Cichy kryzys już się rozpoczął, a jego skutki będą odczuwalne szybciej, niż sądzimy. Chodzi o gwałtowny i globalny spadek dzietności, którego nie da się już zatrzymać. W dłuższej perspektywie to problem poważniejszy niż inflacja czy kryzys energetyczny.

Fot. Warszawa w Pigułce
Demografia bije na alarm: ubywa nas szybciej, niż prognozowano
Ekonomiści Banku Pekao w najnowszym newsletterze zwracają uwagę na zjawisko, które może przedefiniować przyszłość społeczeństw i gospodarek – także w Polsce. Mowa o gwałtownym i niezrozumiałym spadku dzietności na całym świecie. Nie chodzi już tylko o trend charakterystyczny dla bogatych krajów. To zjawisko obejmuje również państwa biedniejsze, o odmiennych kulturach i systemach religijnych.
„W ciągu ostatnich 15 lat wydarzyło się w demografii coś nowego, czego nie umiemy dobrze wytłumaczyć” – piszą eksperci Pekao. Dzietność zaczęła spadać dużo głębiej niż przewidywały jakiekolwiek modele i prognozy. I co gorsza – żadne publiczne interwencje nie są w stanie tego zatrzymać.
Bogatsi, ale samotni? Dlaczego nie chcemy mieć dzieci
Zgodnie z tzw. teorią przejścia demograficznego, zamożniejsze społeczeństwa naturalnie spowalniają tempo rozrodczości. Dłuższy czas edukacji, presja kariery, wysokie koszty utrzymania dziecka i brak stabilności mieszkaniowej powodują, iż coraz więcej osób odkłada decyzję o dzieciach lub rezygnuje z nich całkowicie.
Ale dziś problem dotyczy także tych krajów, które jeszcze nie zdążyły się wzbogacić. To światowy fenomen, który nie zna granic – społecznych ani ekonomicznych.
Skutki dla Polski: mniej ludzi, mniej pracy, wyższe podatki
Dla Polski oznacza to tykającą bombę demograficzną. Oto, czego możemy się spodziewać:
- Zapaść systemu emerytalnego – coraz mniej pracujących będzie musiało utrzymać coraz więcej emerytów. To przełoży się na niższe emerytury i wyższe podatki.
- Braki kadrowe – niedobór rąk do pracy wpłynie na spadek konkurencyjności firm, wydłużenie kolejek w służbie zdrowia i pogorszenie jakości usług.
- Upadek lokalnych społeczności – wyludnianie mniejszych miast i wsi sprawi, iż szkoły, urzędy, transport publiczny przestaną istnieć, bo nie będzie komu ich utrzymać.
- Kryzys mieszkaniowy w odwrotnym kierunku – nadpodaż pustych mieszkań, spadek cen i wartości majątku rodzinnego.
- Zmiana struktury społeczeństwa – coraz większy udział seniorów, coraz mniej dzieci i młodych ludzi. To całkowicie przekształci styl życia, rynek pracy, konsumpcję i relacje społeczne.
To już się dzieje – Polska jest jednym z liderów spadku dzietności
Według najnowszych danych GUS, wskaźnik dzietności w Polsce spadł do jednego z najniższych poziomów w Europie – ok. 1,2 dziecka na kobietę. Aby zapewnić zastępowalność pokoleń, potrzeba co najmniej 2,1. Oznacza to, iż każde kolejne pokolenie będzie o połowę mniejsze.
A co z polityką prorodzinną?
Ekonomiści wskazują, iż programy takie jak 500+, 800+ czy dodatki osłonowe nie działają na dłuższą metę. Mogą jedynie opóźnić decyzję o dziecku, ale nie zmienią trendu. najważniejsze są:
- stabilność zatrudnienia,
- bezpieczne mieszkania na start,
- realne wsparcie w opiece nad dziećmi,
- kultura pracy sprzyjająca rodzinom.
Czy da się to jeszcze zatrzymać?
Eksperci są zgodni: nie da się całkowicie odwrócić trendu, ale można próbować łagodzić jego skutki. Konieczne są reformy systemowe, inwestycje w młode pokolenie i nowe spojrzenie na rolę rodzin w strukturze państwa.
Jeśli nic się nie zmieni, kryzys demograficzny przeobrazi się w kryzys cywilizacyjny – i to szybciej, niż sądzimy.