ZK Gębarzewo: Spalił żonę żywcem. Były policjant skazany na dożywocie. Czy słusznie?

5 godzin temu

Była noc z 18 na 19 marca 2011 roku, gdy ciszę spokojnego osiedla domków jednorodzinnych w Grodzisku Wielkopolskim przerwał dramat, który na zawsze zapisał się w historii polskiej kryminalistyki. Z jednego z domów wybiegła płonąca kobieta. 45-letnia Dorota, oblana benzyną i podpalona, ostatkiem sił dobiegła do furtki sąsiadów i zadzwoniła domofonem. Sąsiedzi wezwali karetkę, ale obrażenia były zbyt rozległe. Kobieta walczyła o życie przez dwa dni, nim odeszła w klinice w Siemianowicach Śląskich. Za tę zbrodnię oskarżono jej męża – Andrzeja K., byłego funkcjonariusza policji. Mężczyzna, który niegdyś nosił mundur i miał stać na straży prawa, dziś odbywa karę dożywotniego więzienia w Zakładzie Karnym w Gębarzewie.

Rozpad małżeństwa i narastający konflikt

Małżeństwo Andrzeja i Doroty od dawna się rozpadało. Nie mieszkali już razem, byli w trakcie rozwodu. Ona miała nadzieję na nowe życie, wolne od awantur i przemocy. On – jak twierdzili bliscy – nie mógł pogodzić się z porażką.

Andrzej K. przyjechał do Grodziska, posiadał klucze do domu i bez problemu dostał się do środka. Wszedł do pokoju, w którym spała żona, oblał ją benzyną silnikową i podpalił – relacjonowała prokurator Magdalena Mazur-Prus.

To ustalenia śledczych, ale sam oskarżony od początku wszystkiemu zaprzeczał. Utrzymywał, iż noc z 18 na 19 marca spędził w swoim mieszkaniu w Poznaniu.

Proces poszlakowy, ale bez wątpliwości

Sprawa była wyjątkowa – proces miał charakter poszlakowy, brakowało twardych dowodów, takich jak odciski palców czy DNA. A jednak, zdaniem sądu, łańcuch okoliczności był nie do podważenia. Nagrania z monitoringu, zeznania dzieci, relacje świadków – wszystko wskazywało na Andrzeja K. Sąd podkreślał, iż nikt inny nie mógł wejść do domu i nie zostawić po sobie śladów.

W lutym 2013 roku zapadł wyrok: dożywocie.

Pokrzywdzona umierała świadoma tego, co się z nią dzieje, i to powiększa odpowiedzialność oskarżonego – mówił sędzia Krzysztof Lewandowski, uzasadniając decyzję.

Sąd Apelacyjny w Poznaniu podtrzymał wyrok.

„Nie przyznał się, ale przecież Duch Święty tego nie zrobił”

Podczas procesu padły słowa, które głęboko zapadły w pamięć opinii publicznej.

Nie przyznał się, ale przecież Duch Święty tego nie zrobił – mówiła matka zamordowanej Doroty.

Było to echo bezsilności i goryczy rodziny, która straciła córkę i matkę w niewyobrażalnych okolicznościach. Lekarze, którzy walczyli o życie Doroty, wspominali później wstrząsające obrazy: pacjentka krzyczała, błagała o ratunek, a skóra z jej dłoni odpadała razem z paznokciami.

Ostatnia nadzieja upadła

Andrzej K. próbował wszystkich możliwych ścieżek prawnych, by uniknąć kary. Złożył kasację do Sądu Najwyższego, domagał się wznowienia postępowania. Argumentował, iż żona mogła sama się podpalić – wskazując na jej wcześniejsze próby samobójcze.

Sąd jednak odrzucił te tezy jako bezpodstawne. Najważniejsza instancja w kraju podkreśliła, iż skazany nie przedstawił żadnych nowych dowodów, które mogłyby zmienić obraz sprawy. Wniosek został oddalony. Tym samym wyrok stał się ostateczny. Andrzej K. spędzi resztę życia za murami więzienia, a o warunkowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się najwcześniej w 2038 roku.

Dziś Andrzej K. siedzi w celi Zakładu Karnego w Gębarzewie. Nie nosi już munduru, ale jego nazwisko wciąż budzi emocje – jako symbol jednej z najbardziej brutalnych i zarazem niepokojących zbrodni w Wielkopolsce ostatnich dekad.

Idź do oryginalnego materiału