Krzysztof Ogiolda: – W ramach Salonu Opolskiej Nauki w Centrum Aktywizacji Społecznej w Opolu pani profesor wygłosiła niedawno wykład pt. „Polityka migracyjna Niemiec w latach 2015–2025”. Wielu z nas ma przed oczami obrazy z roku 2015 – drogi zapchane ciągnącymi do Niemiec imigrantami, głównie z Syrii. To był trudny, żeby nie powiedzieć zły początek. Wielu Niemców było rozczarowanych postawą przybyszów. Ich roszczeniami, niechęcią do jakiejkolwiek pracy – z gotowaniem czy sprzątaniem wokół siebie włącznie. A jednocześnie kanclerz Angela Merkel wygłasza właśnie wtedy słynną deklarację: „Damy radę”. Na ile – z perspektywy dekady – Niemcy sobie z tym problemem poradzili?
Prof. Aleksandra Trzcielińska-Polus: – Istotnie, od tamtych słów Angeli Merkel: „Wir schaffen das“ minęło dziesięć lat. I moim zdaniem Niemcy dały radę. Proces przyjmowania przybyszów i cała polityka migracyjna ostatecznie się sprawdziła. Rok 2015 to było otwarcie granic…
– …wtedy zdawało się, iż bardzo szeroko, za szeroko, wręcz na oścież.
– Pani kanclerz przekonywała wtedy, iż ze względów humanitarnych migranci koczujący na Węgrzech powinni zostać w Niemczech przyjęci. I początkowo przyjmowano ich z wielkim entuzjazmem. Obserwowałam wśród niemieckich znajomych ogromna chęć udzielania tym przybyszom pomocy. Po dziesięciu latach nastawienie niemieckiego społeczeństwa się zmieniło. Ale i polityka imigracyjna i dotycząca integracji imigrantów także.
– realizowane są skutki tamtego otwarcia. Syryjczycy stanowią jedną z liczniejszych grup imigrantów żyjących w Niemczech. A wszystkich przybyszów jest tam bardzo dużo.
– Według danych Federalnego Urzędu Statystycznego, na koniec 2024 roku co czwarty mieszkaniec Niemiec miał pochodzenie migracyjne. To w Niemczech oznacza, iż albo dana osoba przyjechała do Niemiec bezpośrednio z zagranicy, albo imigrantami byli jej rodzice. pozostało kategoria osób „z migracją w tle”. To są ci mieszkańcy Republiki Federalnej, których jedno z rodziców jest obcokrajowcem. jeżeli ją doliczymy, okaże się, iż jakieś korzenie migracyjne ma 30 procent mieszkańców dzisiejszych Niemiec.
– Dziesięć lat temu przybysze z Bliskiego Wschodu rzeczywiście nie bardzo mieli chęć brać się do pracy. Krytyczne obserwacje naszych krewnych i przyjaciół były prawdziwe. Ale dzisiaj ich nastawienie – a wraz nim statystyka – wygląda mocno inaczej.
– Spośród tych osób, które przybyły do Niemiec w 2015 roku, znakomita część, bo ponad 60 procent w roku 2024 pracowała.
– Te 64 procent pracujących to naprawdę dużo, skoro wśród rdzennych Niemców wskaźnik ten wynosi 70 procent, czyli tylko trochę więcej.
– Ale mimo wszystko spora część uchodźców, także z lat późniejszych, utrzymuje się przede wszystkim dzięki zasiłkom i innym formom pomocy ze strony państwa niemieckiego. Wielu Niemców uważa ten wysoki wskaźnik imigrantów za obciążenie. Wydatki na rzecz przybyszów pochodzące z budżetu państwa, jak i z budżetów poszczególnych landów wynoszą co roku około 30 miliardów euro.
Co pokazuje, iż obecność imigrantów ma swoje skutki pozytywne, bo przybysze zakładają rodziny i mają dzieci, a tym samym poprawiają sytuację demograficzna państwa. Pracują, a więc nie tylko zapełniają różne luki na rynku pracy, ale i płacą podatki. Ale także generują w Niemczech problemy: ekonomiczne, polityczne i społeczne. Dlatego powstały w maju rząd Friedricha Merza dokonuje zaostrzenia polityki imigracyjnej i integracyjnej.
– Czym się to zaostrzenie wyraża?
– Wstrzymano łączenie rodzin tych osób, które mają ochronę subsydiarną Unii Europejskiej tylko na dwa lata. Wycofano możliwość uzyskania obywatelstwa w ciągu trzech lat. Ten okres został wydłużony do lat pięciu. Zapowiadane są skuteczniejsze deportacje przybyszów niepożądanych. I liczby to potwierdzają. W tym roku wydalono z Niemiec kilka tysięcy więcej ludzi niż w latach minionych. Choć znalezienie osób przeznaczonych do deportowania wciąż nie jest w praktyce łatwe. Jednocześnie poszerzeniu uległa lista państw bezpiecznych. Mają się na niej znaleźć m.in. Algieria, Tunezja, Maroko i Indie.
– Od lat w Niemczech utrzymuje się przekonanie, iż w dłuższej perspektywie przyjmowanie obcokrajowców – choćby jeżeli na bieżąco generują oni jakieś problemy – się opłaca. Pamiętam rozmowę z jednym z niemieckich burmistrzów przed kilkunastu już laty. Jego miasto przyjęło wtedy dużą grupę imigrantów z Kazachstanu. Nie ukrywał, iż pili alkohol, nie chcieli się uczyć niemieckiego, a wieczorami walczyli między sobą na noże. Po co ich braliście? – pytałem. Tłumaczył, iż aby imigranci dostali zasiłek, ich dzieci muszą chodzić do szkoły itd. A jak się ich przepuści przez niemiecki system szkolny, to generacja dzieci będzie już Niemcami. Imigracja to jest sposób na poprawienie sytuacji demograficznej?
– Oczywiście, liczba mieszkańców Niemiec rośnie. W ostatnim roku już nie tak gwałtownie jak w latach minionych, ale w porównaniu z Polską, której ludność ciągle bardzo się kurczy. W ubiegłym roku wzrost liczby ludności Niemiec wyniósł ponad sto tysięcy. I to jest w dużej mierze zasługa imigracji. W Niemczech – tak jak w Polsce i wielu krajach Europy – więcej osób umiera niż rodzi się dzieci. W minionych trzech latach w Republice Federalnej ten ujemny wskaźnik wynosił 300 tysięcy.
Natomiast różnica między liczbą imigrantów i emigrantów, którzy z Niemiec wyjeżdżają, wynosi plus 400 tysięcy. I stąd wziął się przyrost ludności Niemiec o 100 tysięcy rocznie. Współczynnik dzietności jest w Niemczech nieco wyższy niż we Polsce. Statystyczna kobieta rodzi w Republice Federalnej 1,5 dziecka, u nas 1,03. Ale nie on decyduje o sytuacji demograficznej Niemiec.
– Niemcy chyba lepiej niż my uświadamiają sobie, iż skoro brakuje im rąk do pracy, to tylko przybysze mogą tę lukę zapełnić.
– Z opublikowanego na początku listopada 2025 raportu wynika, iż w ubiegłym roku w 10 branżach nie obsadzono ponad 260 tysięcy stanowisk. Dotyczyło to m.in. służby zdrowia, i budownictwa. W kontekście imigracji ciągle wolimy mówić o problemach, jakie przyjeżdżający generują. Trudniej przebija się wiedza o tym, iż większość państw w Europie zwyczajnie potrzebuje rąk do pracy. Niemcy, jak wspomniałam, także. Imigranci mogą pomóc rozwiązać problemy demograficzne, a jeżeli oni u nas pracują, to płacą podatki i zasilają fundusze emerytalne. Myślę, iż Niemcy dobrze zdają sobie sprawę z tych pozytywnych skutków imigracji.
– Jak ocenia się Ukraińców?
– Niemieckie media zauważają, iż na kursach językowych, zawodowych itd. najwięcej jest Ukraińców. Bo oni rzeczywiście się starają języka nauczyć i kompetencje zawodowe podnieść.
– Nie ma wątpliwości, iż niemieckie społeczeństwo jest kulturowo bardzo zróżnicowane, pluralistyczne.
– Już Angela Merkel mówiła: „Multikulti ist absolut gescheitert” (Multikulti całkowicie nie powiodło się). Bo też bezkrytyczne przyjęcie przybyszów w Niemczech – jak wspomnieliśmy – nie całkiem się udało. Śladem tamtego rozczarowania jest używanie w Niemczech przeciw imigrantom argumentu, iż w ich gronie coraz więcej jest specjalistów i oni są coraz większą konkurencją dla rodzimych pracowników wykształconych i wyspecjalizowanych do pracy w różnych dziedzinach.
Przeciwnicy imigracji także kulturę przybyszów wolą widzieć jako zagrożenie dla kultury kraju przyjmującego. Ale jednocześnie w Niemczech dostrzega się, iż ze względu na poważne braki na rynku pracy imigranci ratują sytuację.
– Kanclerz Merz zapewnia, iż dla imigrantów mających kwalifikacje zawsze się w Niemczech miejsce znajdzie.
– Nie tylko on tak mówi. Badałam programy wyborcze niemieckich ugrupowań dotyczące przedterminowych wyborów parlamentarnych w lutym bieżącego roku. W każdym z nich było jakieś odniesienie do przyjmowania imigrantów i ich integracji. Najbardziej negatywnie do przybyszów odnosił się Program Alternatywy dla Niemiec. Ale też w każdym z nich była opinia pozytywna na temat przyjmowania pracowników wykwalifikowanych.
– A na jakie negatywne skutki imigracji zwracano uwagę?
– Wymieniano przede wszystkim: napięcia społeczne, powstawanie społeczności równoległych, wręcz gett imigranckich, wzrost przestępczości, narastanie populizmu, nacjonalizmu. Kanclerz Friedrich Merz w niedawnej wypowiedzi na temat krajobrazu niemieckich miast zwrócił uwagę, iż jest on niekorzystny w związku z problemami, jakie wywołują migranci.
– Co miał na myśli?
– Przede wszystkim przestępstwa i niechęć do integracji. I wywołał ogromne protesty. Demonstracje w wielu miastach. choćby współrządząca Socjaldemokracja oburzyła się na wystąpienie kanclerza. Zarzucano mu ksenofobię. Merz nie wycofał się ze swojego stanowiska. „Zapytajcie wasze córki, czy nie boją się wychodzić wieczorami na ulice” – mówił. Oglądałam zdjęcia z tych demonstracji, a na nich transparenty o treści: „Nasze córki są przeciwko Merzowi”. Być może poczucie bezpieczeństwa w niemieckim społeczeństwie wzrosło. Nie miałam okazji tego badać, czy poziom przestępczości, której sprawcami są przybysze, rzeczywiście zmalał.
– przez cały czas dość często słyszymy o dokonywanych przez imigrantów przestępstwach związanych z terroryzmem…
– Rozpoczynają się jarmarki bożonarodzeniowe. Można się domyślać, iż ich ochrona będzie – w porównaniu do poprzednich lat – wzmocniona. W sierpniu ubiegłego roku zaprosili mnie przyjaciele z Akademii Ewangelickiej w Mülheim. Właśnie w tym czasie doszło podczas festynu w Solingen do ataku nożownika – był Syryjczykiem i muzułmaninem – który spowodował śmierć trzech osób, a osiem kolejnych ranił. Mogłam wtedy zobaczyć, iż podobne wydarzenia bardzo mocno podnoszą poziom nieufności społecznej wobec przybyszów. Także wśród tych osób, które wcześniej były pozytywnie nastawione do imigrantów.
– AfD, która nutą antyimigrancką i antyeuropejską gra najgłośniej, wciąż ma wysokie poparcie.
– choćby bardzo wysokie. Według ostatnich sondaży wynosi ono aż 28-procent. Szczególnie w landach wschodnich, w pobliżu granicy polsko-niemieckiej. To jest dla Niemiec poważny problem polityczny. Sprzeciw wobec imigracji jest jednym z głównych punktów jej programu. Podobnie jak wyjście z Unii Europejskiej oraz odrzucenie euro, ochrony klimatu na obecnych zasadach oraz ograniczenie pomocy dla Ukrainy. A zaczęło się w 2013 roku skromnie od sprzeciwu wobec waluty euro.
– Niemieckie doświadczenia z imigrantami pokazują jeszcze jedno ważne zjawisko. Kiedy w latach 50. i 60. zaczęli do RFN napływać gastarbeiterzy z Włoch i Turcji, część Niemców łudziła się, iż oni popracują, zarobią i wrócą do swoich państw wydać to, co zarobili. Dziś już wiemy, iż bardzo wielu nie wróciło. Niemal co dziesiąty niemiecki imigrant ma korzenie w Turcji. To jest nauka także dla nas, iż przybysze, dla których Polska jest krajem zachodnim, będą się u nas osiedlać trwale?
– Raczej tak. Ale warto tę sprawę widzieć szerzej. Nie tylko z naszej strony, ale także z perspektywy państw pochodzenia przybyszów. Wolimy widzieć swoje – prawdziwe i mniej prawdziwe problemy, a niekoniecznie to, iż w tamtych państwach dokonuje się drenaż mózgów. Wyjeżdżają zwykle najlepiej wykształceni i najbardziej przedsiębiorczy. Zrywane, a przynajmniej mocno osłabiane są więzi rodzinne. Transfer pieniędzy zarobionych w Niemczech, w Polsce, w innych krajach często nie rekompensuje strat, jakie te kraje ponoszą.
– Imigrantom na początku zwykle nie jest łatwo. Mówi się często i chyba nie bez racji – polskie doświadczenia też to potwierdzają – iż prawdziwym beneficjentem wyjazdów jest dopiero pokolenie dzieci.
– I to się potwierdza. Drugie pokolenie imigrantów widać w Niemczech i w innych krajach Zachodu w parlamentach, także w Bundestagu i w samorządach wielkich europejskich miast, w różnych instytucjach. Wychodźstwo z Polski do Niemiec, które w różnych falach trwa od około 200 lat, jest także ogromnym zasileniem niemieckiego społeczeństwa. My tych efektywnych, odważnych ludzi tracimy.
– Po dziesięciu latach od otwarcia drzwi dla imigrantów na oścież Niemcy przyznają, iż to był – w tej formie – błąd, ale też pokazują, iż wiele aspektów związanych z przyjmowaniem przybyszów umieli naprawić. Polska też w obecnej sytuacji demograficznej i na rynku pracy prawdopodobnie na dłuższą metę sobie bez imigrantów nie poradzi. Czego możemy się z niemieckich doświadczeń nauczyć?
– Nie jesteśmy państwem tak zasobnym, ale możemy się nauczyć sposobu organizacji kursów – językowych i orientacyjnych. Tych drugich u nas się w praktyce nie prowadzi. To są zajęcia, na których przybysze uczą się obowiązującego w Niemczech prawa, historii Niemiec, różnych norm, jakie w tym kraju obowiązują. Taki kurs trwa sto godzin. Inna zasada warta naśladowania: po kursie językowym następuje egzamin. jeżeli nie został on zdany, to trzeba do nauki języka wrócić i stosowny atest uzyskać. Trzecim filarem wspierającym proces integracji przybyszów są kursy zawodowe.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

3 godzin temu














English (US) ·
Polish (PL) ·
Russian (RU) ·