Duch ziobryzmu przez cały czas straszy w Prokuraturze Generalnej - oświadczenie Tomasza Piątka

4 godzin temu


Drodzy Przyjaciele!
Jak wiecie, ludzie powiązani z PiS i Rosją wytoczyli mi kilkanaście procesów. Były to tzw. SLAPP-y (pozwy i oskarżenia oparte na wątłych lub żadnych podstawach, mające zastraszyć dziennikarza, działacza lub sygnalistę). Większość z tych procesów już wygrałem. Ponad połowę - prawomocnie, dwa - przed Sądem Najwyższym.
Przegrałem prawomocnie tylko w jednej sprawie. Chodzi o proces dotyczący książki „Morawiecki i jego tajemnice”. A przegrałem dlatego, iż sąd pogwałcił najbardziej fundamentalne zasady prawne. Nie wypełnił czterech podstawowych obowiązków sądu karnego. Oto one: 1. Osobiście zidentyfikować oskarżonego 2. Upewnić się, iż stan zdrowia pozwala oskarżonemu brać udział w sprawie 3. Zapytać oskarżonego, czy rozumie zarzut 4. Zapytać oskarżonego, czy przyznaje się do winy.
Kiedy sędzia może pominąć wyżej wspomniane cztery obowiązki? Tylko wtedy, gdy wcześniej wyręczyły go prokuratura albo policja. Tylko wtedy, gdy policja albo prokuratura przed początkiem procesu sądowego zidentyfikowały podsądnego, ustaliły jego zdolność do udziału w sprawie oraz zapytały o zarzut i winę. Tymczasem w moim przypadku chodziło o postępowanie z oskarżenia prywatnego. Dlatego policja i prokuratura nigdy nie brały żadnego udziału w sprawie i nie mogły wyręczyć sądu.
Mimo to sąd nie spróbował do mnie dotrzeć, aby wypełnić swoje podstawowe obowiązki. Przeprowadził przewód sądowy bez mojego udziału i wiedzy. Uniemożliwił mi obronę, a choćby odwołanie.
Komu sąd pomógł w ten sposób? Nie tylko Mateuszowi Morawieckiemu. Albowiem to nie on wytoczył mi proces za książkę „Morawiecki i jego tajemnice”. Zrobił to dobry znajomy Morawieckiego, Tomasz Misiak, jeden z pobocznych bohaterów książki. Kim jest Misiak? To miliarder, którego firma działała na wielką skalę w Rosji. Pan Misiak miał też związki z Markiem Falentą i innymi osobami współodpowiedzialnymi za słynną aferę taśmową z 2014 r. A niedawno „Newsweek” i niezależny dziennikarz Piotr Krysiak nagłośnili inne koneksje Tomasza Misiaka. Mianowicie te, które łączyły go z Szymonem Hołownią i słynną aferalną uczelnią Collegium Humanum. Sam Misiak przyznaje, iż był w dobrych stosunkach z Pawłem Cz. (rektor Collegium Humanum) i rozmawiał z nim o studiach Hołowni na tej uczelni.
Gdy Tomasz Misiak wytoczył mi proces, to zataił przed sądem bardzo istotną okoliczność. Mianowicie to, iż zna adresy, pod którymi regularnie odbieram korespondencję (adres Wydawnictwa Arbitror i adres kancelarii moich prawników). Zamiast tego Misiak podał sądowi mój dawny adres, pod którym nie mieszkam od wielu lat.
Z tej przyczyny nie dostawałem zawiadomień sądowych i nie wiedziałem o rozprawach. Przewód sądowy potoczył się więc bez mojego udziału. To najwyraźniej nie przeszkadzało sędziemu. Ani, rzecz jasna, Misiakowi i jego prawnikowi, którym był słynny adwokat Jacek Dubois. Tu dodam, iż mecenas Dubois reprezentuje także innych ludzi związanych z Rosją, którzy nękają mnie w sądach. A równocześnie jest wiceszefem Trybunału Stanu i występuje w mediach jako ekspert od prawa i praworządności.
Wyrok w mojej sprawie oznacza, iż państwo polskie przyznaje polskiemu dziennikarzowi mniej praw, niż rosyjskiemu szpiegowi. Do czego nawiązuję? Do słynnego kremlowskiego agenta Pawła Rubcowa, który w ramach wymiany więźniów trafił z polskiego więzienia do Rosji. A wtedy polski sąd zawiesił postępowanie przeciw Rubcowowi. „Nie możemy rozpoznać sprawy, o ile oskarżony przynajmniej raz nie pojawi się na rozprawie i nie ustosunkuje się do zarzutów” - mówiła wówczas rzeczniczka sądu. Zatem szpieg Kremla może liczyć, iż polski sędzia nie uzna jego winy, zanim nie porozmawia z podsądnym. Polski dziennikarz na to liczyć nie może.
Jeszcze za rządów PiS wystąpiłem o wznowienie procesu. Ziobrowscy sędziowie odrzucili mój wniosek. Gdy demokraci przejęli Prokuraturę Generalną, zwróciłem się do prokuratora generalnego o wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego. Tu małe objaśnienie dla osób spoza świata prawniczego: kasacja nie oznacza uniewinnienia ani ułaskawienia. Kasacja oznacza, iż Sąd Najwyższy może skasować wyrok, a wtedy proces zaczyna się od nowa. I tego właśnie chcę, bo mam aż nadto dowodów, żeby wygrać z Misiakiem.
Niestety, w maju bieżącego roku dostałem pismo z Prokuratury Generalnej, w którym odrzucono mój wniosek. Nie podano żadnego, choćby bezsensownego uzasadnienia.
Kto podpisał się pod tą decyzją? Prokurator Leszek Królik, który za rządów Ziobry wykazał się reżimową gorliwością. Uczestniczył w nękaniu demokratycznych prawników ze stowarzyszenia Lex Super Omnia. „Gazeta Wyborcza” opisywała Leszka Królika następująco: „Średni prokurator z wielkim ambicjami /…/ Do wydziału spraw wewnętrznych miała ściągnąć Królika Elżbieta Janicka, działaczka stowarzyszenia Ad Vocem, zaplecza Ziobry”.
Zatem okazuje się, iż ziobrowiec Królik wciąż działa w Prokuraturze Generalnej. A choćby podejmuje decyzje dotyczące np. niezależnego dziennikarza, który walczył z Ziobrą i PiS-em o prawdę.
Już po decyzji pana Królika udało mi się odbyć dwie rozmowy z najwyższymi rangą przedstawicielami Prokuratury Generalnej. Oni też odmówili mi kasacji. Przedstawili długie wywody, które zupełnie rozminęły się z sednem sprawy. Podobnie jak ziobrowcy, szefowie demokratycznej Prokuratury Generalnej zlekceważyli moje prawo do obrony. I co gorsza, zlekceważyli jeszcze bardziej podstawową kwestię. Mianowicie to, iż sędzia skazał człowieka-widmo o nieustalonej tożsamości, nieznanym stanie zdrowia i nierozpoznanym stanowisku procesowym.
W ten sposób Prokuratura Generalna daje bardzo zły przykład obecnemu i przyszłemu wymiarowi sprawiedliwości.
Nie mam słów, żeby to skomentować. Jedyne, co mogę, to serdecznie podziękować za Wasze wsparcie dla niezależnych dziennikarzy śledczych, w tym dla mnie. Dziękuję też Marcinowi Celińskiemu, prezesowi Wydawnictwa Arbitror, które wydaje moje książki. Dziękuję adwokatom Maciejowi Lachowi i Dawidowi Biernatowi oraz całej Kancelarii Lach Janas Biernat. Dziękuję Radosławowi Grucy, Grzegorzowi Rzeczkowskiemu, Klementynie Suchanow, Przemysławowi Witkowskiemu i wszystkim innym, którzy odważyli się badać rosyjskie związki polskiej prawicy.

Tomasz Piątek

Idź do oryginalnego materiału