Ewa Winceciak-Walas to osoba niezwykła. Ma jednocześnie szczęście i pecha!

1 tydzień temu

Liderka myślenickiej Platformy Obywatelskiej pani Ewa Winceciak-Walas to osoba niezwykła. Nieczęsto zdarza się, by jeden człowiek miał jednocześnie tyle szczęścia i pecha. Pecha do wypadków samochodowych.

I szczęścia do nieponoszenia konsekwencji.

Interia (piórem Dawida Serafina) opisała jej wyjątkowo interesujące perypetie z mężem oraz samochodami.

Otóż auta, z których korzystają pani Ewa oraz jej mąż, mają nadzwyczajną skłonność do znajdowania się w miejscach wypadków.

Na przykład w 2022 roku takie Audi (z którego korzystała ona i jej mąż) uderzyło na Zakopiance w tył innego samochodu, a sprawca zdarzenia uciekł.

Czyli pech. Prawda?

Krótko po tym, jak kierowca uciekł, do pracujących na miejscu wypadku policjantów przyjechała pani Ewa z jakimś innym Panem. Ten powiedział, iż to on prowadził, ale wystarczyło kilka pytań i policjanci zorientowali się, iż nic nie wie o zdarzeniu. A sam przywieziony kierowca przyznał się, iż to pani Ewa namówiła go do wzięcia na siebie odpowiedzialności.

Dlaczego?

Można tylko domniemywać, iż sprawca – z auta korzystała ona i jej mąż – który się oddalił, nie chciał mieć tego dnia nic wspólnego z policjantami.

Być może dlatego, iż mieli w radiowozie alkomat.

A być może nie dlatego.

W każdym razie kolejny pech. Prawda?

Ale w przypadku pani Ewy nie ma takiego pecha, który nie zakończyłby się szczęśliwie. Tutaj na przykład prokuratura postawiła polityczce zarzuty usiłowania udaremnienia postępowania karnego poprzez pomaganie sprawcy przestępstwa w uniknięciu odpowiedzialności karnej i usiłowania wyłudzenia poświadczenia nieprawdy. Ale szczęśliwie dla pani Ewy z Platformy sąd uznał, iż jest… niewinna.

Czyli szczęście!

Jednak tym pani Ewa nie cieszyła się zbyt długo, bo w marcu tego roku około 3:00 nad ranem, Audi – z którego korzystali ona i jej mąż – znowu rozbija się na Zakopiance. Tym razem jednak samochód zostaje na barierze energochłonnej i znika jedynie kierowca.

I to znika nie byle jak, bo tak bardzo, iż następnego dnia pani Ewa musi zgłosić jego… zaginięcie.

Czyli znowu ogromny pech. Prawda?

I jest to zaginięcie o tyle niestandardowe, iż inaczej niż zwykle w takich wypadkach, pani Ewa nie zgadza się na publikację wizerunku zaginionego męża.

Mimo to rozpoczynają się poszukiwania. Bierze w nich udział Myślenicka Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza.

Mężczyzna zostaje odnaleziony bardzo szybko!

Czyli co? Szczęście!

Tym większe, iż – jak pisze Dawid Serafin – zaginiony po odnalezieniu “nie został poddany badaniu na zawartość alkoholu we krwi z uwagi na znaczny upływ czasu od zdarzenia”.

Choć to może nie ma znaczenia, bo takie badanie na pewno nic by w tym wypadku nie wykazało.

Dostał też 3000 złotych mandatu, co można uznać za pecha, ale biorąc pod uwagę okoliczności, w których go “zarobił” jest raczej szczęściem.

Sami więc widzicie, iż kilka jest osób, które jednocześnie mają tak dużo szczęścia oraz pecha.

Jak nasza pani Ewa z Platformy Obywatelskiej.

Idź do oryginalnego materiału