, to informują o tym przez social media, czy stronę internetową i proszą o wybieranie tras alternatywnych. Jednak nie wszyscy czytają komunikaty.

Zapytałam też o koczujących na ulicach i strach w mieście. Usłyszałam, iż nie mają takich sygnałów. Mają kontakt ze Strażą Graniczną, mają wspólne służby, Straż Graniczna kontroluje sytuację. Ale niepokojących sygnałów, iż ktoś koczuje lub ktoś przez kogoś boi się wychodzić na ulicę, nie było.

Rozwiązanie dla Słubic? Budowa obwodnicy


Telewizja wPolsce24, jak sama informuje, chciała na przykładzie Słubic pokazać, "jak wyglądają skutki paktu migracyjnego w praktyce". Zresztą w innych materiałach tej stacji straszą widzów, iż "czeka nas fala nielegalnych imigrantów" albo, iż "szykują się olbrzymie fale nielegalnych migrantów".

"Sytuacja w Słubicach jest dramatyczna", "Poza paraliżem drogowym dochodzi problem z nielegalnymi imigrantami, bo na ten moment mieszkańcy boją się już wychodzić po ciemku na ulice", "Oni tu koczują w zorgnizowanych grupach, przemieszczają się po mieście" – przewija się przekaz w innej relacji ze Słubic. Jej autor mówi, iż widział "interwencję Straży Granicznej i policji wobec grupy nielegalnych imigrantów, która w Słubicach przebywała".

Na pasku napis: "Tusk kłamie ws. paktu imigracyjnego".

– Nie będziemy realizować paktu migracyjnego. Stanowisko premiera jest jasne – reaguje posłanka Elżbieta Polak, była marszałek województwa lubuskiego.

Ale uważa, iż na granicy jest wielki, międzynarodowy problem i nie można zostawić z nim władz lokalnych.

– Jest projekt budowy obwodnicy. Nie udało nam się to wcześniej, a teraz jest olbrzymia szansa i myślę, iż w tej kadencji się to uda. Zwłaszcza przy zaangażowaniu władz lokalnych. Bardzo ich w tym wspieram. Dlatego: wszystkie ręce na pokład – mówi naTemat.



W Słubicach bardzo liczą na budowę obwodnicy. Walczą o nią od miesięcy. "Obwodnica Słubic to konieczność. Trwa przygotowanie dokumentacji" – donoszą lokalne portale.

– Mamy do czynienia z chaosem komunikacyjnym, który powstaje przez to, iż jesteśmy największym przejściem granicznym na zachodzie i tysiące tirów jedzie w stronę Niemiec i z powrotem. W mieście jest zbyt mały przepust, żeby wszystkie samochody mogły bezpośrednio wjechać do Niemiec. Wszystkie władze gminy, czy powiatu i policja pracują nad tym, żeby to udrożnić. Rozwiązaniem będzie obwodnica – mówi starosta.

Mówi się o niej lat. Dlaczego trwa to tak długo? Starosta wskazuje na rządzy PiS.

– Zawsze wygrywały u nas siły demokratyczne, a nie PiS. Chaos komunikacyjny powstał przez to, iż PiS nie wpisał nas na listę 100 oczekujących na obwodnicę. Ale teraz plan powstania obwodnicy powoli się krystalizuje. I chaos komunikacyjny będzie w przyszłości rozwiązany – zapowiada.

Idź do oryginalnego materiału