Tysiące Polaków padły ofiarą ogromnego wycieku danych z platformy ZUS. Hakerzy wykradli wrażliwe informacje dotyczące m.in. numerów PESEL, adresów i danych medycznych. Śledztwo trwa, a głównym podejrzanym jest informatyk, który został zatrzymany. Jakie konsekwencje może mieć ten atak i jak wiele osób może być jeszcze zagrożonych?
W jednym z największych wycieków danych w Polsce, hakerzy zdobyli poufne informacje dotyczące ponad 86 tysięcy pacjentów z całego kraju. Wykradzione dane obejmują numery PESEL, adresy zamieszkania, a choćby informacje medyczne, w tym choroby i przyjmowane leki. Początek tej sprawy ma miejsce w Tarnowie, gdzie jeden z lekarzy odkrył, iż jego konto na platformie PUE ZUS zostało złamane, a dane pacjentów – przejęte.
Śledztwo gwałtownie wykazało, iż podobne włamania miały miejsce u 63 innych lekarzy w Polsce. Proceder ten, jak podejrzewają śledczy, trwał od stycznia do kwietnia 2023 roku. Choć sprawcy wykazali się dużą wiedzą i wyrafinowanymi technikami, śledczy zdołali ustalić głównego podejrzanego. Jest nim 36-letni informatyk Kamil B., wcześniej karany za naruszenie praw autorskich i kradzież oprogramowania.
Mężczyzna został zatrzymany we wrześniu, a prokuratura postawiła mu zarzuty dotyczące hakowania oraz naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych. Choć prokuratura wnioskowała o jego areszt, sąd zastosował jedynie środki wolnościowe: 100 tysięcy złotych kaucji, zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny.
Śledztwo wciąż trwa, a śledczy badają, czy haker zdążył wykorzystać zdobyte dane oraz jakie mogą być dalsze konsekwencje dla poszkodowanych pacjentów.