Fajbusiewicz wraca do spraw sprzed lat. Mordercę ruszyło sumienie

2 dni temu

Mieszkał w hotelach robotniczych. W 1989 roku ożenił się w rodzinnych stronach. Urodziło się dziecko. Wszyscy zamieszkali w Rydułtowach. W policyjnych aktach można przeczytać, iż „(…) rodzina miała niewielu znajomych, z którymi sporadycznie spotykała się, szczególnie w dni wolne… J. miał opinię solidnego pracownika i cieszył się nieskazitelną opinią. Uchodził za człowieka spokojnego i skrytego”. Jego jedynym kumplem był sąsiad Mirosław.

To był koniec listopada 1992 roku. Zbliżała się barbórkowa wypłata. Zenon spodziewał się sporej kwoty, sięgającej blisko 5 milionów (starych) złotych. Była to pokaźna sumka, bowiem można ją było przeliczyć na pięciokrotność obowiązującej wtedy pensji minimalnej. Dzień przed wypłatą tej nagrody Zenon umówił się z sąsiadem, iż razem pójdą ją odebrać z kopalnianej kasy. Nazajutrz – 27 listopada (piątek) – wstał przed szóstą rano, nie budząc żony i dziecka. Po drodze zapukał do Mirosława. W drodze do kopalni wstąpili do baru na piwo. Kilkanaście minut później pan Zenon odebrał pieniądze, pamiątkowy medal i kalendarz na rok 1993 (wydany z okazji 200. rocznicy powstania kopalni). Wypłata okazała się wyższa, niż się spodziewał. Zwyczajowo – jak co roku w dniu barbórkowej wypłaty – przed kopalnią pojawiły się stragany z atrakcyjnym towarem. Zenon kupił sobie buty, karton papierosów i artykuły spożywcze. Około 6.30 przeniósł się z kumplem z tego zaimprowizowanego bazaru do położonej w centrum Rydułtów pijalni piwa „Biały Dom”. Tam jakiś czas grali w bilard, popijając piwo. Razem opuścili bar i poszli w kierunku swego domu. Po drodze wstąpili do sklepu, gdzie Zenon kupił dwie butelki wódki. Tu mężczyźni rozstali się, a pan Zenon poszedł do sklepu „przy kapliczce” w Radoszycach, gdzie miał oddać niewielki dług. Górnik powiedział, iż pojawi się w mieszkaniu sąsiada za kilkanaście minut. Zenon jednak zniknął…

Żona kilka dni później, to jest 2 grudnia 1992 roku, zgłosiła zaginięcie męża w Komendzie Rejonowej Policji w Rybniku.

Poszukiwania, niestety, nie przyniosły rezultatu. Minęły prawie cztery miesiące, kiedy nastąpił przełom w sprawie. 23 marca 1993 roku w przykopalnianym stawie Moczydła w Rybniku-Chwałowicach dwóch nastolatków znalazło worek jutowy, a w nim zwłoki mężczyzny. Tym mężczyzną okazał się Zenon J. Worek związany był drutem. Na głowę denata morderca włożył foliową torbę. Na szyi nieszczęśnik miał zaciśnięty elektryczny kabel. Późniejsza sekcja zwłok wykazała, iż denat miał dwie rany tłuczone głowy, złamane kości pokrywy czaszki, złamaną żuchwę. Dwa miesiące po znalezieniu zwłok na prośbę katowickich kryminalnych zjawiłem się z ekipą „997”, aby zrealizować telewizyjną rekonstrukcję zdarzeń. Choć po emisji programu nadeszło kilka informacji od telewidzów, to żadna nie przyczyniła się do postępów w tej sprawie. 6 grudnia 1993 roku sprawę umorzono.

Ponad 4 lata od zbrodni wizytę w Komendzie Policji w Rybniku złożył znany nam sąsiad zamordowanego – Mirosław. Przyznał się do tej zbrodni.

Interesowała go barbórkowa wypłata sąsiada. Planował już wcześniej zwabić sąsiada do swego mieszkania. Jak wiemy, ta intryga nie była potrzebna, bowiem Zenon zjawił się u niego, aby odebrać torbę z zakupami. Mirosław dzień wcześniej przygotował młotek, owijając go bandażem. Kiedy Zenon się pojawił, gospodarz zaprosił go na kawę, a gość otworzył butelkę wódki. Mirosław nagle wziął do ręki młotek i zadawał gościowi potężne uderzenia. Kiedy górnik nie dawał już znaków życia, morderca włożył mu na głowę foliową torbę, z ręki ściągnął zegarek elektroniczny i opróżnił kieszenie z wypłaty.

Po zbrodni natychmiast zaczął likwidować ślady zbrodni. Wytarł podłogi, a do wielkiej torby zapakował młotek oraz kurtkę i sweter ofiary. Wyniósł te rzeczy na pobliską hałdę i spalił. Przez trzy dni mieszkał z trupem w mieszkaniu, a przez następny tydzień ukrywał zwłoki w swojej komórce na podwórku. W międzyczasie przygotował wózek do przewiezienia zwłok nad staw Moczydła w Rybniku.

Kiedy jednak Mirosław stanął przed śląskim sądem – nie przyznał się do winy. Twierdził, iż śledczy zmusili go do przyznania się do zabójstwa. Sąd jednak nie dał wiary jego wyjaśnieniom, gdyż o niektórych faktach, które przedstawiał wcześniej, mógł wiedzieć tylko morderca. Początkowo skazano go na karę 15 lat, uwzględniając fakt przyznania się do morderstwa. W czerwcu 1998 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach zmniejszył karę do lat 10. Ale i to do końca nie satysfakcjonowało obrońcy mordercy i wniósł do Sądu Najwyższego kasację. Prawie 7 lat po zbrodni, w 1999 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację i podtrzymał wyrok 10 lat więzienia. Zabójca wyszedł z więzienia w lutym 2007 roku._

Idź do oryginalnego materiału