jeśli kiedykolwiek umrę (cha, cha, cha, ale
zabawne, Florciu, iż nie użyłeś zwrotu `gdy kiedyś
przyjdzie mi`, doprawdy — umiesz żartować
jak mało kto!) — chciałbym, aby pamięć o mnie
była niczym przystanek autobusowy,
na którym, przez własne gapiostwo, zginął
kilkuletni uczeń. i gdzie teraz straszy jego duch.
niech będzie tymczasowa, jak oczekiwanie
na rozklekotanego grata, którym wróci się
do domu, jak nic więcej, niż wiata
nawiedzona przez roztrzepanego chłopca,
co to pewnego razu biegł spóźniony, krzyczał,
machał rękami usiłując zatrzymać odjeżdżającego
autosana. i który nie zauważył znaku D-15,
wyrżnął weń z impetem lewą skronią, po czym
runął bez życia na ziemię.
niech pamięć o mnie istnieje jako widmo
drugo- albo trzecioklasisty, którego buźka zrobiła
bdęg! o blachę — i którego żadną miarą
nie dało się ocucić, zreanimować.
wspominajcie, a wrócę, by zrywać apaszki
starym babom, miażdżyć im pomidory
w biedronkowych reklamówkach.