![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/041ff73c57426bc9a26f0191a346df8f.jpg)
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/fec449aea6c85eb1188b9c3b25010d89.jpg)
– Chcę wezwać pana Prokuratora Generalnego Adama Bodnara oraz pana Prokuratora Krajowego Dariusza Korneluka do wyjaśnienia tej sprawy. Nie może być tak, iż w państwie prawa niewinny człowiek może być bez konsekwencji pozbawiony przez siedem lat wolności – powiedział tuż po wyroku mec. Łukasz Chojniak, obrońca Roberta J.
– Przez dekady państwo niszczyło tego człowieka, prowadziło wszystkie możliwe czynności przeciwko niemu, za nic mając konieczność wyjaśnienia sprawy. Chodziło tylko o to, żeby skazać człowieka niewinnego – dodał.
Jakie zatem dowody zebrane przez śledczych miały przesądzić o winie oskarżonego? Dlaczego Sąd Apelacyjny w Krakowie zdecydował się uniewinnić Roberta J.? Analizujemy najważniejsze i najbardziej zaskakujące aspekty tej sprawy.
Przypomnijmy, iż w 2022 r. Sąd Okręgowy w Krakowie skazał w I instancji Roberta J. na dożywocie. Jednak Sąd Apelacyjny nie zostawił suchej nitki zarówno na tym wyroku, jak i na całym śledztwie. W uzasadnieniu sędzia Wojciech Domański podważał wiarygodność zeznań świadków, zwracał uwagę na nierzetelne opinie i wątpliwą metodę śledczą „szukania śladów na duszy” stosowaną przez szefa krakowskiego Archiwum X Bogdana Michalca.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/0eef213e3e04d4a45322744e4d831418.jpg)
Obrońca oskarżonego Roberta J. Łukasz Chojniak na sali Sądu Apelacyjnego w Krakowie,
Z decyzją Sądu Apelacyjnego nie zgodził się jednak prok. Piotr Krupiński i już teraz zapowiedział kasację. – Oceniam ten wyrok jako niesłuszny, niesprawiedliwy i wewnętrznie sprzeczny, jeżeli chodzi o niektóre kwestie, które zostały ustnie przedstawione przez sędziego referenta – powiedział dziennikarzom, którzy zgromadzili się na sali sądowej.
Zbrodnia, która wstrząsnęła Polską
Ta historia wstrząsnęła Polską pod koniec ostatniej dekady XX w. 6 stycznia 1999 r. załoga statku „Łoś” stacjonującego na Wiśle w Krakowie odkryła, iż w śrubę napędową wplątała się skóra, którą ktoś zdjął z ludzkiego tułowia i spreparował w taki sposób, żeby przypominała body. niedługo okazało się, iż to fragmenty ciała 23-letniej Katarzyny Z., studentki Uniwersytetu Jagiellońskiego, która zaginęła kilka tygodni wcześniej.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/cfb4b423e89352eab2b9b122d993212d.jpg)
Zdjęcie poglądowe zrobione w 1985 r.. Przystań barek rzecznych na Wiśle. Na zdjęcu widoczny radziecki statek: pchacz typu Łoś
Przez blisko 18 lat policja bezskutecznie poszukiwała mordercy, którego okrzyknięto polskim Hannibalem Lecterem. Jednak w październiku 2017 r. doszło do przełomu. Wówczas prokuratura aresztowała 53-letniego Roberta J. i oskarżyła go o morderstwo Katarzyny Z. ze szczególnym okrucieństwem.
Mężczyznę kojarzyło wielu mieszkańców krakowskiego Kazimierza. Syn poety od lat zmagający się z problemami psychicznymi utrzymywał się z renty i mieszkał z matką. Pracował krótko w Instytucie Zoologii UJ (jako pracownik fizyczny) oraz w Szpitalu Zakonu Bonifratrów, gdzie – według prokuratury – miał do czynienia ze zwłokami w prosektorium. Od małego uchodził za dziwaka i odludka. Był też niezwykle religijny.
Jego nazwisko pojawił się w śledztwie dot. Katarzyny Z. już na samym początku. Wskazał na niego inny podejrzewany mężczyzna – nieżyjący już krakowski hodowca gadów i miłośnik węży. Co prawda twierdził wówczas, iż nie ma żadnej konkretnej wiedzy na temat samego morderstwa, ale uważał, iż Robert J., z którym znał się jeszcze z czasów szkoły średniej, byłby do tego zdolny.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/5b8490593757d23a48b6d1f56503c53b.jpg)
Port rzeczny Zabłocie na Wiśle. Miejsce, gdzie w 1999 r. znaleziono kawałki ludzkiej skóry należące do zaginionej studentki Katarzyny Z.
Policjanci sprawdzali każdy, choćby najmniejszy trop, dlatego w 2000 r. przesłuchali Roberta J. i gruntownie przeszukali jego mieszkanie. Nie znaleźli jednak niczego, co wiązałoby go z tym morderstwem. Przez następne lata typowano różne osoby. Jednak za każdym razem, gdy nie udawało się znaleźć konkretnych dowodów, policjanci z Archiwum X wracali do Roberta J.
Dopiero w 2019 r. prok. Piotr Krupiński przedstawił liczący 800 stron akt oskarżenia przeciwko 53-latkowi z krakowskiego Kazimierza. Zdaniem śledczych Robert J. przez kilka tygodni przetrzymywał swoją ofiarę i znęcał się nad nią fizycznie oraz psychicznie: bił, okaleczał i faszerował lekami przeciwpsychotycznymi oraz przeciwlękowymi. Na koniec miał rozkawałkować zwłoki i wrzucić je do Wisły.
Sprawa od samego początku budziła jednak ogromne kontrowersje. Robert J. nie przyznawał się do winy, a rodzina i obrońcy przekonywali, iż śledczy nie przedstawili żadnego bezpośredniego dowodu na jego winę. W dodatku twierdzili, iż prokuratura usiłuje zrobić z niego winnego „za wszelką cenę”.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/6b77e84aa9669e2c21076458a4e0ab6c.jpg)
Prokurator Piotr Krupiński na korytarzu Sądu Apelacyjnego w Krakowie
Interesują Cię historie kryminalne? Zachęcamy do kupna książki Mateusz Baczyńskiego „Martwy Punkt. Sprawa zabójstwa Iwony Cygan”. Książkę można zamówić tutaj.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/de3674fccd8deb47407f8807b7a748ee.jpg)
„Martwy punkt. Sprawa zabójstwa Iwony Cygan”
Świadkowie incognito
W całej sprawie najważniejsze okazały się zeznania trzech świadków incognito, którzy mieli widzieć Roberta J. w towarzystwie Katarzyny Z. To o tyle istotne, iż prokuratura miała wcześniej problem, aby udowodnić jakiekolwiek związki między oskarżonym i ofiarą — choćby to, czy w ogóle się znali.
Adwokaci mieli jednak wątpliwości co do wiarygodności tych zeznań, zwłaszcza iż zostały one złożone niemal 20 lat po zabójstwie, a świadkowie mieli problem z przytoczeniem szczegółów tamtych wydarzeń. Jeden z nich nigdy nie został choćby przesłuchany przed sądem, a obrońcy mieli możliwość zapoznania się jedynie z mocno zanonimizowanym protokołem jego przesłuchania.
Inny ze świadków stwierdził wprost, iż nie jest pewny, czy dziewczyna, którą widział z Robertem J., to faktycznie była Katarzyna Z. W trakcie procesu przyznał, iż jedyną cechą charakterystyczną, którą zapamiętał, była blada cera.
„Wśród okazanych mi na planszy kobiet, tylko ta jedna miała jasną karnację, a ta dziewczyna, która szła z Robertem J., była blada, to jest jedyny szczegół jej wyglądu twarzy, który utkwił mi po 20 latach w pamięci. Prawdą jest, iż się tej dziewczynie nie przyglądałem, widziałem ją bardzo krótko i ze względu na upływ czasu nie pamiętam jej rysów twarzy” — wyjaśniał na wokandzie.
Podobno wątpliwości odnośnie do zeznań świadków incognito miał Sąd Apelacyjny w Krakowie, który podjął decyzję o przesłuchaniu dwóch z nich w trybie jawnym na rozprawie, która odbyła się we wrześniu. Wówczas wyszło na jaw, iż są to matka i córka, które 25 lat temu miały minąć na schodach ich bloku Roberta J. w towarzystwie dziewczyny, tuż przed zaginięciem Katarzyny Z.
W stanowisku końcowym prokuratura podkreślała znaczenie tych zeznań, przede wszystkim wspomnień córki, która miała wtedy siedem lat. W przeciwieństwie do swojej matki była ona przekonana, iż dziewczyna, która szła w towarzystwie Roberta J., to była właśnie Katarzyna Z.
— Brak jest jakichkolwiek podstaw, by kwestionować zeznania świadka co do kategoryczności rozpoznania Katarzyny Z. Świadek spontanicznie, szczerze i wiarygodnie przedstawiała wszystkie okoliczności, jakie zapamiętała z tego zdarzenia — mówił przed sądem prok. Piotr Krupiński.
Zupełnie innego zdania byli obrońcy oskarżonego. W trakcie procesu podkreślali nieścisłości w zeznaniach. Obie kobiety wielokrotnie zmieniała przedstawioną przez siebie wersję, m.in. w zakresie ubioru, który miała na sobie dziewczyna towarzysząca Robertowi J. W jednym z zeznań córka stwierdziła nawet, iż towarzyszka Roberta J. miała na głowie kaptur, a po latach rozpoznała ją na zdjęciu okazanym przez policję, gdyż zapamiętała jej… oczy.
Dodatkowo pojawił się problem z umiejscowieniem tego wydarzenia w czasie.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/29058dda40399fb01dc12fe8c1722e9d.jpg)
Robert J. oraz jego adwokat Łukasz Chojniak na sali w Sądu Okręgowego w Krakowie. Zdjęcie zrobione we wrześniu 2022 r.
Według córki, do spotkania na schodach z Robertem J. doszło w dniu, w którym jej brat dostał na urodziny psa rasy Barry. Sęk w tym, iż otrzymał go na szóste urodziny, czyli dopiero w drugiej połowie 1999 r., kiedy Katarzyna Z. już nie żyła. Z kolei matka twierdziła, iż to zdarzenie miało miejsce najpóźniej w październiku 1998 r. – czyli jeszcze przed zaginięciem Katarzyny Z.
W trakcie rozprawy wyszło też na jaw, iż policjanci prowadzący śledztwo odwiedzali nieoficjalnie obie kobiety. Spotkania miały „luźny” charakter i nigdy nie powstały z nich żadne protokoły. Obrońcy Roberta J. podejrzewają, iż funkcjonariusze mogli wówczas wpłynąć na treść zeznań złożonych przez kobiety.
— Nie twierdzę, iż świadkowie intencjonalnie rozmawiają, by pogrążyć Roberta J. Twierdzę, iż rozmawiając o tym, co pamiętają, nieświadomie uzgadniając wspólną wersję. Z tych relacji wynika jednoznacznie, iż obie panie mają absolutny problem, jeżeli chodzi o odtwarzanie tego, co widziały — podkreślał przed sądem mec. Łukasz Chojniak, obrońca Roberta J.
Ciężarówki z gruzem
Zeznania świadków incognito miały być kluczowym dowodem w całej sprawie, ale nie jedynym. Prokuratura twierdzi, iż przedstawiła w sądzie „nierozerwalny łańcuch poszlak” świadczący o tym, iż to właśnie Robert J. zamordował Katarzynę Z.
Czy faktycznie tak było?
Obrońcy oskarżonego przekonywali, iż przedstawiona przez prokuraturę rekonstrukcja wydarzeń w okresie pomiędzy zaginięciem Katarzyny Z. a odnalezieniem jej szczątków, stanowi wyłącznie domysły niepoparte materiałem dowodowym.
Tutaj warto podkreślić, iż koncepcje śledczych wielokrotnie się zmieniały. Jedna z nich zakładała, iż Robert J. przetrzymywał Katarzynę Z. w domku znajdującym się na obrzeżach Krakowa, który należy do znajomego rodziny. Oskarżony miał w przeszłości dwukrotnie odwiedzać to miejsce, dlatego zdaniem prokuratury właśnie tam mógł zamordować Katarzynę Z.
Jednak gruntowane przeszukanie i oględziny zarówno samego domku, jak i posesji, nie wykazały śladów krwi studentki, ani innych dowodów (np. śladów biologicznych), które mogłyby łączyć się ze sprawą jej zabójstwa. Wielokrotnie przesłuchiwano oraz poddawano badaniom wariograficznym właściciela domku. Mężczyzna konsekwentnie przekonywał, iż hipoteza przedstawiona przez śledczych to bzdura.
Ta teoria była problematyczna z jeszcze jednego powodu. Nie wiadomo, w jaki sposób Robert J. miałby przetransportować stamtąd szczątki Katarzyny Z. Sam nie posiadał samochodu, natomiast auto należące do jego ojca również poddano wnikliwym oględzinom. Niczego jednak w nim nie znaleziono.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/6c8dbcc9b3da1d8e44b0b31508a46a83.jpg)
Podejrzany o oskórowanie studentki Robert J. w drodze do Sądu Okregowego w Krakowie
Ostatecznie śledczy uznali, iż Robert J. zamordował i oskórował Katarzynę Z. w mieszkaniu swojej matki, które znajduje się w bloku stojącym nieopodal Wisły i miejsca, gdzie wyłowiono szczątki studentki. Jednak i w tym wypadku brakowało twardych dowodów.
Prokuratura robiła jednak wszystko, aby potwierdzić swoją teorię. Policjanci niemal wypatroszyli całe mieszkanie Roberta J. Świadkowie mówili o ciężarówkach z gruzem wyjeżdżających spod bloku oskarżonego.
W pewnym momencie wydawało się nawet, iż dzięki tym działaniom, doszło w końcu do przełomu.
Włosy w wannie
Stanowić miały go dwa włosy zabezpieczone w 2017 r. przez techników kryminalistycznych w odpływie wanny znajdującej się w mieszkaniu Roberta J. W mediach gruchnęła choćby wieść, iż pochodziły one z uda Katarzyny Z.
Źródłem tej informacji była ekspertyza biegłej, która stwierdziła zgodność między włosami zabezpieczonymi w mieszkaniu oskarżonego a próbkami porównawczymi pobranymi od ofiary.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/194b88811744658f26270ddd3896256c.jpg)
Śledczy przed budynkiem, w którym mieszkał Robert J.
Dlaczego zatem nie uznano tego dowodu za przesądzający o winie oskarżonego?
Wspomniana ekspertyza była bowiem sporządzona na podstawie badań morfologicznych (zwanych również mikroskopowymi), które od lat uchodzą za bardzo niedokładne. Na ich podstawie można dokonać tylko wstępnej selekcji, czyli np. stwierdzić, iż dany włos pochodzi od człowieka, a nie od zwierzęcia.
Adwokaci Roberta J. przytoczyli w tym kontekście szereg opinii ekspertów z dziedziny kryminalistyki, zarówno polskich, jak i światowych, w tym także innych biegłych występujących w tej sprawie.
Oto jeden z cytatów: „Badania morfologiczne absolutnie nie są identyfikujące oraz istnieje możliwość, iż pewna mała grupa włosów będzie wykazywała całkowitą zbieżność, zaś będzie pochodziła od różnych osób”.
Tylko badania jądrowe DNA włosa mogą dać stuprocentową pewność co do ich pochodzenia. A takich badań w tym wypadku nigdy nie przeprowadzono. Zabezpieczone włosy były bowiem zbyt krótkie i nie posiadały odpowiednio zachowanej cebulki włosa.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/1c9446f21a00a292a2853070e29e763c.jpg)
Robert J. oraz jego adwokat Łukasz Chojniak podczas rozprawy w Sądzie Okręgowym w Krakowie. Zdjęcie z 2020 r.
Mikroślady
Kolejnymi poszlakami – według prokuratury – świadczącymi o winie Roberta J. są mikroślady zabezpieczone w jego mieszkaniu. Śledczy porównali je z mikrośladami pobranymi z ekshumowanych szczątków Katarzyny Z. Część z nich faktycznie okazała się zbieżna, w tym m.in. węglan wapnia, siarczan baru, tlenek cynku, czy chlorek potasu. Sęk w tym, iż wszystkie te związki chemiczne można znaleźć praktycznie w każdym mieszkaniu w Polsce.
Dla przykładu: węglan wapnia stosuje się w produkcji wapna, stali, czy cementu. Siarczan baru wykorzystywany jest, jako pigment do wyrobu białej farby oraz jako wypełniacz w produkcji farb, papieru, czy gumy. Tlenek cynku ma zastosowanie w preparatach przeznaczonych do pielęgnacji, takich jak toniki, pudry, preparaty po goleniu i dezodoranty do ciała. Natomiast chlorek potasu ma powszechne zastosowanie w farmakologii, produkcji żywności, rolnictwie, a także stanowi istotny składnik mieszaniny stosowanej do posypywania dróg zimą.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/af74505ebbb5cb3e36014a3adf36bce1.jpg)
Doprowadzenie do Zamiejscowego Wydziału Prokuratury Krajowej w Krakowie Roberta J. Zdjęcie z 2017 r.
Mówiąc krótko – żaden z ujawnionych mikrośladów nie był na tyle charakterystyczny, aby jego obecność w mieszkaniu oskarżonego uznać za nietypową. Podobnie wyglądało to w przypadku włókien zabezpieczonych na szczątkach Katarzyny Z. oraz w domu Roberta J. Wszystkie można powszechnie odnaleźć m.in. na ubraniach, bieliźnie, czy siedzeniach samochodowych.
Pióro bażanta
To jednak nie wszystko. W trakcie przeszukania mieszkania Roberta J. technicy kryminalistyczni zabezpieczyli pióro bażanta, co zwróciło uwagę śledczych ze względu na fakt, iż 20 lat wcześniej podobne pióro zabezpieczono na szczątkach Katarzyny Z. wyłowionych z Wisły.
Choć może się to wydawać nieprawdopodobne, to prokuratura podeszła do sprawy bardzo poważnie. Zaangażowała choćby biegłego, który miał ocenić, czy oba pióra pochodziły z tego samego osobnika.
Niestety, okazało się, iż pióro znalezione w szczątkach Katarzyny Z. nie mogło zostać poddane badaniu genetycznemu z uwagi na „znikomą ilość lub brak materiału genetycznego”. W dodatku wspomniane pióro było pozbawione pierwotnego koloru, więc istotna cecha charakterystyczna nie była możliwa do porównania z innymi piórami.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/91740dcc7e98a6143ed52be1445814c6.jpg)
Sędzia Marek Długosz na sali Sądu Apelacyjnego w Krakowie
Jedyna zbieżność, jaką udało się potwierdzić to, iż oba pióra pochodzą od tego samego gatunku — bażanta zwyczajnego. Problem w tym, iż w Polsce występuję on aż w 30 podgatunkach, a tak precyzyjna identyfikacja nie była w tej sprawie możliwa. Poza tym pióro mogło znaleźć na szczątkach ofiary przypadkowo, biorąc pod uwagę fakt, iż wcześniej znajdowało się w wodzie.
Wiersz
Najbardziej zadziwiający wydaje się jednak to, iż jednym z dowodów, który miał zaważyć na skazaniu Roberta J., jest… wiersz napisany przez jego ojca Józefa J.
Oto jego treść: „Prawem złego podziału odcinka / oglądany wycinek świata w ramach kraty / wzrok z każdym dniem / odkrywa nowe szczegóły / jego serce przysiadło na ławce / obok dziewczyny / sumienie nad grobem / błaga o przebaczenie / kurier gołąb / informuje płacz matki”.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/56700d072ab0e1dc43b92b438834151a.jpg)
Ojciec oskarżonego w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie
Śledczy dopatrzyli się w tym utworze nawiązań do zabójstwa Katarzyny Z. Problem w tym, iż wiersz został napisany przez Józefa J. w 1997 r., czyli jeszcze przed śmiercią studentki.
Ace i Domestos
Obrońcy Roberta J. podnosili, iż tego typu insynuacji, hipotez i domysłów jest cała masa. W dodatku wszystkie były interpretowane na niekorzyść oskarżonego. Dotyczy to m.in. środków usypiających, którymi odurzana była Katarzyna Z.
Według prokuratury Robert J. podkradał je z Instytutu Zoologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, w którym przez pewien czas pracował. Nie znaleziono jednak żadnych dowodów na poparcie tej tezy.
Co więcej, przesłuchiwani w tej sprawie pracownicy instytuty podkreślali, iż nie odnotowali, aby jakiekolwiek środki w tamtym czasie zginęły. Nie przypominali sobie również, żeby ktokolwiek zgłaszał takie ubytki. Robert J. nie był też nigdy posądzony o kradzież żadnych substancji. Pracowniczka instytutu — Grażyna B.-S. — stwierdziła w trakcie przesłuchania, iż Robert J. nie miał dostępu do takich środków i znajdowały się one pod ścisłą kontrolą.
Tego typu hipotez było jednak więcej. Według koncepcji prokuratury Katarzyna Z. była przetrzymywana przez Roberta J. w wannie. W tym kontekście zwrócono uwagę na jeden nietypowy element znajdujący się w łazience oskarżonego: drążek usytuowany właśnie nad wanną. Jego położenie – zdaniem śledczych – świadczyło o tym, iż to na nim podwieszono i tym samym unieruchomiono ofiarę.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27420480/fd7fb8d9e0d510e8f46200f5154c9d2b.jpg)
Matka zamordowanej Katarzyny Z. na sali w Sądu Okręgowego w Krakowie w 2022 r.
Robert J. tłumaczył, iż drążek służył tylko i wyłącznie do wieszania na nim prania. Widać to choćby na zdjęciu wykonanym przez policję w trakcie oględzin łazienki. Biegli co prawda stwierdzili, iż położenie drążka faktycznie jest nietypowe, ale jednocześnie uznali, iż są one czasami stosowane w mieszkaniach, jako suszarki.
Jednak i to prokuratura uznała za część nierozerwalnego łańcucha poszlak. Podobnie zresztą jak ślady „Ace” i „Domestosa” ujawnione w wersalce Roberta J. Te z kolei miały świadczyć o zacieraniu przez niego śladów zbrodni.
„Dla obrony pozostaje zagadką, jak ślady środków czyszczących, znajdujących się w każdym prawie mieszkaniu, mają wiązać oskarżonego z zabójstwem Katarzyny Z.” — podsumowali adwokaci Roberta J.
Badanie erekcji
Sprawa budzi ogromne kontrowersje również dlatego, iż Roberta J. poddawano, już po zatrzymaniu, kontrowersyjnym badaniom seksuologicznym. Chodzi m.in. o wstrzykiwanie mu rozmaitych substancji w prącie, obserwowanie jego erekcji i weryfikowanie preferencji seksualnych.
Prokurator zakazał też Robertowi J. strzyżenia i golenia się przez kilka miesięcy, aby biegli mogli przebadać jego włosy, gdy będą miały oczekiwaną przez nich długość.
Tę kwestię kilkukrotnie podnosili przed sądem obrońcy Roberta J. Zarzucili przy tym organom ścigania myślenie tunelowe, manipulacje i niehumanitarne traktowanie ich klienta, a sądowi okręgowemu (który skazał Roberta J. w I instancji) wiele uchybień, twierdząc, iż „maksyma skazania za wszelką cenę bardzo silnie brzmiała na tamtej sali”.
Dzięki przywróceniu jawności procesu w apelacji wyszło też na jaw, iż w uzasadnieniu wyroku I instancji sędzia Beata Marczewska po prostu przepisała obszerne fragmenty aktu oskarżenia.
— Chodzi o 37 różnych fragmentów, gdzie tak naprawdę choćby kilkaset stron zostało przepisanych prosto z aktu oskarżenia. Na przykład od strony 175 do 229 całe strony są przepisane słowo w słowo — tłumaczył przed sądem mec. Chojniak. — choćby uzasadnienie pokazuje, iż sąd nie do końca miał pomysł na to, dlaczego skazał — dodał.
Na ostatniej rozprawie przed ogłoszeniem wyroku w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie po raz pierwszy głos zabrał też sam Robert J.
— Nie jestem „Skórą”. Nie jestem bestią. Nie jestem potworem. Nikogo nie zabiłem. Nikomu nie zrobiłem krzywdy. Jestem człowiekiem i obywatelem tego kraju, którego organy ścigania próbują od blisko ćwierć wieku uwikłać w sprawie zabójstwa Katarzyny Z.
Wyjaśniał także, iż nigdy nie spotkał Katarzyny Z. Jego zdaniem organy wmawiały mu, iż dopuścił się zbrodni i dopuszczały się prowokacji, by przyznał się do winy. — Nigdy nie przyznałem się do zabójstwa Katarzyny Z. i nigdy się nie przyznam, bo tego nie zrobiłem. (…) Krzyczę do was: uwierzcie mi, iż tego nie zrobiłem!