Były inne czasy
Dawno, dawno temu życie wyglądało zupełnie inaczej, zwłaszcza na wsi. Tam obowiązywały własne zasady, obyczaje, przesądy i moralność. Rodzice decydowali o losie dzieci kogo wybrali lub kogo swatali, z tym ich córka czy syn mieli się związać. A jeżeli młodzi darzyli się uczuciem, nikt się tym nie przejmował. Tak żyli ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie.
Jadwiga dorastała w rodzinie, gdzie było czworo dzieci, a ona była najmłodsza. Potrafiła już wykonywać wszystkie domowe obowiązki. Mijał jej siedemnasty rok, gdy zakochała się w Staszku. Mieszkał na drugim końcu wsi, ale często kręcił się niedaleko domu Jadwigi. Wymieniali spojrzenia, a te wymowne oczy mówiły więcej niż słowa.
**Rozkaz ojca**
Jadziu, powiedz mi, co ten Staś wyrabia koło naszego domu? Co on tu robi, skoro mieszka tam, gdzie mieszka? surowo zapytał ojciec, Stanisław, choć córka starała się ukryć przed nim swoje uczucia. Nic jednak nie umknęło jego uwadze.
Skąd mam wiedzieć, tato? odparła, spuszczając wzrok, podczas gdy serce waliło jej jak młot.
Skąd? Zachciało ci się zamążpójścia? Znajdę ci męża, ale nie tego obdartusa. Mieszka z matką w walącej się chałupie. Nie taki ci mąż potrzebny zdecydowanie oznajmił ojciec.
Stanisław postanowił, iż Jadwigę trzeba gwałtownie wydać za mąż, bo inaczej nie upilnuje córki i będzie musiał spokrewnić się ze Staszkiem, którego z jakiegoś powodu nie znosił.
Matka, czy Jadzia ma posag? Coś dla niej przygotowałaś? zapytał żonę, Martę.
Ta spojrzała na niego przestraszona.
Stachu, skąd takie pytanie? No, jest trochę, ale dziewczyna jeszcze młoda. Czyżbyś już chciał ją wydać? Za wcześnie, przecież to nasze ostatnie dziecko zawodziła Marta, znając charakter męża. Gdy coś postanowił, nic go nie mogło odwieść.
Samą Martę też wydano za Stanisława bez pytania swatali, i tyle. Tak przeżyli całe życie. Nie kochała męża, bała się go był twardy i okrutny. Dlatego nigdy się mu nie sprzeciwiała.
Nie za wcześnie. Przestań zawodzić, niedługo skończy siedemnaście właśnie pora na zamążpójście, zanim się rozpuści. A ten Staś kręci się tu bez powodu nie będzie moim zięciem.
Marta jeszcze bardziej się przestraszyła, bo Jadwiga w tajemnicy przed ojcem zwierzała się, iż podoba jej się kędzierzawy Staś, a on jej.
Mamo, nie mogę nic poradzić gdy tylko go widzę, serce zaczyna bić mocniej, tak bardzo chcę z nim pogadać, ale boję się. A co, jeżeli tato zobaczy?
Oj, córeczko, choćby nie próbuj, znasz naszego ojca. Nie cierpi Staszka.
**Za mąż za nielubianego**
Gdy tylko Jadwiga skończyła siedemnaście lat, do ich domu przyszli swaci od Wojtka. Jego rodzice mieszkali dwa domy dalej. Uchodzili za zamożnych mieli własną krowę i konia. Trzech synów. Wojtek, najmłodszy, jeszcze nie był żonaty, więc czas było sprowadzić do domu żonę.
Nigdy go nie lubiła. Rudy, piegowaty, zawsze nieogarnięty, ale gdy tylko przechodził obok domu Jadwigi, zatrzymywał się i wypatrywał czegoś na podwórku. Chciał zobaczyć ładną i postawną dziewczynę. A ona zawsze przed nim uciekała. Był od niej starszy o trzy lata. choćby gdy byli dziećmi i biegali po wsi czy nad rzekę, Jadwiga unikała Wojtka. Nie znosiła rudych. Raz nawet, gdy miała ze siedem lat, uratował ją na rzece, wyciągając z nurtu, który ją porwał.
Tylko nie mów tacie ani mamie, iż mnie uratowałeś ojciec nigdy więcej nie wypuści mnie z domu prosiła, szczękając zębami z zimna.
Nie powiem, idź już do domu mruknął Wojtek i lekko ją popchnął.
Nie powiedział jej rodzicom. Ci do dziś nie wiedzieli, iż ich córka kiedyś o mało nie utonęła.
W przeddzień swatów Stanisław spotkał Staszka niedaleko domu i stanowczo oznajmił:
Nie kręć się tu więcej. Nie będziesz moim zięciem. Jutro przyjdą do mnie swaci wydam Jadwigę za mąż. I żebym cię tu więcej nie widział.
Staś patrzył na Stanisława z przerażeniem, zastanawiając się, czy mówi prawdę. Ale widział determinację w oczach ojca Jadwigi. Nie powiedział nic, odwrócił się i odszedł w stronę swojego końca wsi. Był załamany nic nie mógł zrobić. Skoro ojciec tak postanowił, tak będzie. A tak bardzo lubił tę dziewczynę, jej płomienne spojrzenia, rumieńce na twarzy, które widział choćby z daleka. Ale tak było na wsi w tamtych czasach nie wolno było spotykać się z ukochaną. Trzeba było posyłać swatów, a jeżeli się udało, brać ślub. Rzadko kto wtedy żenił się z miłości. Wszystko od rodziców zależało.
Wieczorem, gdy Jadwiga kończyła pić herbatę, Stanisław spojrzał na nią surowo. Od tego wzroku się skuliła wiedziała, iż nic dobrego ją nie czeka. Oblizał łyżkę, odłożył ją na stół i oznajmił:
Słuchajcie, matko i ty, Jadziu. Jutro przygotujcie się na swatów. Dość już siedzisz w domu czas za mąż. I żeby było jak u ludzi nowa suknia i wstążki do warkoczy, wszystko masz. Rozumiesz? Spojrzał na córkę jeszcze raz.
Rozumiem, tato cicho odpowiedziała. A kto to? Za kogo mnie wydajesz?
Za Wojtka. Robotny chłop, dom jak z bajki, krowa i koń w gospodarstwie. Nigdy głodna nie będziesz. Rodzice spokojni, z teściową się dogadasz. I nic, iż Wojtek rudy za to pracowity, a taki mąż ci się przyda. Przygotujcie się.
Tato, nie lubię go, nie cierpię rudych próbowała protestować, ale ojciec spojrzał na nią spod nawisłych brwi tak ostro, iż natychmiast zamilkła.
Cicho bądź, czy ja cię o zdanie pytam?
**Matka pociesza i przekonuje**
Prawie całą noc Jadwiga płakała. Nie chciała iść za rudego Wojtka, ale przeciwko ojcu nie poszła. Musiała się pogodzić. Zwłaszcza iż wieczorem matka też ją pocieszała i namawiała.
Jadziu, wszystko w rękach Boga. A co ojciec powie, tak będzie. Pogódź się.
Mamo, ale ja Wojtka nie cierpię. Jak mam ży