Zgodnie z zapisami ustawy, która trafiła do Senatu, już niedługo nie będzie można robić zdjęć obiektów oznaczonych tablicami zakazu fotografowania. Będzie groziła za to grzywna, konfiskata aparatu, kamery, telefonu czy drona służącego do popełnienia wykroczenia a w skrajnych przypadkach areszt.
Tablice mają się pojawić na obiektach ważnych dla bezpieczeństwa, obronności oraz na infrastrukturze krytycznej. Oznacza to, iż zobaczymy je na jednostkach wojskowych, dworcach, lotniskach, portach, urzędach, komisariatach, zakładach produkcyjnych i remontowych, szpitalach, autostradach, liniach kolejowych, wiaduktach, mostach, tunelach, masztach telekomunikacyjnych, rafineriach, elektrowniach, oczyszczalniach, spalarniach, składowiskach, zaporach, itd. Długo by wymieniać. Wystarczy, iż dana instytucja wystąpi o tablicę z zakazem. Stanie się to prawdopodobnie ambicją większości z dyrektorów tego typu placówek.
Widzę cztery główne problemy związane z tą zmianą.
1. Każdy ma telefon, wiele osób videorejestratory, go-pro lub drony
Zacznijmy od tego, iż każdy z nas ma telefon i już z tego tytułu będzie podejrzany. To nie lata 80te kiedy znakiem zakazu można było odstraszyć od wyciągania aparatu, który służył wyłącznie do robienia zdjęć. Pod znakiem zapytania stanie używanie komórki na dworcu, lotnisku, w pociągu, metrze, tramwaju a choćby w samochodzie. Idziemy chodnikiem w centrum Warszawy(moje miasto więc stąd będą przykłady). Gęsto tu od urzędów. Naprzeciwko Łazienek jest KPRM, Ministerstwo Sprawiedliwości i budynek MON. Wzdłuż Alei Jerozolimskich ciągną się mosty, dworce i stacje metra. Wiele osób jeździ Niepodległości, Batorego lub Rakowiecką. Wszędzie tam są centrale służb, MSWiA, MON a choćby Sztab Generalny. Przy Powązkach wzdłuż torów kolei obwodowej Centrala Żandarmerii. Prawie każdy przegląda w pociągu czy metrze komórkę. Podobnie jest w wielu innych miastach. Tylko od interpretacji tego co robimy będzie zależało, czy zabiorą nam telefon i oddadzą biegłemu. Zapanuje uznaniowość. Nowe prawo będą egzekwować przypadkowi Policjanci i wartownicy. Nie ma też prostego sposobu na sprawdzenie czy robiliśmy zdjęcia czy używaliśmy telefonu tak jak ustawodawca przykazał. Jak ktoś będzie chciał to może nagrywać w tle, robiąc na ekranie coś innego, a choćby po wyłączeniu ekranu. Odpowiednie aplikacje znajdziemy w Google Play.
Funkcjonariusz, który nabierze podejrzeń, może w takiej sytuacji, nie wiedząc czy nagrywaliśmy, zażądać odblokowania telefonu i pokazania galerii. Pomijam już prosty trick zapisywania zdjęć w innym katalogu. Bardziej zaawansowani gracze mogą fotki i video od razu przesyłać do sieci. Istnieją specjalne aplikacje, które zamieniają telefon w kamerę IP. Służą zwykle do monitorowania domu.
Prześlemy co prawda tylko kilka klatek na sekundę zamiast 30, ale to w zupełności wystarczy na potrzeby teoretycznego pokonania ustawy. Widać więc, iż jej założenia są dawno przestarzałe. Szykuje się kolejne udawanie, a ofiarami staną się przypadkowe osoby, które choćby nie muszą robić zdjęcia żeby stracić telefon.
2. Ucierpi biznes nowoczesnych technologii
Przykład 1. Firma dostaje zlecenie na wykonanie ortofotomapy pod planowaną przebudowę drogi. Wokół drogi znajduje się dworzec PKP, rury ciepłowni i stacja transformatorowa WN. Muszą odstąpić od zlecenia bo grozi za to grzywna/więzienie.
Przykład 2. E-kontrola parkowania to codzienny widok w wielu miastach. Auta wyposażone w kamery nagrywają otoczenie. Cały model biznesowy stanie się nielegalny w momencie gdy będą mijać dworzec PKP.
Miasta, zwłaszcza te duże, i ich okolice, są pełne obiektów infrastruktury krytycznej. Bez wypracowania sprawnego i życiowego! procesu wydawania pozwoleń, niemożliwe stanie się normalne funkcjonowanie parkingowej e-kontroli, kamer GDDKiA, firm wykonujących ortofotomapy, Google View, geodetów, architektów, planistów, pojazdów autonomicznych, videorejestratorów/go-pro/videorozmów czy monitoringu. Zakaz oznacza również duże problemy dla miłośników kolei i lotnictwa. Ta zmiana uzależni działanie całych sektorów nowoczesnej gospodarki od widzimisię urzędników, cofnie nas cywilizacyjnie, w zamian za wyimaginowane zyski bezpieczeństwa.
3. Cenzura mediów
Ograniczenia dotkną także dziennikarzy. W przeszłość odejdzie możliwość sfotografowania beczek z toksyczną zawartością na składowisku Nitro-Chem(spółka pod kontrolą MON), podejrzanego o wylewanie ścieków do Odry Bumaru-Łabędy, palet pełnych kart wyborczych w magazynie Poczty Polskiej, uciążliwych spalarni, protestu pod ministerstwem czy komisariatem. No chyba, iż propagandowe zdjęcia zamówi przedstawiciel rządu. Wtedy zostanie udzielona dyspensa. Chodzi więc o ograniczenie negatywnego przekazu w mediach i ochronę swoich.
Nikt też nie wspomni o listach nazwisk i telefonów pracowników MON, które od miesięcy widać było przez okno kilkadziesiąt metrów od wejścia do Centrali Służby Wywiadu Wojskowego. Na zachodzie najlepszymi testerami bezpieczeństwa od zawsze byli właśnie dziennikarze i obywatele. Wychodzimy z tego kręgu cywilizacyjnego. Nowy zakaz nie ma odpowiednika w świecie zachodnim.
4. Zakaz ułatwi życie szpiegom
Myślenie, iż szpiegów, którym grozi 25 lat więzienia, odstraszy wizja grzywny, jest śmieszne i nie najlepiej świadczy o ustawodawcy. Szpiedzy idą z duchem czasu, instalują mini kamery IP transmitujące obraz do sieci lub nagrywają z ukrycia. Zamieszanie wywołane zmianą prawa i obciążenie organów ścigania postępowaniami wobec przypadkowych osób, stworzy dla zagranicznych wywiadów świetną zasłonę dymną. Pewne jest też pogorszenie poziomu maskowania obiektów. Nikt nie opisze już braków. A często tylko to potrafi wymusić zmiany.
Jedyny zysk to ten, iż ta zmiana utrudni nieco pracę analitykom np. GRU lub SVR. W sieci będzie mniej zdjęć i filmów. Pamiętajmy jednak, iż głównym wskazywanym przez fachowców problemem były tysiące kamer samych państwowych instytucji, takich jak GDDKiA, czynnych miesiącami po wybuchu wojny. A nie informacje okazjonalnie wrzucane do sieci przez firmy czy osoby prywatne. To przy pomocy kamer GDDKiA ulokowanych na autostradach, można było liczyć transportowane na Ukrainę Kraby. Żeby z tym skończyć władza nie potrzebowała żadnej nowej ustawy.
Skąd więc ten zakaz? Przyczyną jest krytyka instytucji państwowych ze strony dziennikarzy i rosnąca w siłę niezależna scena audytu. Instytucje okazały się zupełnie nie przygotowane na nowe media. Dyrektorzy, prezesi, generałowie, pułkownicy, wartownicy, ochroniarze, wszyscy odbierali pokazywanie faktów jako atak i obrazę majestatu. Pomimo, iż sami byli zwykle odpowiedzialni za ukazane nieprawidłowości. W końcu wychodzili na Nowogrodzkiej zakaz.
Czy można stworzyć ustawę, która rozwiąże problemy bez tak wysokich kosztów społecznych? Moim zdaniem tak. Należałoby wprowadzić czasowy, dopóki nie skończy się wojna na Ukrainie, zakaz publikowania aktualnych zdjęć zawierających wojskowe obiekty, pojazdy i personel. Takie rozwiązanie eliminuje problemy, które tworzy ustawa. Zdjęcia wojska to główny argument zwolenników zakazu. I nic więcej, żadne dworce, poczty, autostrady, centra miast. Osobie, która by coś takiego opublikowała groziłaby grzywna. W końcu każdy wie jak wygląda czołg czy transporter opancerzony, więc dowodzenie przed sądem, iż zdjęcie z wakacji a akurat przejeżdżał pociąg z armatami, byłoby trudne. Działałoby to analogicznie do RODO, w którym również decydująca dla oceny prawnej jest publikacja a nie samo robienie zdjęć. Ale nie o to chodziło autorom tej zmiany.
Losy Ustawy można śledzić na stronie Sejmu.
Lista obiektów, na których może pojawić się zakaz znajduje się w rozporządzeniu.
Ps.
Na wykopie spora dyskusja na ten temat. Ponad 500 komentarzy.