30 lat temu, 1 września 1992 roku, doszło do morderstwa małżeństwa Piotra i Alicji Jaroszewiczów.
Nie wiadomo, w jaki sposób włamywacze dostali się do jednorodzinnego, stojącego wśród drzew domu Jaroszewiczów. Były premier zawsze, choćby siedząc w fotelu, miał przy sobie broń. Mordercy spędzili w domu małżeństwa wiele godzin, Jaroszewicza okrutnie torturowali, a ranem 1 września zadzierzgnęli ciupagą pasek na jego szyi. Jego żonę początkowo związali i położyli w łazience, by nad ranem zabić ją strzałem w tył głowy ze sztucera jej męża.
Z domu zniknęły jedynie notatki byłego premiera. Ponadto jego prawa ręka nie była związana, być może w celu wskazania albo podpisania czegoś. W czynnościach na miejscu zdarzenia popełniono sporo uchybień: nie zabezpieczono śladów, nie zbadano zamka do drzwi domu, zabrudzeń na drzwiach i ościeżnicach willi, zignorowano zeznania świadka, prokurator nie był obecny.
Śmierć Jaroszewicza mogła mieć związek z jego wiedzą na temat barokowego pałacu w Radomierzycach. Tam ponoć pod koniec II wojny światowej trafiły archiwa Reichssicherheitshauptamt, a w czerwcu 1945 mieli przejąć je Jaroszewicz i kilku innych oficerów, niedługo potem zasoby wywiezione zostały do ZSRS. Miały się w nich znajdować między innymi dokumenty dotyczące kolaboracji Francji z III Rzeszą lub akta Léona Bluma oraz rodziny Rothschildów.
Zobacz również: