Mejza twierdzi, iż to była "zwykła sprzeczka". Nowe ustalenia ws. scysji posła z partnerką

4 godzin temu
– Doszło do małej różnicy zdań, ale wszystko w granicach zdrowego ogniska domowego – tak poseł PiS Łukasz Mejza komentował w lokalnych mediach kłótnię ze swoją partnerką. Według ustaleń TVN24 po "zwykłej sprzeczce" kobieta miała wezwać policję i zostawić polityka na stacji benzynowej. Okazuje się też, iż sprawa jest bardziej złożona i zajęła się nią prokuratura.


Do kłótni pomiędzy Łukaszem Mejzą a jego partnerką miało dojść pod koniec lutego – taką informację przekazał w ostatni weekend portal poscigi.pl. "Partnerka w związku z tym zawiadomiła policję. Sprawa trafiła do komendy w Międzyrzeczu. Z policją w dniu awantury skontaktował się również poseł Mejza" – czytamy.

Poseł PiS potwierdził portalowi, iż do takiego zdarzenia doszło. Z jego relacji wynikało natomiast, iż poszło o błahostkę, a fakt, iż sprawą interesują się media, nazwał "politycznym bullshitem" i "polityczną nagonką".

Mejza mówi, iż to była "zwykła sprzeczka" z partnerką. Nowe ustalenia


– Fantazja dziennikarska mnie poraża… Co jeszcze wymyślicie na potrzeby politycznej nagonki? Jakiś atak terrorystyczny też planowałem przeprowadzić? A może przemyt prostytutek przez granicę? Owszem, doszło do małej różnicy zdań między mną a moją partnerką, ale wszystko w granicach zdrowego ogniska domowego. W przypływie niepotrzebnych emocji moja partnerka wykonała telefon na policję, z czego natychmiast chciała się wycofać i mnie za to przeprosiła – powiedział dziennikarzom Mejza.

I dodał, iż wszystko sobie wyjaśnili, a "sprawa nie ma dalszego ciągu". – Zwykła sprzeczka. Tyle. Reszta to powieściopisarstwo – skwitował poseł PiS.

Nowe informacje w sprawie przekazał tvn24.pl. Z ustaleń portalu wynika, iż "po kłótni kobieta miała zostawić posła na jednej ze stacji benzynowych w województwie lubuskim".

Mariola Wojciechowska-Grześkowiak, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim, potwierdziła też, iż policjanci zostali wezwani przez obie strony kłótni. Kobieta miała powiedzieć funkcjonariuszom, iż "podczas scysji, do której doszło w samochodzie, naruszona została jej nietykalność".

– Postępowanie było prowadzone w kierunku sprawdzenia, czy nie doszło do narażenia pani, która kierowała pojazdem i tym samym małoletnich dzieci, które w tym samochodzie jechały. Policja zakwalifikowała to zachowanie jako narażenie człowieka na niebezpieczeństwo, utratę życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – przekazała rzeczniczka gorzowskiej prokuratury.

Kłótnią Mejzy z partnerką zajęła się prokuratura


Śledczy przekazali, iż partnerka Mejzy odmówiła złożenia zeznań. Poseł PiS powiedział z kolei policjantom, iż w samochodzie to jego nietykalność została naruszona. Miał też dodać, iż jego partnerka jest pod wpływem alkoholu, a wiezie w aucie dzieci. Badanie alkomatem wykazało, iż kobieta była trzeźwa.

W ocenie policjantów nie było uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa i dokumentacja z takim stwierdzeniem trafiła do prokuratury. Jednak sprawa tak gwałtownie się nie zakończy.

Mariola Wojciechowska-Grześkowiak przekazała, iż prokurator rejonowy w Międzyrzeczu nie zatwierdził tego postanowienia. – Zlecił dalsze czynności sprawdzające. Mają one między innymi polegać na przesłuchaniu zgłoszeń – poinformowała rzeczniczka gorzowskiej prokuratury.

Kłopoty Łukasza Mejzy


Przypomnijmy, iż niedawno Łukasz Mejza usłyszał 11 zarzutów. Dotyczą one podania nieprawdziwych informacji w siedmiu oświadczeniach majątkowych, zatajenia dochodów z tytułu prac wiceministra sportu oraz ukrywania zobowiązań finansowych.

Jeśli sąd podzieli zdanie prokuratury, poseł PiS (zrzekł się immunitetu) może spędzić w więzieniu 8 lat. Minimalna kara za "świadome zatajenie informacji w oświadczeniach majątkowych, w tym ukrywanie prywatnych pożyczek", to pół roku za kratami.

Śledztwo w sprawie posła Mejza toczy się od grudnia 2023 roku i nie obejmuje spraw, dzięki którym zyskał ponurą sławę. Do najgłośniejszej afery należała bowiem ta z jego spółką Vinci NeoClinic, która oferowała leczenie poważnych chorób metodą uznawaną za niesprawdzoną i niebezpieczną – za samo rozpoczęcie terapii firma pobierała 80 tys. dolarów. Sprawę dotyczącą interesów polityka od śledczych z Zielonej Góry przejęła niedawno Prokuratura Regionalna w Poznaniu.

Idź do oryginalnego materiału