Zamieszki w Wielkiej Brytanii i pułapka na laburzystów. „Sąsiad już nie wypuszcza córki na rolki”

news.5v.pl 1 miesiąc temu
  • Antyimigranckie zamieszki w Anglii rozpoczęły się w Southport, gdzie pod koniec lipca 17-letni napastnik zamordował trzy małe dziewczynki. Niektóre media błędnie wówczas podały, iż sprawcą był imigrant
  • Mieszkająca w Southport od 19 lat Barbara Dytwińska opowiada o pierwszych reakcjach mieszkańców miasteczka na tragedię, ale także na grupę protestujących. — Martwiliśmy się, jak to się skończy, słychać było huk krążących nad Southport helikopterów — wspomina
  • Dr Przemysław Biskup z PISM w rozmowie z Onetem wskazuje, gdzie należy szukać przyczyn dzisiejszych zamieszek w Wielkiej Brytanii, jaki udział miał w tym premier Tony Blair i w jakiej pułapce znalazła się dziś Partia Pracy
  • Paradoks polega na tym, iż portale bardziej związane z torysami ironicznie rozpisują się, iż Rishi Sunak (lider Partii Konserwatywnej — red.) być może wykazał się sprytem politycznym — zauważa ekspert z PISM
  • Więcej podobnych tekstów znajdziesz na głównej stronie Onetu

Mieszkańcy Southport wstrząśnięci tragedią

Na zdjęciach wygląda, jakby odbywał się tu festyn. Są rodziny z dziećmi, morze kolorowych kwiatów wokół fontanny i balony — serce, jednorożec, pszczoła. W powietrzu nad głowami wszystkich unoszą się mydlane bańki. Krążą, by w sekundzie zniknąć bezpowrotnie. Po twarzach dorosłych i dzieci widać jednak, iż nie zebrali się tu, w sercu Southport dla zabawy.

Jaynie Macgregor / Jaynie Macgregor/Facebook

Mieszkańcy Southport przynoszą kwiaty, by upamiętnić zamordowane pod koniec lipca trzy dziewczynki

Właśnie minął tydzień, odkąd w tym dwutysięcznym brytyjskim miasteczku rozegrały się dramatyczne sceny. W ataku 17-letniego nożownika na miejscową szkołę tańca zginęły trzy dziewczynki: 6-letnia Bebe King, 7-letnia Elsie Dot Stancombe, oraz 9-letnia Alice Dasilva Aguiar. Sprawca trafił do aresztu i usłyszał zarzut zabójstwa i usiłowania morderstwa. Tragedia najmocniej dotknęła rodziny i bliskich ofiar, ale trudno się z nią pogodzić także pozostałym mieszkańcom Southport. Zwłaszcza, z powodu tego, co wydarzyło się w kolejnych dniach po zamachu.

—Trudno nie zatrzymać się tu na chwilę. Żeby położyć kwiaty albo tylko wspomnieć co się stało. Łzy? Tak, większość nie kryje tego, jak to morderstwo nami wstrząsnęło — mówi Barbara Dytwińska, Polka od 19 lat mieszkająca w Southport.

Polka z Southport o traumie mieszkańców. „Mroczny czas stał się odrobinę jaśniejszy”

W miniony poniedziałek (5 sierpnia) tak jak setki mieszkańców miasteczka zjawiła się przy fontannie księżnej Diany w centrum miasta, by po raz kolejny uczcić pamięć zmarłych dziewczynek. Ale nie tylko – te spotkania dla mieszkańców są także próbą poradzenia sobie z przeżytą traumą. — Mieszkam niedaleko szkoły tańca, w której się wydarzyła tragedia. Zwykle pracuję w domu, ale w ostatni poniedziałek lipca byłam akurat w biurze. Dowiedziałam się o wszystkim z mediów, dopiero potem spływały do nas te najtragiczniejsze wieści, ale natychmiast też pojawiła się w miasteczku taka potrzeba wspólnego przeżywania tragedii, pokazania, jak bardzo to przeżywamy – wspomina Barbara.

Mieszkańcy nazajutrz po dramatycznym wydarzeniu zebrali się przy wspomnianej fontannie i tam zaczęli przynosić kwiaty i pluszaki. Ochotnicy codziennie dbają, by nie więdły, a mieszkańcy o to, by stale pojawiały się nowe. Kotłują się tu różne emocje. Większość osób płacze, część szuka pocieszenia, inni czują wdzięczność.

„Nic nigdy nie przygotuje cię na to, przez co przeszły rodziny małych dziewczynek i nasze miasto w tym tygodniu, ale bycie razem, którego doświadczyliśmy, sprawiło, iż ten mroczny czas stał się odrobinę jaśniejszy” — napisała na lokalnej grupie mieszkańców Southport Rebecca, komentując ostatnie dni w mieście.

„Nie wiem, co by zrobił, gdyby dorwał tego mordercę”

Nie brakuje także takich, w których wspomnienie o tragedii wywołuje złość.

— Mój partner, gdy przyjeżdżamy pod fontannę z kwiatami, nie jest w stanie wysiąść z samochodu. Ja idę, a on zostaje. Emocje w nim tak buzują, iż nie wiem, co by zrobił, gdyby dorwał tego mordercę… — ucina Barbara. Podobnie czują ich sąsiedzi. — Ja mam już dorosłego syna, więc trochę inaczej patrzę na tę tragedię niż znajomi z domu naprzeciwko, których córeczka jest mniej więcej w wieku tych zabitych dziewczynek. Widać jak w nich ta tragedia uderzyła. Jak rozmawiam z sąsiadem o tym, co się stało, po chwili głos mu grzęźnie w gardle, bo się po prostu o córkę boi… — opowiada Barbara. — Przestał ją samą puszczać na wrotki — dodaje.

Ale gwałtownie zastrzega, iż ona sama nie straciła przez tę tragedię poczucia bezpieczeństwa. Mówi, iż paradoksalnie w Southport jest spokojniej niż kiedykolwiek, bo w mieście jest więcej policji.

Zamieszki w Southport. „Wciąż realizowane są domysły”

Inaczej jednak relacjonowały to media w dzień po tragedii. W cichym i spokojnym nadmorskim miasteczku wybuchły wtedy zamieszki. — Zjechały do nas grupy zakapturzonych mężczyzn tylko po to, żeby pod jedynym w mieście meczetem bić się z policją. Zaczęli palić kosze ze śmieciami, więc zaczęliśmy je chować do domów. Martwiliśmy się, jak to się skończy, słychać było huk krążących nad Southport helikopterów — wspomina Barbara.

Miejsce na starcia demonstranci wybrali nieprzypadkowo. W sieci zaczęły krążyć wtedy fałszywe informacje, iż sprawca masakry był muzułmaninem. To wystarczyło, by sprowokować grupy wrogo nastawionych do imigrantów.

— W Southport gwałtownie wiedzieliśmy, że sprawcą morderstwa był chłopak ze wsi obok, chrześcijanin z bardzo religijnego domu, śpiewający w kościelnym chórze, introwertyk. Chociaż także wśród mieszkańców wciąż realizowane są domysły, jakie były motywy tego, co zrobił, to w miasteczku wiedzieliśmy, iż nie ma to nic wspólnego z imigrantami i raczej nikt z mieszkańców nie zdecydował się dołączyć do tych, co przyjechali tu rozrabiać – zaznacza nasza rozmówczyni.

Fala antyimigranckich protestów w Wielkiej Brytanii. „Niespotykana dotąd skala”

Jednak na Southport zamieszki się nie zakończyły. W ciągu tygodnia wybuchały w różnych częściach Wielkiej Brytanii, a oprócz brutalnych starć z policją na ulicach miast dochodziło także do niszczenia sklepów, hoteli czy samochodów. I nie były to już wyłącznie reakcje na brutalne morderstwo trzech dziewczynek. Ich tłem są także kwestie związane z legalną i nielegalną migracją, która — jak zaznacza dr Przemysław Biskup z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych — od trzech lat przyjmuje na Wyspach niespotykaną dotąd skalę.

Na Wyspach zamieszki wymierzone w imigrantów. Polacy: najgorsze dopiero przed nami

— Skutkiem tego rekordowego poziomu imigracji jest obniżenie poziomu integracji nowych przybyszy. W Wielkiej Brytanii jest coraz więcej takich osób, które przyjeżdżają i nie uczą się choćby języka angielskiego, co wpływa na rynek pracy i relacje społeczne, a tym samym prowadzi do narastania napięć — zaznacza dr Przemysław Biskup i dodaje, iż Brytyjczycy ewidentnie są tym tematem zniecierpliwieni i zmęczeni.

Polityka otwartych drzwi Blaira i niespełnione obietnice torysów

Ekspert zwraca jednak uwagę, iż otwarcie się Wielkiej Brytanii na imigrantów nastąpiło pod koniec lat 90., jeszcze za czasów rządu Tony’ego Blaira. — Wówczas liczba osób przybywających do Wielkiej Brytanii wzrosła z 50 do 250-300 tys. osób rocznie. — mówi dr Biskup, przypominając, iż jedną z obietnic zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z UE było właśnie zahamowanie napływu do kraju obcokrajowców. Ale ta obietnica nie została do dziś spełniona. — Konserwatyści w 2019 r. dochodzili do władzy z obietnicą dokończenia brexitu, ale w ciągu ostatnich pięciu lat definitywnie te zobowiązania zaniedbali, a poziom imigracji wzrósł radykalnie ze wspomnianych 250-300 tys. osób rocznie do choćby 700 tys. osób w 2023 r. — podkreśla dr Biskup.

Między innymi za to torysi w ostatnich wyborach na Wyspach otrzymali od wyborców czerwoną kartkę, a do władzy wróciła Partia Pracy. Zdaniem dra Przemysława Biskupa rząd Keira Starmera nie ma jednak w tej chwili pomysłu na to, jak poradzić sobie z rosnącym poziomem imigracji. —Laburzyści mają problem z imigracją, bo ogromna część ich wyborców to imigracji lub potomkowie imigrantów a z drugiej strony do narożnika spycha ich inna cześć ich elektoratu — klasa robotnicza, która definitywnie chce ograniczenia imigracji — wskazuje ekspert.

„Rząd Starmera znalazł się w pułapce”

Dr Biskup wskazuje, iż problemu imigracji w Wielkiej Brytanii nie da się już zamiatać pod dywan, ale rząd Starmera znalazł się w pułapce — jakąkolwiek decyzje podejmie, może za nią zapłacić utratą poparcia. — Paradoks polega na tym, iż portale bardziej związane z torysami ironicznie rozpisują się, iż Rishi Sunak być może wykazał się sprytem politycznym. Największa klęska w historii Partii Konserwatywnej, jaką poniosła w ostatnich wyborach, może być przez nią postrzegana jako sukces, bo spycha ciężar decyzji dotyczącej imigracji w stronę Partii Pracy, bardzo ich obciążając — zaznacza ekspert.

Barbara Dytwińska przyznaje, iż przez 19 lat życia na Wyspach obserwowała, jak przybywało im mieszkańców. I iż ten nadmiar obywateli może być problematyczny. — Nie godzę się z argumentami, iż ktoś jest nielegalny tylko z powodu miejsca, które wybrał do życia — zaznacza Barbara, dodając, iż ona nie spotkała się nigdy z wrogością z powodu tego, iż jest imigrantką. — Czy możemy zrobić coś, by tragedia z Southport nie była wykorzystywana w antyimigranckiej retoryce? Chyba tylko to, co teraz, pokazując naszą solidarność jako mieszkańcy i zbijając w sieci argumenty tych, którzy chcą wzniecać zamieszki — mówi Barbara.

Idź do oryginalnego materiału