Kuria obwinia ofiary jednej z największych afer pedofilskich w polskim Kościele. Chce zwrotu kosztów

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. Sylwia Penc / Agencja Wyborcza.pl


Tarnowska kuria nie poczuwa się do odpowiedzialności w związku z przestępstwami seksualnymi, jakie na jej terenie miał popełniać były już ksiądz Marian W. Co więcej, pełnomocnik biskupa zasugerował, iż pokrzywdzeni sami są sobie winni. "Nie sprzeciwiali się działaniom księdza" - argumentuje w dokumencie.
Co się dzieje: Tarnowska kuria odpowiedziała na pismo wystosowane przez grupę pokrzywdzonych przez byłego już księdza Mariana W. Zgodnie z dokumentem kuria nie zamierza brać odpowiedzialności za przestępstwa pedofilskie, za które sądzony jest duchowny. Co więcej, jeden z argumentów pełnomocnika biskupa mówi, iż osoby molestowane same się do tego przyczyniły, ponieważ "ze zgromadzonego materiału dowodowego jasno wynika, iż nie sprzeciwiali się działaniom księdza Mariana".


REKLAMA


Jakie jest tło: Kilka miesięcy temu pozew do sądu przeciwko diecezji tarnowskiej złożyło osiem ofiar, które w przeszłości miały być molestowane i wykorzystywane seksualnie przez jednego z tamtejszych duchownych. Mężczyźni wskazali, iż krzywd doznali ze strony ks. Mariana W., proboszcza przenoszonego z parafii na parafię. Każdy z poszkodowanych domaga się 1,5 mln zł odszkodowania. Zgodnie z ustaleniami prokuratury ofiarą księdza miało paść łącznie 22 chłopców. We wrześniu sąd orzekł, iż Marian W. kolejne 12 lat spędzi w więzieniu w systemie terapeutycznym. Po odsiedzeniu wyroku były duchowny ma trafić na leczenie psychiatryczne lub farmakologiczne.


Zobacz wideo Finansowanie kościoła z budżetu państwa? "Ja im nie dam ani grosza"


Odpowiedź pełnomocnika kurii: W dokumencie, do którego dotarł Onet, podkreślono, iż "nie można obarczyć powodów w żadnym stopniu winą za zaburzenia preferencji seksualnych księdza Mariana W.". Mimo to w dalszej części dokumentu stwierdzono, iż "nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż kwestie związane z powtarzalnością takich zachowań księdza W., ich częstotliwością oraz czasookresem, w którym były podejmowane, są jednak powiązane z reakcjami i działaniami powodów". Kuria wprost wskazuje, iż działania księdza nie spotkały się "ani ze stanowczym sprzeciwem powodów, ani z próbami szukania przez powodów pomocy u innych osób". Pełnomocnik sugeruje, iż z zeznań poszkodowanych można wywnioskować, iż akceptowali oni zachowania sprawcy.
Kuria nie poczuwa się do odpowiedzialności: Zdaniem pełnomocnika od razu po otrzymaniu informacji o nieprawidłowościach kuria podjęła stosowne kroki, a w późniejszym czasie skazała duchownego "na najwyższą karę przewidzianą w prawie kanonicznym tj. wydalenie ze stanu duchownego". W efekcie pełnomocnik kurii wnosi nie tylko o oddalenie pozwu i nieobciążanie diecezji z tytułu naruszenia dóbr osobistych pokrzywdzonych, ale także domaga się, by to pokrzywdzeni mężczyźni wpłacili na rzecz diecezji zwrot kosztów sądowych.
Jeden z pokrzywdzonych skomentował odpowiedź kurii: - Jak miałem się sprzeciwić jako dziecko osobie, która była duchowym autorytetem, owinęła sobie rodziców wokół palca, była wzorem zaufania, a często jedyną osobą w małej społeczności, do której można było się zwrócić? - pytał w rozmowie z Onetem. Adwokat Artur Nowak, który w imieniu pokrzywdzonych wystosował pozew przeciwko kurii, uważa to postępowanie duchownych za cyniczne. - Kościół, który nie zrobił nic w kierunku wyeliminowania tej patologii, a wręcz ją tuszował, czyni zarzut bezbronnym chłopcom, iż się nie sprzeciwili. Panie biskupie Jeż, niech Pan nie idzie tą drogą - ocenił Nowak.


Więcej: O sprawie przeczytasz także w artykule: "Jedna z największych afer pedofilskich w Kościele. Sędzia związany z katolicką fundacją".Źródła: Onet, Rzeczpospolita
Idź do oryginalnego materiału