Ceremonia otwarcia paryskich igrzysk była pomysłowa i niekonwencjonalna. Na tyle niekonwencjonalna, iż spłynęła na nią fala krytyki, na czele z zarzutami dotyczącymi bluźnierstwa i promowania satanizmu poprzez rzekome nawiązanie do Ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinci. Na gruncie polskim dołączyła do tego afera wokół Przemysława Babiarza, dla którego piosenka Imagine Lennona stanowi wizję komunistyczną. Obrońcy „tradycyjnych wartości” zafiksowali się na tych dwóch punktach, co zepchnęło na bok inny fragment ceremonii, również obrażający światopogląd (ultra)konserwatystów.
Wcześniej oczom widzów objawiła się postać trzymająca w rękach swoją głowę śpiewającą ça ira, czyli rewolucyjny utwór o wieszaniu arystokratów. Stanowiło to wstęp do występu metalowego zespołu Gojira, któremu towarzyszyły dziesiątki zgilotynowanych postaci, zidentyfikowanych jako reprezentacje Marii Antoniny, królowej straconej w 1793 roku. Świat obiegły zdjęcia skonsternowanych min obecnych na ceremonii monarchów, a niektórzy zaczęli krytykować nawiązanie do rewolucyjnej historii Francji.
Niewinna ofiara czy zdrajczyni?
Pojawiły się głosy biorące w obronę zgilotynowaną królową, której jedyną „winą” było znalezienie się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, czyli konkretnie w Paryżu opanowanym przez krwiożerczych rewolucjonistów. Utrata głowy nie wynikała jednak z samej niepopularności Habsburżanki, uosabiającej w oczach Francuzów ekscesy arystokracji. W czasie inwazji koalicji antyfrancuskiej Maria Antonina korespondowała z zagranicą, przekazywała tajne informacje i sprzyjała zbliżającym się do Paryża wojskom austriacko-pruskim, których dowódcy grozili spaleniem miasta. W takich okolicznościach chyba żadne państwo nie znalazłoby dość pobłażliwości.
Mimo to obrońców królowej nie brakuje. Zniesmaczony wizerunkiem bezgłowej Marii Antoniny Ryszard Legutko mówił o odrażającym spektaklu, który mógł narodzić się tylko w chorym umyśle. Ktoś inny w zadziwiający sposób próbował powiązać tę „gloryfikację rewolucyjnej ultraprzemocy” z ucinaniem głów przez islamistów. Wstawianiu się za Marią Antoniną towarzyszyło często atakowanie całego demokratycznego i egalitarnego dzieła rewolucji francuskiej. Były marszałek sejmu Marek Jurek napisał, iż zdobycie Bastylii symbolicznie wyswobodziło „zwyrodnialców i szaleńców” (zupełnie to samo miała jego zdaniem zrobić niedawna ceremonia), nic więcej.
Samozwańczy demaskatorzy rewolucji lubią mówić o tym, iż w lipcu 1789 roku w Bastylii trzymano zaledwie garstkę więźniów, a większość załogi stanowili inwalidzi, więc jej zdobycie nie miało żadnego znaczenia. Ignorują przy tym fakt, iż w dniach poprzedzających szturm król zgromadził wokół Paryża liczne oddziały wojska, w dużej mierze złożone z cudzoziemców, planując prawdopodobnie rozpędzenie powstałego niedługo wcześniej nieposłusznego Zgromadzenia Narodowego. Bunt paryżan i dołączenie do nich stacjonujących w mieście żołnierzy zapobiegły zduszeniu rewolucji w zarodku. Swoją drogą, w czasie tych wydarzeń i później Maria Antonina wielokrotnie namawiała swojego niezdecydowanego męża do radykalnych działań i utopienia Paryża we krwi, o czym jej obrońcy wolą nie wspominać.
Jednak krytyka tej części ceremonii otwarcia nie pochodziła wyłącznie ze środowisk ultrakonserwatywnych. Negatywnie odniósł się do niej również na ogół wychwalający jakobinów Jean-Luc Mélenchon, twierdząc, iż nie wypada czynić kary śmierci obiektem żartów, a jeżeli już szydzić z obalonych monarchów, to obok (lub zamiast) Marii Antoniny powinna pojawić się postać Ludwika XVI, w większym stopniu winnego zdrady Francji. Przez innych on także bywa uznawany za bohatera, czy raczej „świętego” męczennika.
Współczucie dla tyranów, ale nie dla ich ofiar
Co roku w Warszawie środowiska monarchistyczne odprawiają nabożeństwa ku czci „dobrego króla Ludwika”, tak perfidnie zamordowanego przez bezbożnych rewolucjonistów. W podobny sposób traktuje się zresztą Mikołaja II, brutalnego i zarazem nieudolnego autokratę, który rozkazał otworzyć ogień do pokojowej demonstracji, co dało początek rewolucji 1905 roku. W oczach ultrakonserwatystów tragiczny koniec rozgrzesza choćby człowieka bezpośrednio odpowiedzialnego za krwawe represje i śmierć wielu tysięcy ludzi, winnych wyłącznie chęci poprawienia swojego bytu.
Oczywiście podobną rzecz można zarzucić rewolucji – ani jakobini, ani inni republikańscy politycy nie zachowali czystych rąk przy wcielaniu w życie ideałów Oświecenia. Obrońcy starego porządku skupiają się właśnie na tych bardziej ponurych następstwach zdobycia Bastylii, zapominając, iż to monarchia wytworzyła warunki, w których likwidacja feudalnych przywilejów nie mogła obyć się bez ostrego konfliktu społecznego. Wiktor Hugo podsumował tę sytuację w Nędznikach, pisząc, iż oburzanie się na okrucieństwa rewolucji bez dostrzeżenia tkwiących u jej źródeł niesprawiedliwości ancien régime’u jest jak potępianie piorunów przy jednoczesnym ignorowaniu burzy.
Charakterystyczna jest w tym kontekście również dysproporcja w empatii okazywanej elitom i ludowi, mimo iż bliższy większości z nas jest ten ostatni. Na X jeden z najpopularniejszych w ostatnich dniach wpisów dotyczących Marii Antoniny pochodzi z konta zajmującego się historią mody damskiej i opisuje dni poprzedzające jej egzekucję. Królowa i inne osoby należące do rodów panujących mają tę przewagę, iż dokładnie znamy ich ostatnie momenty, możemy prześledzić drogę na szafot i ewentualnie zachwycać się godnością okazaną w obliczu śmierci. Trudniej romantyzować umierające z głodu chłopskie dziecko lub powieszenie bezimiennego buntownika, których śmierć wydaje się tylko statystyką.
Ludowej historii wciąż za mało
Skoro o statystykach mowa, to przytoczę jedną – jak policzył historyk Jean Nicolas, w latach 1661-1789 doszło we Francji do co najmniej 8500 aktów otwartego nieposłuszeństwa wobec władz, od lokalnych rozruchów po poważne rewolty. Daje to liczbę ok. 70 buntów na rok. Najczęściej zarzewiem konfliktów było nadmierne obciążenie podatkowe nakładane na chłopów. Jako następne w kolejności wymienimy zamieszki głodowe i wystąpienia przeciwko arystokratom, którzy z większości podatków byli zwolnieni, zrzucając utrzymanie państwa na barki stanu trzeciego, trzymanego w ryzach brutalnymi represjami. To jednak tylko suche fakty i liczby, a imion surowo karanych przywódców rebelii (jednych łamano kołem, innych palono żywcem) często choćby nie znamy.
Pokazuje to, iż popularny ostatnimi czasy nurt „ludowej historii” ma problem z przeskoczeniem pewnych ograniczeń. O życiu arystokratów i władców mamy nieporównywalnie więcej informacji, więc łatwiej grać na emocjach przywołując dotyczące ich opowieści, mimo iż przeciętnemu Francuzowi o wiele bliżej do chłopa zabitego w zamieszkach głodowych niż zgilotynowanego markiza. Historycy mają tu trudne zadanie skonfrontowania narracji elit z doświadczeniami ludowymi – z jednej strony można to robić szukając oddolnych relacji, z drugiej wskazując na mniej atrakcyjne z punktu widzenia czytelnika przemiany strukturalne, rozwój instytucji demokratycznych czy rewolucyjnej koncepcji praw człowieka z triadą „wolność, równość, braterstwo”.
Tutaj wracamy do kwestii pokazu sprzed tygodnia. Można mieć wątpliwości, czy żartowanie z czyjejkolwiek śmierci jest wskazane, ale podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich zdekapitowana Maria Antonina miała być raczej symbolem złożenia do grobu całego systemu, nie konkretnej osoby. Królowa uosabiała stary porządek, oparty na niesprawiedliwości, przemocy, składający rok w rok ofiarę ze zbuntowanych poddanych. Pożegnanie z monarchią nie należało do łatwych i bezbolesnych, co bezgłowa postać również przywołuje – końcowym efektem była jednak nowoczesna, demokratyczna Francja. Dlatego większość obywateli republiki nie zapłacze nad Marią Antoniną czy arystokracją.