Immunitet na pedofilię II

1 rok temu

Kiedy wybuchła afera pedofilska w youtuberskim światku, sprawa nie schodziła z najważniejszych mediów przez ładne tygodnie. Jeszcze dzisiaj możemy trafić na kolejne publikacje Stuu, Gonciarza i resztę umoczonego towarzystwa. Odzew społeczny i medialny był olbrzymi – i bardzo dobrze, bo takie rzeczy należy nagłaśniać i piętnować. Jednak szkoda, iż przy całym tym szumie zapomina się o pracy Pana Mariusza Zielkego i sprawiedliwość dla osób, które miały nieszczęście paść ofiarą kogoś wysoko postawionego, kogo „podwójne życie” z jakiegoś powodu było niewygodne dla mediów. Zielke nagrał drugą część dokumentu „Bagno”, w którym opowiada o paru kolejnych przykładach zapomnianej i nieosądzonej pedofilii. Film jest tak samo wstrząsający jak pierwsza część. Naprawdę ciężko było słuchać wspomnień kobiet, które jako małe dziewczynki spotkały na swojej drodze chorego zwyrodnialca i dewianta. I widać, iż mimo upływu lat, nie potrafiły się pozbierać, rany się nie zagoiły, a przeszłość wciąż boli. I boli choćby nas – zwykłych odbiorców – mimo iż prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie choćby wyobrazić sobie tego, co czują ofiary. Niektóre z kobiet zdecydowały się na konfrontację ze swoim oprawcą – dwie telefonicznie, jedna wyszła na spotkanie z nim twarzą w twarz – ale spora część wciąż się tego bała. Jedna z nich była tak złamana psychicznie, iż nie potrafiła choćby spokojnie porozmawiać z dziennikarzem – po głosie słychać było, iż powstrzymuje płacz, a ręka z papierosem cały czas jej się trzęsła. Link do filmu wrzucę Wam w komentarzach, bo nie chcę tutaj zamieszczać tych szokujących historii.

Zbyt wpływowy, żeby go ruszyć

Pierwszym pedofilem, do którego udało się dotrzeć Zielkemu, jest Jarosław Błażejewski, właściciel zakładów mięsnych i galerii handlowej. Jego ofiarą była dwunastoletnia wówczas dziewczynka, która później, podczas swojej pierwszej wizyty u ginekologa, dowiedziała się, iż nie będzie mogła mieć dzieci. Oprawca, podczas jednego ze stosunków, kiedy nastolatka próbowała się wyrywać i protestować, miał do niej powiedzieć: P***da nie mydło, przecież się nie wymydli. Zresztą w tłumaczeniach Błażejewskiego próżno było szukać jakiejkolwiek skruchy, szacunku do ofiary czy do kobiet ogólnie: Myśmy się przytulali w młodości, jakby to powiedzieć, te 27 czy ile lat temu. Myśmy się przytulali, ale nie wiem, czego ona, k-wa, chce, naprawdę; Jakbym, kurde, był gołodupcem, to by nie było sprawy, tak czy nie? (podejrzewam, iż jakby był gołodupcem, to sprawa byłaby rozwiązana już dawno i facet siedziałby w pasiaku, ale iż jest wysoko postawiony, to nagle brakuje chętnych, żeby się tym zająć – przyp. M); Baby to są ch*** i teraz właśnie to zauważam. Pani Agnieszka, bo tak ma na imię kobieta, która kiedyś trafiła na wpływowego przedsiębiorcę, jest jedną z tych osób, która zdecydowała się porozmawiać z gwałcicielem telefonicznie. Na jej pytanie, czy pamięta, co jej zrobił na przykład w 2006 roku, odpowiedział: No to mówię, za ten 2006 rok też cię przepraszam (śmiech). Ja ci mówiłem, iż ja cię za wszystko przepraszam, rozumiesz? Kiedyś były inne czasy, k-wa (nie przypominam sobie, żeby we wczesnych latach 2000 p***filia była społecznie akceptowalna, ale widocznie pan Jarosław lepiej pamięta – przyp. M). Ja byłem też młodszy, kurde, i tak dalej, rozumiesz? Ja cię za wszystko przepraszam, Agnieszka, ja p***dolę. To powinna być, moim zdaniem, nasza tajemnica do końca naszego życia. Do śmierci. Niezbyt wzruszające i przekonujące przeprosiny, przyznacie mi chyba rację? W tym przypadku również, zdaniem autora „Bagna”, zdecydowana większość mediów nie podjęła się tematu. Zareagowała tylko WirtualnaPolska, zamazując jednak twarz pani Agnieszki i zmieniając jej imię, mimo iż kobieta nie występuje w materiale anonimowo. Jak twierdzi Zielke: „w trosce o dobro sprawcy”, chociaż tutaj mam wątpliwości, czy dziennikarz się po prostu nie pomylił i nie zamierzał powiedzieć „ofiary”, bo z jakiego tytułu portal miałby dbać o dobro zboczeńca? To chyba nie Jan Hartman pisał tamten tekst? Reporter zapytał o zdanie redaktora gazety „Extra Świecie”, Andrzeja Bartniaka: Myślałem, iż trochę więcej emocji to wzbudzi. Rzeczywiście, ten temat w mediach mocno nie zaistniał, choćby tutaj, lokalnie. Ja wiedziałem, iż to jest babiarz. Zdarzało mu się podobno klepnąć dziewczynę i tego typu historie. Wie pan jak to jest, to jest małe środowisko, wzajemne powiązania różnego typu, towarzystwo biznesowe. Po pierwsze ten człowiek ma bardzo mocną pozycję w gminie, w której mieszka. Jest sponsorem klubu sportowego, a wie pan, co to znaczy na wsi, być sponsorem klubu. On dosyć skutecznie zadbał o to, żeby zapewnić sobie takie poczucie bycia skrzywdzonym przez dziewczynę, której coś tam w życiu nie wyszło i ona się teraz mści. Pan Mariusz zapytał również o opinię biuro prasowe prezydenta Bydgoszczy, Rafała Bruskiego. Okazało się, iż nie wiedzą nic o tej sprawie, nazwiska szukali w Internecie, ale nie potrafili połączyć go z odpowiednią osobą. W tym jednym przypadku udało się wywalczyć namiastkę sprawiedliwości, a raczej śmiesznie niską karę. Błażejewski wyjdzie na wolność w 2024 roku po odbyciu dwuletniej kary więzienia.

Palcem tylko rytm wystukiwał

Jan K., nauczyciel szkoły muzycznej, upodobał sobie jeszcze młodsze dziewczynki. Zielkiemu udało się dotrzeć do siedemnastu osób, które ten człowiek kiedyś skrzywdził, dwie z nich zgodziły się porozmawiać z nim na potrzeby filmu, choć anonimowo. Kiedy zwyrodnialec zaczął się do nich dobierać miały odpowiednio 8 i 7 lat i mam wrażenie, iż to te dwie kobiety są najbardziej roztrzaskane emocjonalne i psychicznie w wyniku koszmarnych zdarzeń z dzieciństwa. To o jednej z nich wspominałam na początku wpisu i to ona była najmłodszą ofiarą, której tragicznych wspomnień możemy posłuchać w drugiej części „Bagna”. Jan K. w tej chwili ma ponad 80 lat, więc – jak widać – sprawiedliwość tak sobie go dotknęła. Dziennikarz, i w tym przypadku, zdecydował się powęszyć w temacie. Udało mu się umówić na rozmowę dyrektora Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego, Ryszarda Heliasza: Rodzice przychodzili specjalnie do mnie, żeby pan Jan uczył ich dzieci, mając świadomość, jakie proste podejście ma do ucznia. Kiedyś pani policjantka przyszła z informacją, iż wszczęła postępowanie, śledztwo. Pan Jan się tłumaczył, iż po prostu rytm wybijał. Ja mu uwierzyłem, bo wiadomo, iż prawie każdy muzyk tak robi. Wiadomo, iż nie chodzi o dotykanie miejsc intymnych, tylko właśnie na ramieniu czy na nodze, zależy jaki to jest instrument. Podobnie mówił oskarżany o pedofilię nauczyciel: To sąd jest od wyjaśniania. Jakbym był winny, to bym siedział, czy coś. Jak uderzałem, to tym palcem. Ktoś mówi, iż ja tam ręką jeździłem po nodze… Jak na przykład jest rytm, jakaś melodia, niektórym trudno to zapamiętać. Pół godziny albo godzinę żeśmy jeden taki takt ćwiczyli, żeby ktoś pojął. Różni przychodzili uczniowie. Ja miałem nauczyć, żeby mieli efekty. W Parlamencie Europejskim występowałem, wszędzie, na konkursach. Różne dzieci moje były. Ja nikomu krzywdy nie robiłem. Pan Zielke zdecydował się również rozmówić z mediami, ale tutaj, jak zwykle, zaskoczenia nie było. Od dziennikarza lubelskiej Gazety Wyborczej usłyszał: Ja panu szczerze powiem, iż nie wiem, bo ja się tymi sprawami pedofilii, w Kościele albo poza nim, nie zajmowałem. Trudno mi powiedzieć. Akurat tego przypadku, o którym pan mówi, nie znam. Pracownik portalu „Lublin 112” tłumaczył: Nie zajmujemy się tą sprawą. Dziennie mamy 50-60 tematów, z których wybiera się tylko te najważniejsze, bo nie ma mocy przerobowych, żeby się wszystkim zająć. I dlatego nie wszystkie sprawy jesteśmy w stanie na bieżąco śledzić. Współpracujemy z Dziennikiem Wschodnim, z Radiem Lublin, z Polsatem – bardzo dobra kooperacja – a Gazeta Wyborcza zawsze jakieś problemy itd., itp. I tak chyba powie większość redakcji. Reporter starał się również uzyskać informacje od biura prasowego prezydenta Lublina, Krzysztofa Żuka: Trudno mi tutaj jakby znaleźć miejsce, globalnie, dla miasta Lublin i bezpośrednio dla pana prezydenta. Akurat ta szkoła nam nie podlega, bo miasto Lublin nie jest organem prowadzącym dla tej szkoły, to była szkoła niepubliczna prowadzona przez Towarzystwo. Zielke zwrócił uwagę, iż pan Jan uczył również w Szkole Podstawowej nr 50, która jest szkołą publiczną: Dobrze, wie pan co? Myślę, iż tutaj już nasza dyskusja wspólna kilka wniesie. Jakby nie widzę tutaj miejsca na wypowiedź, ale może się mylę. Jak widać, tutaj również nie da się w żaden sposób tej sprawy pchnąć do przodu. Albo może nie ma chętnego, który odważyłby się to zrobić. Trochę tego nie rozumiem, bo szkołom, obojętnie czy są prywatne czy publiczne, powinno zależeć na dobrej opinii. Niekarany p***fil w gronie nauczycielskim raczej takiej nie zapewnia. Przerażające, bo rodzice tych dzieciaków chcieli im po prostu pomóc rozwijać pasję i talent muzyczny, a zamiast tego – zupełnie nieświadomie – zaprowadzili je w siedlisko diabła, który złamał im życia.

Artystyczna twarz Łodzi

Kolejne nazwisko może być dla wielu szokujące, bo starsze pokolenie pewnie zna tego człowieka, chociażby z serialu „Zmiennicy”. Mariusz Szytenchelm jest aktorem i nauczycielem teatralnym. Czyli znowu – rodzice chcą zapewnić swoim dzieciom rozwój w dziedzinie, w której czują się dobrze, nie zdając sobie sprawy, iż miły i ekscentryczny pan nauczyciel to zwykły potwór. Pan Mariusz dotarł do czterech ofiar słynnego łódzkiego aktora. Sam artysta nie był zbyt zainteresowany rozmową z autorem „Bagna”: To jest dla mnie szok. Wierzy mi pan? Szok! Ja nie zamierzam z obcą osobą się konfrontować. Po co mi to? Nie zamierzam tracić zdrowia w interesie naprawy zdrowia obcej osoby, to nie. o ile chce, to proszę bardzo, niech mnie da do sądu, ja po prostu w sądzie wszystko powiem. I tu nastąpiła interesująca sytuacja, ponieważ jedna z kobiet, które aktor miał krzywdzić w przeszłości, pani Aleksandra, zdecydowała się podejść i spojrzeć mu prosto w oczy. Zadziwiająca była reakcja Szytenchelma na tę „obcą osobę”, bo po prostu odwrócił się na pięcie i uciekł. Ja tak bynajmniej nie reaguje na widok nieznajomych. Swoją drogą, artysta bardzo często lubi występować w pełnym makijażu i damskich ubraniach. To się nazywa podobno „rozmiękczanie rzeczywistości i rozluźnianie ludzi, poprzez wymyślanie nietypowych akcji teatralnych” według Dziennika Łódzkiego. W każdym razie sprawą pani Aleksandry i trójki innych ofiar zajmowała się pewna pani prokurator, ale zrezygnowała z pracy, tłumacząc, iż cała sprawa kosztowała ją dużo zdrowia psychicznego. Kolejna, która się tym tematem zajmowała, również. Mariusz Zielke nie otrzymał odpowiedzi, kto w tej chwili nad tym pracuje. Udało mu się jednak skontaktować z byłym pracownikiem Urzędu Miasta w Łodzi: Te sprawy są zamiatane, dlatego, iż dotyczą bardzo często ludzi na wysokich stanowiskach. Sprawdź tę historię z Ewą Żarską. Oficjalnie to ona popełniła samobójstwo, ale przecież wszyscy wiemy, iż pisała książkę. Miała opisywać właśnie władze w Łodzi i pedofilię. Komputer zabezpieczyła niby prokuratura, ale gdzie jest materiał na drugą część książki? Moim zdaniem taka tematyka jest w Łodzi bezpośrednio tuszowana. O pani Żarskiej wspominałam Wam, przy okazji tekstu o pierwszej części „Bagna”. Dziennikarka, która wytropiła wysoko postawionego przestępcę seksualnego, porywającego i molestującego małe dziewczynki (polecam jej film na YT: Mała prosiła, żebym jej nie zabijał), a później zabrała się za książkę o równie obrzydliwych czynach, nagle postanowiła popełnić samobójstwo. Wcześniej, w dniu swojej śmierci, napisała na swoim profilu FB, jak bardzo tęskni za morzem. Mnie się to nie klei, ale każdy ma prawo do własnego zdania. W biurze prasowym prezydent Łodzi, Hanny Zdanowskiej, Zielke również niczego się nie dowiedział: Przykro mi bardzo, ale akurat nazwisko pana nic mi nie mówi. I nie wiem, w jaki sposób, w jakim kontekście miałaby się wypowiedzieć pani prezydent. o ile faktycznie takie przestępstwa są tam regularnie tuszowane, to trzeba przyznać, iż naprawdę głęboko się je tam zakopuje. Zresztą, nie tylko tam, bo to już kolejny omawiany przez reportera przypadek, o którym nikt nic nie wie.

Sport to zdrowie

Śledztwo prowadzone przez Mariusza Zielkego nie ominęło również Marka Klęczki, trenera narciarskiego, który szkolił dzieci i młodzież w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szczyrku. Jego ofiara, pani Anna, miała wtedy 12-13 lat. Złożyła zawiadomienie do prokuratury, jednak sprawa była już przedawniona. Powtórzę się, ale nie rozumiem idei przedawnienia, kiedy mówimy o najcięższych zbrodniach. Jest to dla mnie nieludzkie i zwyczajnie pozbawione sensu. Przecież ten facet nie przestał nagle, ot tak, interesować się małymi dziećmi, nie wyleczył się ze swojej dewiacji. A cierpienia ofiar takich ludzi nie da się chyba zmierzyć latami? Możesz mieć zniszczoną psychikę, nie wiem, dziesięć-dwadzieścia lat po tym, jak padłaś ofiarą przestępstwa, ale potem to już nie, wszystko powinno być dobrze? Niestety, to tak nie działa. W każdym razie pani Anna również zdecydowała się porozmawiać z człowiekiem, który kiedyś ją krzywdził: Anka, czy ty musisz to wszystko rozdrapywać? Nie potrzebowałem żadnej bliskości z dziewczyną w twoim wieku. Potrzebowałem osoby, która będzie po prostu mnie rozumiała w życiu (gwoli wyjaśnienia – kobieta miała wtedy dwanaście lat, Klęczko – około trzydziestu; dwunastolatka przecież bez problemu zrozumie problemy faceta dwa razy od niej starszego, prawda? – przyp. M). Anka, wiem, iż zrobiłem źle i za to cię przeprosiłem już niejednokrotnie. Powiedz, jak mam cię przeprosić? Co mam zrobić? Anka, ja sobie zdaję sprawę z tego, iż to było przestępstwo. Nie umniejszam niczego, jest to dla mnie tragedia i nie chcę do tego wracać, rozumiesz? Przepraszam cię, przepraszam cię i jeszcze raz cię przepraszam. Cóż, ten przynajmniej zdobył się na jako-tako brzmiące przeprosiny. Mam jednak olbrzymie wątpliwości, co do ich szczerości. Nie wiem również, czy to wystarcza, patrząc na to, iż pan Marek wciąż pracuje jako trener i prowadzi własną działalność gospodarczą w zakresie pozaszkolnych form edukacji sportowej dla dzieci i młodzieży. Czyli dalej ma kontakt z dzieciakami. I czy mamy jakieś gwarancje, iż jego skłonności mu nagle przeszły? Żadnych, powiedziałabym wręcz, iż jest to bardzo mało prawdopodobne. Czy tym razem trzyma on swoje chore żądze na wodzy? Nie mam pojęcia, ale uważam, iż takie osoby nie powinny mieć już nigdy możliwości pracy z dziećmi, a nie iż otwierają sobie szkółki sportowe. Mam nadzieję, iż rodzice dzieci, które uczęszczają na zajęcia do Klęczki natrafią na najnowszy film Zielkego i przeniosą swoje dzieci do innych ośrodków sportowych. o ile nie da się go ukarać, to należy mu chociaż uniemożliwić kontakt z najmłodszymi, bo mnie się to w głowie nie mieści. o ile ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy, mieszka w Krakowie i zna kogoś, kto posyła swoje dziecko na zajęcia sportowe, to dowiedźcie się, czy przypadkiem nie do tego chorego człowieka. Ostatnim podejrzanym na liście Mariusza Zielkego jest biznesmen, Ryszard Varisella, który niegdyś podobno znajdował się na liście najbogatszych Polaków. Przestępstw seksualnych miał dokonywać na swojej jedenastoletniej wówczas pasierbicy, która – kiedy powiedziała o wszystkim matce – została zapisana na WARSZTATY WYBACZANIA (sic! – przyp. M). Tutaj jednak panu Zielkemu nie udało się wiele ustalić – jak zwykle nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał. Varisellego też nie udało mu się złapać. Mamy więc komentarze zaskoczonych znajomych i wspomnienia dziewczyny, ale tak jak wcześniej pisałam, nie będę ich tutaj zamieszczać. Musicie mi to wybaczyć, ale krew mnie zalewała, kiedy oglądałam ten dokument pierwszy raz, również, kiedy zrobiłam to ponownie, już typowo pod ten tekst i nie byłabym już chyba w stanie jeszcze ich tu dla Was spisywać. Jak wspominałam we wstępie – link do filmu wrzucę Wam w komentarzu.

Kto tuszuje pedofilię

Na zakończenie warto pochylić się nad pewną kwestią. Kiedy rozmawia się z ludźmi, którzy beztrosko atakują Kościół w związku z aferami pedofilskimi, często można natrafić na argument, iż w innych środowiskach przynajmniej się tego nie tuszuje. Rok albo dwa lata temu Razprozak przygotował serię materiałów, w których opisywał, iż owszem, tuszuje się. Podawał przykłady szkół czy też – bardzo niewygodnych dla mainstreamowych mediów – środowisk LGBT. Dość przypomnieć tragedię, która dotknęła niedawno jedną z posłanek KO. Ten materiał Zielkego jest kolejnym dowodem na to, iż tuszowanie takich przestępstw jest niestety czymś aż nazbyt często spotykanym. Dzieje się to w środowiskach szkolnych, muzycznych, sportowych, teatralnych, artystycznych. Zresztą, to się dzieje nie tylko w Polsce, choć to oczywiście nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Jak długo przed sprawiedliwością ukrywał się Jeffrey Epstein albo Jimmy Saville? A całkiem niedawno oglądałam dokument o podobnej aferze w środowisku gimnastyczek sportowych, w którym jeden z trenerów też miał pewne niezdrowe skłonności do małych dziewczynek. Wspomniane przeze mnie szambo, które wylało się niedawno na polski YouTube też było przez wiele lat kryte, mimo iż koledzy tego całego Stuu wiedzieli, jak lubi się on zabawiać z niepełnoletnimi dziewczynami. Zresztą nie tylko oni, bo po YT krążyły żarty innych twórców, którzy niewybrednie śmiali się z jego niezdrowych skłonności. Dopiero ktoś musiał zacząć w tym kopać, żeby zrobiło się głośno. Teraz kopać usiłuje pan Mariusz i fajnie by było, gdyby tym razem w końcu ktoś się zainteresował.

To, co się dzieje w niektórych środowiskach, to naprawdę jest jedno, wielkie bagno.

M.

https://www.facebook.com/nawiasempiszacoswiecie

Idź do oryginalnego materiału