- To nie była bójka równolatków. Do końca życia nie zapomnę obrazu tego chłopca, który jak mantrę powtarzał: "Nie umieram..., nie umrę tu...". Próbowaliśmy tamować krew ręcznikami, ludzie wydzwaniali na pogotowie - opowiadała Ula, która 10 lipca odpoczywała na krakowskim Zakrzówku. Artem Shevchenko został wtedy zaatakowany maczetą. To był przypadkowy atakOfiara i agresor nie znali się wcześniej. 17-latek od ponad pół roku przebywa w areszcie. Przyznał się do winy.