Atak na posterunek. Napastnicy użyli rodzin jako żywych tarcz

3 godzin temu
Zdjęcie: Atak na posterunek. Napastnicy użyli rodzin jako żywych tarcz


Niewachlów. Dawny budynek szkoły podstawowej. / Źródło: SP 25

Wyciągnęli z domów żony i dzieci. Podprowadzili pod okna budynku i nakazali policjantom złożyć broń. Padł strzał… W kolejnej odsłonie magazynu śledczego Radia Kielce odsłaniamy tajemnicę wydarzeń, które zniknęły z kart historii Kielc! Zniknęły też z kart historii organizacji, którą przez lata próbowano przedstawiać jako „jedyną słuszną i najbardziej bojową”.

Przejeżdżając samochodem ze Skarżyska-Kamiennej do Chęcin jedziemy zachodnią obwodnicą Kielc. Bariery przysłaniają nam widok mijanych terenów. Gdyby nie one po lewej stronie zauważylibyśmy zabudowania znajdujące się wzdłuż ulicy Zbigniewa Kruszelnickiego „Wilka”. Teraz to teren Kielc, ale dawniej była to osobna jednostka terytorialna.


Podkielecka gmina, która nie istnieje

Dawna gmina wiejska Niewachlów (tam znajdowała się jej siedziba) składała się z następujących miejscowości: Białogon, Czarnów, Kostomłoty I, Kostomłoty II, Miedziana Góra, Niewachlów I, Niewachlów II, Oblęgorek, Porzecze i Szczukowskie Górki. Gmina istniał w okresie międzywojennym, podczas okupacji niemieckiej, a także przez kilka powojennych lat.

Gmina została zlikwidowana 29 września 1954 roku. Wioski znajdujące się dotychczas w gminie zostały włączone do Kielc bądź znalazły się w obrębie wraz z reformą wprowadzającą gromady w miejsce gmin. Po reaktywowaniu gmin z dniem 1 stycznia 1973 roku gminy Niewachlów nie przywrócono, utworzono natomiast jej terytorialny odpowiednik, gminę Miedziana Góra.


Użyli kobiet i dzieci jako „żywych tarcz”

To nie sama gmina jako taka, jest jednak tematem naszego dziennikarskiego śledztwa. Do interesujących nas wydarzeń doszło tu 13 lutego 1943 roku. Dokonano wtedy napadu na posterunek tzw. policji granatowej w Niewachlowie.

Jego przebieg opisuje dokument znajdujący się w zbiorach Stanisława Czernika oraz w raportach „Antyku”. Jako pierwszy opublikowano je w opracowaniu „Tajne oblicze GL-AL. I PPR”: „…wywlekli z mieszkań rodziny policjantów i zgrupowali je pod posterunkiem. Okrzykiem zażądali poddania się całej załogi posterunku, zasłaniając się jednocześnie rodzinami na wypadek zaatakowania ze strony policji. Jednocześnie obłożyli budynek słomą, celem podpalenia. Rodziny policjantów wszczęły lament, ażeby ich ojcowie i mężowie poddali się. Rokowania trwały około 40 minut”.

Prawdziwość opisu potwierdza meldunek AK znajdujący się w archiwalnych zasobach. Czytamy w nim: „… skoszarowani policjanci bez wystrzału poddali się wobec doprowadzenia pod okna posterunku ich żon i dzieci. Wobec czego nie mogli strzelać. Jeden strzał oddany przez policjanta ranił lekko córkę komendanta posterunku”.


Czym była policja granatowa?

Policja granatowa, a w zasadzie Policja Polska Generalnego Gubernatorstwa została powołana przez niemieckie władze okupacyjne. Zwyczajowa nazwa formacji (policja granatowa) pochodzi od niezmienionego po 1939 roku granatowego koloru noszonych przez funkcjonariuszy mundurów, które pozbawiono jedynie emblematów państwowych.

Policja była finansowana przez pozostawione przez Niemców szczątkowe struktury samorządowe. Podporządkowana była jednak lokalnym komendantom niemieckiej policji porządkowej – Ordnungspolizei.

W pierwszym okresie Niemcy nakazali po rygorem surowych kar powrócić do pracy funkcjonariuszom przedwojennej policji. Nie wszyscy się na to zdecydowali. Dla przykładu mieszkający w Niewachlowie wraz z rodziną policjant Stanisław Durlej, wcześniej pełnił funkcję komendanta posterunku w Samsonowie, Morawicy i Niewachlowie, nie zdecydował się na wstąpienie do formacji. Tłumaczył się złym stanem zdrowia. Zatrudnił się na stanowisku rachmistrza przy wyrębie lasu, ale jednocześnie od końca 1939 roku pełnił już funkcję dowódcy Placówki Służby Zwycięstwa Polski, tworząc podwaliny Polskiego Państwa Podziemnego.

Wielu innych funkcjonariuszy policji podjęło współprace z ruchem oporu. Mieli dostęp do niektórych informacji i byli dla podziemia cennym źródłem wiedzy o niemieckim aparacie przemocy. Dla potwierdzenia wymieńmy dwóch, którzy w strukturach policji granatowej w Kielcach zajmowali wysokie funkcje: Zdankiewicz Aleksander „Oskar” i Jan Gawlik „Jaks”. Wywiad ZWZ-AK praktycznie na każdym z posterunków miał swoich ludzi, którzy oddawali nieocenione usługi.

Oczywiście nie możemy zapomnieć, iż pośród funkcjonariuszy znaleźli się i tacy, którzy z całym oddaniem działali dla niemieckiego okupanta.

Kielce. Grób Stanisława i Zbigniewa Durlejów. / Fot. Dionizy Krawczyński – Radio Kielce

Krajobraz po napadzie

Powróćmy do wydarzeń z lutego 1943 roku. Podczas napadu na posterunku znajdowało się siedmiu policjantów. Rozebrano ich do bielizny, zabierając mundury. Policjanci prosili, aby nie zabierać im broni, gdyż grozi im za to ze strony Niemców kara śmierci. Napastnicy nie wysłuchali próśb. Nie wiadomo dlaczego, ale specjalnie zajęli się oni kapralem Łuczakiem, którego wyprowadzili z budynku. Policjantowi udało się jednak uciec.

Kolejnego dnia na służbę nie zgłosiło się dwóch policjantów: starszy sierżant Andrzejewski – komendant posterunku i jego zastępca plutonowy Kowalski. Władze niemieckie dały im termin na stawienie się do służby, ale ci woleli nie ryzykować.

Jak potoczyły się losy pozostałych policjantów? Władze niemieckie wzięły pod uwagę sposób przeprowadzenia akcji (użycie rodzin jako żywych tarcz) i nie wyciągnęli co do policjantów konsekwencji.

Kielce. Ulica Zbigniewa Kruszelnickiego „Wilka”. / Fot. Dionizy Krawczyński – Radio Kielce

Gdzie był posterunek?

Zbierając informacje na temat okoliczności akcji, zadaliśmy pytanie: gdzie znajdował się posterunek? Niestety nasi rozmówcy z Ośrodka Myśli Patriotycznej i Obywatelskiej oraz z Muzeum Historii Kielc nie byli w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Okazało się, iż nasza wiedza na temat dawnej gminy jest mizerna.

Z pomocą miejscowych regionalistów udało nam się ustalić, iż posterunek znajdował się prawdopodobnie w dawnym budynku szkolnym na wprost skrzyżowania dzisiejszych ulic: Kruszelnickiego i Miedzianej.

-W 1925 władze gminne i szkolne zakupiły drewniany dom, przeznaczając go na placówkę oświatową. Odtąd przez wiele lat budynek służył edukacji, ale z całą pewnością przerwa nastąpiła podczas okupacji niemieckiej, gdy wykorzystywany był przez służby okupanta. Nauka prowadzona była wtedy w prywatnych domach – mówi nam Sylwester Ozga, dyrektor kieleckiej Szkoły Podstawowej nr 25, która kontynuuje tradycje niewachlowskiej placówki.

-W zasobach zebranych przez dawnych nauczycieli znajduje się prawdopodobnie jedyne zdjęcie dawnego budynku szkoły, który dziś już nie istnieje – dodaje.

Odwiedzamy miejsce, gdzie znajdowała się szkoła. Po budynku nie ma już śladu, ale tuż przy drodze znajduje się krzyż z czerwonego piaskowca. Jedyna pozostałość dawnej placówki edukacyjnej. Za ogrodzeniem, w miejscu, gdzie stała szkoła, znajdują się dziś nowe budynki.

Niewachlów. Dawny budynek szkoły podstawowej. / Źródło: SP 25

Kto był sprawcą napadu?

Pozostaje jeszcze problem: kto przeprowadził akcje? Z zapisków wynika, iż była to jakaś grupa Gwardii Ludowej, czyli bojówki partyjnej Polskiej Partii Robotniczej działającej na zlecenie Moskwy. W materiałach dotyczących działalności tej bojówki nie znajdujemy śladów takiej akcji. Z drugiej jednak strony czy mieli się czym chwalić?

Z opracowań IPN wynika, iż w lutym 1943 roku niepowodzenie planu wywołania powszechnego powstania skłoniło kierownictwo PPR do rozbudowy własnych oddziałów partyzanckich.

Szczupłość kardy sprawiła, iż uderzenia organizacji prowadzone były w mniej istotne punkty niemieckiej administracji. Osoby tam zaangażowane bardzo często współpracowały z Polskim Państwem Podziemnym. Przykładowo: 5 marca 1943 gwardziści zastrzelili Aleksandra Reszczyńskiego, który piastował funkcję komendanta Policji Polskiej dla miasta Warszawy. Był on ściśle związany z referatem 993/P Wydziału II Kontrwywiadu ZWZ-AK, któremu przekazał wiele wartościowych informacji.

Napastnicy o tym nie wiedzieli, ale co gorsze nie przeprowadzili prawdopodobnie żadnego dochodzenia na jego temat. Historycy są zgodni, iż w przypadku takiego postępowania nie znalazły by się podstawy do wydania wyroku śmierci.

Na podobnych zasadach wykonano akcję w Niewachlowie. Celem wykonawców było jedynie szerzenie niepokoju. Niemiecki aparat przemocy nie doznał w wyniku akcji strat w przeciwieństwie do Polskiego Państwa Podziemnego. Piszący te słowa jest przekonany, iż komendant bądź jego zastępca (może obaj?) współpracowali z AK, bowiem tak było w innych posterunkach. W efekcie akcji niepodległościowy ruch oporu stracił dostęp do informacji.

22.10.2025. Kielce. Skrzyżowanie ulic Kruszelnickiego i Miedzianej. / Fot. Dionizy Krawczyński – Radio Kielce

Historia o nich już zamilkła

Przez wiele powojennych lat budowano obraz Gwardii Ludowej, działającej później pod nazwą Armia Ludowa jako „jedynej słusznej i najbardziej bojowej”.

Opisany wyżej przypadek przeczy tej opinii. Oczywiście potrzebne są dalsze badania i wyjaśnienie okoliczności, ale pewne jest, iż zastosowane przez napastników metody oraz cel ataku były błędne.

Jak opisuje IPN: w trakcie wojny oddziały GL dopuszczały się również pospolitych rabunków, napadów na ludność cywilną, czy to na pojedyncze osoby lub też całe wsie. Latem 1942 r. oddział GL dowodzony przez Grzegorza Korczyńskiego „Moczar” miał dokonać zbiorowego gwałtu na właścicielce majątku pod Gościeradowem. Ten sam oddział jesienią 1942 r. dokonał napadu rabunkowego na Żydów, którzy ukrywali się we wsi Ludmiłówka pow. Kraśnik.

Oddział dowodzony przez Tadeusza Grochala „Tadek Biały” dokonał, 28 października 1942 r., napadu na wieś Karczowice. Miejscowa ludność poprosiła o pomoc oddział AK obwodu włoszczowskiego.

Ta akcja, będąca do dziś powodem dyskusji, będzie naszym tematem w jednym z kolejnych odcinków dziennikarskiego śledztwa Radia Kielce.

Idź do oryginalnego materiału