Dzisiaj policjanci, którzy idą na zwolnienia, są zostawieni na pastwę losu

nszzp.pl 2 tygodni temu

Chcielibyśmy rozmawiać jak najdłużej się da, ale nikt nie będzie z nami grał w jakąś dziwną grę - mówi w cyklu "Wprost z rana" mł. insp. Andrzej Szary z NSZZ Policjantów. Stwierdza też, że doniesienia o trwającym proteście i "psiej grypie" to "populizm i demagogia".

Piotr Barejka, "Wprost": Policjanci protestują czy jednak nie?

Mł. insp. Andrzej Szary, wiceprzewodniczący ZG NSZZ Policjantów: Kwestie protestu są uregulowane w ustawie o związkach zawodowych i ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. To, co się w tej chwili dzieje, nie ma odpowiednich uchwał, decyzji i zgłoszeń. W związku z tym uważam, że jest to działanie poza prawem.

W tej chwili pojawiają się doniesienia, że dziesięć tysięcy funkcjonariuszy już jest na zwolnieniach lekarskich, a "psia grypa" się szerzy. I wkrótce na L4 może być choćby 20 tysięcy policjantów. Na czele tego protestu ma stać Komitet Protestacyjny Policyjnej Solidarności.

To jest populizm i demagogia, takie liczby nie pochodzą ze źródeł policyjnych. Osobą, która niby stoi na czele tego protestu, ale formalnie się do niego nie przyznaje, jest pan Jacek Łukasik. Firmuje się jako szef policyjnej sekcji NSZZ "Solidarność", która zgodnie z prawem nie istnieje. Nakręca tylko policjantów, którzy nie do końca są zorientowani, czy te struktury działają legalnie, czy nie. Ustawa mówi jasno, że jeżeli jest wszystko lege artis, to znaczy organy statutowe związku podejmą odpowiednie uchwały, o tych decyzjach poinformuje się ministra, komendanta głównego oraz inspekcję pracy, to protestujący objęci są ochroną prawną. Nikt nie może ponosić konsekwencji dlatego, że protestuje, a policjanci wiedzą, że gdyby ktoś działał na ich szkodę, mogą się zwrócić do związku, który zainterweniuje. Dzisiaj policjanci, którzy idą na zwolnienia, są zostawieni na pastwę losu.

Widzi pan szanse na to, że protest policjantów - w takiej formie, o jakiej pan mówi - wkrótce się rozpocznie?

Mamy zawieszoną akcję protestacyjną. Powołany jest zespół w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, więc raczej nie byłoby w porządku, jeżeli byśmy rozmawiali, ale w tym samym czasie prowadzili akcję protestacyjną, namawiali funkcjonariuszy, żeby szli na zwolnienia lekarskie. Nie jest rolą związku, żeby w taki sposób się zachowywać. Musimy być odpowiedzialni, bo policjanci chronią bezpieczeństwo, ludzie cały czas potrzebują pomocy.

Jeśli chcemy podjąć jakieś radykalne działania, to muszą one mieć ręce i nogi. Tak, żeby społeczeństwo rozumiało, o co nam chodzi, a nasi ludzie nie ponosili z tego tytułu konsekwencji.

Czyli nie wyklucza pan takiego scenariusza?

Kluczowe decyzje w kwestii ewentualnych działań zapadną w ciągu miesiąca. Liczymy jednak na to, że pan premier coś nam zaproponuje. Jeżeli nie, to w trybie pilnym zwołamy Zarząd Główny i podejmiemy decyzję, co dalej. Chcielibyśmy rozmawiać jak najdłużej się da, ale nikt nie będzie z nami grał w jakąś dziwną grę. Musimy pójść albo w lewo, albo w prawo.

Ministerialny zespół powołano niecałe dwa tygodnie temu. Coś udało się już ustalić?

Mieliśmy pierwsze spotkanie, w ramach zespołu działają cztery grupy eksperckie, pierwsza do spraw programu modernizacji policji, druga kwestii służby zdrowia, trzecia zajmuje się siatką płac, czwarta sprawami mieszkaniowymi. Minister wyznaczył na 15 listopada termin, kiedy my - jako strona związkowa - mamy otrzymać konkretne propozycje rozwiązań. Nie wiemy jeszcze, ile tych propozycji będzie, ale czekamy z niecierpliwością. Jesteśmy trochę poddenerwowani.

Niestety sytuacja finansowa i kadrowa polskiej policji jest dzisiaj tak zła, że nie można już łatać dziur, tylko trzeba patrzeć w szerszej perspektywie. Musimy stworzyć system wynagradzania czy też finasowania policji powiązany z PKB. Podwyżki są teraz na poziomie 440 złotych brutto, pięciu procent, przecież to nawet nie pokrywa wzrostu inflacji. Liczymy, że nasze postulaty wreszcie zostaną usłyszane, ale potrzebna będzie decyzja premiera, bo rozmawiamy o publicznych pieniądzach. Bez pieniędzy żadnej reformy nie zrobimy.

Jaki powinien być pierwszy krok?

Na pewno należałoby wprowadzić świadczenie mieszkaniowe na wzór tego, które jest w wojsku. Problem jest szczególnie istotny w dużych miastach, gdzie nie mamy chętnych, bo jak za obecną pensję młody policjant ma wynająć mieszkanie w Poznaniu, Warszawie czy Krakowie? Co więcej, wojsko ma też odprawę mieszkaniową, gdzie żołnierz odchodząc ze służby dostaje co najmniej 240 tysięcy złotych. My dostajemy dotację mieszkaniową na poziome 5 tysięcy na osobę. Żołnierz dostaje gratyfikację urlopową dwa tysiące złotych na osobę, a policjant ma 500 złotych. Wojsko ma kolonie dla dzieci, lepszą służbę zdrowia.

My jesteśmy w tych kwestiach daleko za wojskiem, dlatego młodzi ludzie idą dzisiaj właśnie do wojska. Gdyby te dodatki przełożyć na naszą służbę, to jestem przekonany, że więcej z nich wybrałoby policję.

Oczywiście siatka płac to sprawa równie pilna, ale wymaga czasu. Mamy w tej chwili bardzo zagmatwaną siatkę, są różne dodatki dla różnych grup. Trzeba przynajmniej roku, żeby nową siatkę wprowadzić. Wiem, że Komendant Główny powołał już zespół, który ma opracować założenia nowej siatki płac. Ale tu i tak wracamy do kwestii pieniędzy, bo nawet najlepsza siatka płac nic nie da, jak nie będziemy mieć środków finansowych.

Co jeszcze jest priorytetem?

Kolejna kwestia to służba zdrowia. Mamy w resorcie 16 szpitali, kilkanaście sanatoriów, ale te instytucje nie zajmują się opieką nad funkcjonariuszami i ich rodzinami. To są placówki komercyjne, które choćby nie prowadzą badań profilaktycznych dla mundurowych, ponieważ są one zlecane zewnętrznym firmom. Policjant, który ulega wypadkowi podczas służby, zawożony jest nie do szpitala MSWiA, tylko do pierwszego powiatowego, a dopiero potem się robi różne zabiegi, żeby go przenieść.

Mamy młodych policjantów, którzy często potrzebują pomocy psychologa lub psychiatry, ale na przykład w Poznaniu kilka lat temu zlikwidowano oddział psychiatryczny, który - jak sam pamiętam - funkcjonował bardzo dobrze, był pełen ludzi. Tylko pojawił się problem. Nie opłacało się pacjenta policyjnego umieszczać na oddziale, ponieważ był nisko opłacony kontrakt. Zlikwidowano więc oddział, dlatego policjanci muszą leczyć się prywatnie. Należałoby również wysyłać policjantów na turnusy antystresowe do sanatoriów, gdzie mogliby porozmawiać ze specjalistami, ale to też się nie dzieje.

Jak rokują rozmowy w ministerstwie? Widzi pan w nowym rządzie partnera?

Jeszcze mamy nadzieję, że coś te rozmowy dadzą, ale nie są to 100-procentowe szanse. Oczywiście dialog jest podstawą, bo z mojego doświadczenia wynika, że znacznie więcej osiągaliśmy siedząc przy stole niż protestując. Chcemy, żeby rząd zrozumiał, że te sprawy trzeba po prostu załatwić. Nie przeciągać i nie kombinować, ponieważ czasu nie ma. 14 tysięcy osób już brakuje w policji, a kolejne cały czas odchodzą. W samej Warszawie brakuje aż 2500 policjantów.

To pokazuje zapaść w naszej formacji. Od lat mówimy o tym różnym ministrom, oni udają Greka, że brakuje pieniędzy. Ale skoro pan premier zwiększył ostatnio deficyt budżetowy o 56 miliardów złotych, to czemu nie zwiększyć o kolejne 2 miliardy, żeby załatwić na pokolenia kolejną sprawę? Podejrzewam, że świadczenie mieszkaniowe jest realne do wprowadzenia, natomiast pozostałe sprawy, jak nowa siatka płac i inne świadczenia, prawdopodobnie będą problemem.

Przyczyną tego problemu są oczywiście pieniądze, ale uważamy, że jeżeli mamy się rozwijać, to nie można opowiadać, że bez pieniędzy jest wszystko w porządku.

Wywiad ukazał się na portalu wprost.pl

Idź do oryginalnego materiału