4 października 1987 roku nieustaleni sprawcy zamordowali 63-letniego mieszkańca Wrocanki na Podkarpaciu, Franciszka Roja. Była to wyjątkowo brutalna zbrodnia, połączona z okrutnymi, wymyślnymi torturami – napastnicy bili ofiarę młotkiem po głowie, skrępowali ciało kablem i przypalali żelazkiem, by zmusić mężczyznę do ujawnienia miejsca przechowywania pieniędzy. Pan Franciszek, pomimo skrajnego cierpienia i bólu nie uległ napastnikom i nie spełnił ich żądań. Niestety, kosztowało go to cenę najwyższą.
Makabryczne odkrycie
W poniedziałek rano 5 października 1987 roku mł. chor. Jakieła z Posterunku Milicji Obywatelskiej w Miejscu Piastowym odebrał telefoniczne zgłoszenie o znalezieniu zwłok mężczyzny w przedsionku domu nr 208 w miejscowości Wrocanka. Były to zwłoki gospodarza domu – 63-letniego emeryta, Franciszka Roja. Na miejsce skierowano 6-osobową ekipę dochodzeniowo-śledczą RUSW w Krośnie, a także powiadomiono prokurator PR w Krośnie – Grażynę Kurczynę, oraz lekarza medycyny. Ten ostatni po przybyciu do Wrocanki formalnie potwierdził zgon mężczyzny. Już pobieżne oględziny wskazywały, iż Franciszek Rój padł ofiarą zabójstwa, i to bardzo brutalnego. Ciało leżało na podłodze, kończyny dolne i górne skrępowane były kablem elektrycznym, na głowie denata widoczne były obrażenia, na tułowiu i nagich stopach – ślady przypalania. Obok zwłok ujawniono m.in. zakrwawiony brzeszczot oraz młotek, którym – jak wykazały późniejsze badania – sprawca bądź sprawcy uderzali ofiarę w głowę. Z miejsca wszczęto więc – niestety, nigdy niesfinalizowane wyrokiem sądowym – śledztwo w sprawie zabójstwa Franciszka Roja.
Franciszek Rój (1924-1987)
Bohater niniejszej historii, pan Franciszek Rój, syn Jana i Marii, był związany z ziemią krośnieńską od urodzenia do śmierci. Na świat przyszedł w dniu 15 kwietnia 1924 roku w Targowiskach k. Miejsca Piastowego – tam też wychowywał się i uczęszczał do szkoły (i tam został pochowany). Miał troje rodzeństwa. Do oddalonej o ok. 7 km Wrocanki rodzina Rojów przeniosła się w roku 1937. Miejscowość położona jest tuż obok znanej w całej Polsce atrakcji turystycznej, jaką jest pierwsza na świecie kopalnia ropy naftowej w Bóbrce (obecnie muzeum), założona jeszcze w XIX wieku przez legendę i pioniera przemysłu naftowego, Ignacego Łukasiewicza. Drewniany dom, do którego wprowadzili się Rojowie i w którym został zamordowany Franciszek przetrwał do roku 1997. Budynek oznaczony numerem 208 miał dosyć ponurą historię: okazuje się, iż w roku 1945 zginął w nim w tragicznych okolicznościach (od wybuchu granatu) także ojciec Franciszka – Jan. Od śmierci matki w roku 1957 Franciszek zamieszkiwał w domu sam – aż do własnej śmierci w dramatycznych okolicznościach w roku 1987. W okresie bezpośrednio poprzedzającym zabójstwo mężczyzna był już na emeryturze. W przeszłości imał się różnych zajęć – pracował m.in. jako dozorca w PBRol w Jaśle albo na budowach w Miejscu Piastowym. Dorabiał sobie ponadto nielegalnym handlem alkoholowym – aczkolwiek niektórzy ze świadków zapewniali, iż Franciszek zaprzestał tego procederu na kilka lat przed śmiercią. On sam twierdził, iż ze względu na bóle żołądka musiał spożywać niewielkie ilości wódki, mającej – jego zdaniem – adekwatności uśmierzające. Dochody czerpał także z dzierżawy pól uprawnych stanowiących jego własność.
O cechach osobistych pana Franciszka kilka wiadomo, gdyż nie utrzymywał rozległych kontaktów towarzyskich. Ograniczały się one zwykle do udzielania sąsiadom różnego rodzaju pomocy w pracach czy drobnych naprawach w gospodarstwie, a także do pożyczania narzędzi czy roweru. W aktach pojawia się choćby stwierdzenie, iż Franciszek Rój był osobą „bardzo nieufną”. Jednak wiadomo też, iż był człowiekiem spokojnym i bezkonfliktowym – świadkowie nie byli w stanie wskazać nikogo konkretnego, kto mógłby mieć z Franciszkiem Rojem jakieś zatargi czy „rachunki” do wyrównania. Był pobożny, regularnie słuchał audycji radiowych Głosu Ameryki i Radia Wolna Europa, a o mediach polskich, komunistycznych wyrażał się, iż „kłamią”.
Został zamordowany w dniu swoich imienin.
Początek śledztwa i pierwsze tropy
Po ujawnieniu zabójstwa do Wrocanki sprowadzono m.in. psa tropiącego, któremu podano do nawęszenia wyraźne ślady obuwia, według wszelkiego prawdopodobieństwa pozostawione przez morderców. Pies podjął trop i poprowadził śledczych przez sąsiadujące z działką ofiary pola uprawne do drogi asfaltowej – na współczesnych mapach oznaczonej jako ul. Pańska we Wrocance. Tam też trop się urwał – była to wskazówka, iż w tym miejscu (tj. ok. 1,5 km od domu Roja) sprawcy zabójstwa mogli wsiąść do zaparkowanego samochodu i odjecha
w nieznanym kierunku. A skoro tak, to prawdopodobnie pochodzili oni spoza miejscowości – aczkolwiek musieli mieć względnie dobrą orientację w terenie.
O godz. 10.00 rozpoczęto protokołowanie ujawnionych i zabezpieczonych śladów w gospodarstwie nr 208. Na drzwiach wejściowych do budynku mieszkalnego nie stwierdzono żadnych oznak włamania. Sugerowało to, iż gospodarz otworzył je napastnikom dobrowolnie – a zatem musiał znać przynajmniej jedną z tych osób, albo też napastnicy użyli jakiegoś podstępu czy wiarygodnego pretekstu, który skłonił ofiarę do otwarcia drzwi (po zmroku Franciszek otwierał drzwi dopiero po upewnieniu się, iż po drugiej stronie stoi ktoś dobrze mu znany). Dowodów rzeczowych zabezpieczonych podczas oględzin protokół wymienia ogółem 13 – głównie były to ślady krwi, ale także odciski linii papilarnych nienależące do ofiary, drobiny włókien i włosy. W toku śledztwa ustalono również producenta obuwia, które miał na sobie jeden z napastników – niestety, okazało się, iż był to dość popularny typ obuwia; sprzedano aż ok. miliona par takich butów na terenie całego kraju, co w zasadzie czyniło ten trop bezużytecznym.
Sekcja zwłok a przebieg zabójstwa
Sekcja zwłok Franciszka Roja unaoczniła poziom okrucieństwa i bezwzględności sprawców mordu. Protokół sekcyjny wymienia szereg obrażeń, które odniosła ofiara bezpośrednio przed śmiercią – ich opis wskazuje, iż tortury musiały być długotrwałe i wymyślne. Napastnicy bili starszego, schorowanego mężczyznę młotkiem po głowie – zachowała się m.in. fotografia przedstawiająca wyraźny, prostokątny ślad (ranę) po uderzeniu tym narzędziem w głowę. Stwierdzono obrażenia kości czaszki, krwiaki, stłuczenia płata skroniowego, obrzęk mózgu itp. Jednak obrażenia te, choć bardzo poważne, nie były przyczyną zgonu. Przypuszczalnie ciosy zadawane młotkiem miały „jedynie” zmusić Franciszka do mówienia, a nie spowodować bezpośrednio jej zgon.
Innym narzędziem tortur użytym przez morderców była rozgrzana grzałka (według innych informacji było to żelazko), którą przypalano ciało ofiary. Ślady przypaleń ujawniono na stopach, kończynach górnych, a także na tułowiu. Trudno sobie wyobrazić piekło (dosłownie), jakiego musiał doświadczyć Franciszek w zetknięciu ze zwyrodnialcami, ale – rzecz interesująca – ekstremalny, długotrwały ból i cierpienie, jakiemu go poddano, nie złamały go: najprawdopodobniej nie uległ żądaniom napastników i nie wskazał im miejsca przechowywania pieniędzy, gdyż znajdowano je w gospodarstwie jeszcze w parę lat po zabójstwie (m.in. w roku 1997, kiedy wyburzano dom, znaleziono banknoty Franciszka ukryte w krzesłach).
Stwierdzono także zwichnięcie stawu barkowego, spowodowane gwałtownym, brutalnym wykręcaniem rąk ofiary w pierwszej fazie ataku. Po obezwładnieniu Franciszka napastnicy związali mu ręce i nogi kablem elektrycznym. Wtedy mogli przystąpić do „właściwej” fazy ataku, tj. bicia i przypalania, celem wydobycia informacji o miejscu przechowywania gotówki i kosztowności. Zwłaszcza stopień obrażeń stóp świadczył, iż ta część ciała była przypalana najdłużej.
Nie ma zatem wątpliwości, iż wiodącym motywem zabójstwa był rabunek – pomimo, iż ofiara nie miała opinii osoby majętnej. Jego ubiór i wygląd zewnętrzny mógł wręcz wskazywać, iż był człowiekiem ubogim, aczkolwiek pojawiały się też głosy, iż bieda Franciszka była przez niego umyślnie pozorowana – dla zmylenia potencjalnych rabusiów. W rzeczywistości Franciszek przechowywał w domu sporo przedmiotów, o które mogliby pokusić się złodzieje – była to m.in. biżuteria, złoto, srebrne monety, przedwojenne medale i gotówkę. Był też Franciszek właścicielem działki budowlanej, rolnej oraz pojazdu-trójkołówki.
O rabunkowym podłożu zbrodni świadczy m.in. fakt, iż – mimo oporu Franciszka – zginęła z domu część wartościowych przedmiotów (np. monety kolekcjonerskie, radioodbiornik, dwa zegarki).
Świadkowie i obcy
W trakcie przeprowadzonych czynności śledczych ekipa dochodzeniowa pobrała odciski palców od kilkudziesięciu mieszkańców Wrocanki, jednak żaden ze wzorów linii papilarnych nie pokrywał się ze śladem ujawnionym na miejscu zabójstwa. Pogłębiało to przekonanie detektywów, iż sprawców mordu należało szukać poza społecznością Wrocanki. Mimo to konieczne było uzyskanie jak największej informacji o kontaktach i trybie życia Franciszka Roja – rozpoczęto więc przesłuchania sąsiadów i ustalonych znajomych ofiary. Jednym z przesłuchanych świadków był mieszkaniec Wrocanki, Damian L. – dzięki jego zeznaniom uzyskano kilka interesujących informacji.
Okazało się, iż przypuszczalni sprawcy ataku mogli pojawić się we Wrocance już na ok. dobę przed tragicznymi wydarzeniami, tj. w nocy 3/4 października 1987 roku. Damian L. zeznał, iż tuż po północy nadjechał od strony miejscowości Rogi i zaparkował w pobliżu jego domu samochód marki Fiat 125p koloru jasnego (białego lub kremowego) na krakowskich numerach rejestracyjnych: KRK 42… (pełnego numeru Damian L. nie zapamiętał). Było to kilkaset metrów od miejsca, w którym 1,5 doby później pies milicyjny zgubił trop morderców. Samochodem tym poruszali się co najmniej dwaj mężczyźni. Jedna z hipotez zakłada, iż pojawili się oni we Wrocance wcześniej dla lepszego rozpoznania terenu (w nocy, aby uniknąć wzroku potencjalnych świadków) lub by dokonać próby włamania do innego gospodarstwa. Stojący w ciemnościach na werandzie Damian L. zauważył, iż pasażer fiata, po wyjściu z pojazdu, podszedł do domu sąsiadki, Marii K. i latarką oświetlał dolne partie budynku, jak gdyby czegoś szukając lub coś sprawdzając. Świadkowi wydawało się to podejrzane, tym bardziej, iż ów mężczyzna ukrył się na poboczu drogi, gdy w pewnym momencie pojawiła się trójka przypadkowych przechodniów. Po wyjściu z kryjówki nieznany osobnik wrócił do samochodu – wówczas do uszu Damiana L. dobiegły zagadkowe słowa: „Jedziemy tam, a jak nam nie wyjdzie, to wrócimy tu”. Po tym zdarzeniu samochód odjechał i więcej go nie widziano. Czy incydent ten miał jakiś związek z zabójstwem Franciszka Roja?
Detektywi poszli tropem wskazanym przez Damiana L. – założyli, iż świadek trafnie zidentyfikował markę samochodu z podejrzanie zachowującymi się mężczyznami, gdyż białego fiata na krakowskich numerach rejestracyjnych widział tej samej nocy we Wrocance również inny mieszkaniec. Ale założyli też, iż Damian L. mógł pomylić kombinacje liter na tablicy rejestracyjnej – sprawdzono więc nie tylko samochody o numerach KRK 42…, ale także KRB 42…, KRC 42…, KRG 42…, KRD 42…, KRO 42… – łącznie, kilkaset możliwych wariantów. Niestety, ta czasochłonna, benedyktyńska praca nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Żadnemu z przesłuchanych kierowców nie postawiono zarzutów. Rodziło to przypuszczenia, iż sprawcy mogli poruszać się samochodem na skradzionych tablicach rejestracyjnych.
Spośród zeznań innych świadków interesująco brzmiały również te, które wspominały o grupce ok. 4-5 młodych nieznanych mężczyzn, kręcących się po Wrocance feralnej nocy. Niestety, ze względu na panujące ciemności świadkowie nie mogli im się dobrze przyjrzeć i nie udało się sporządzić rysopisów. Pojawiła się też informacja, iż ok. godz. 1.00-3.00 w nocy (5 października) słyszano bardzo głośne ujadanie psów – a było to w miejscu, do którego po zabójstwie Roja poprowadził pies tropiący. Właścicielka tych psów dwukrotnie wychodziła z domu, by sprawdzić, co się dzieje – ale niczego nadzwyczajnego nie zauważyła.
Wreszcie sąsiad Franciszka Roja miał widzieć w pobliżu zabudowań ofiary trzech mężczyzn. Było to ok. godz. 20.50. Mężczyźni ci dość głośno ze sobą rozmawiali (choć nie wiadomo o czym), a gdy spostrzegli, iż są obserwowani przez mieszkańców – uciszyli się. Ich szczegółowych rysopisów również nie udało się sporządzić. Sąsiad zapamiętał tylko, iż jeden z nich był wyraźnie wyższy od pozostałych.
Inne wątki śledztwa
W śledztwie pojawiły się ponadto informacje o grupie mężczyzn pracujących we Wrocance przy wymianie instalacji elektrycznej w jednym z gospodarstw. Robotnicy ci nie dojeżdżali codziennie do pracy z innej miejscowości, ale zamieszkali we wsi do czasu ukończenia robót. I wiadomo, iż w godzinach wieczornych chętnie zaglądali do domu Franciszka Roja, by zakupić od niego alkohol. Zweryfikowano dokładnie także i ten wątek – i znowu bez skutku.
Ponadto przesłuchano kobiety, które w roku 1982 dokonały napadu rabunkowego na Franciszka Roja w jego własnym domu, oraz wytypowanych kryminalistów z Krosna i okolic. Wykonano szereg różnych czynności operacyjnych, penetracyjnych, przeprowadzono ekspertyzy laboratoryjne – śledztwo trwało ogółem niemal 15 miesięcy, ale nigdy nie zdołano wytypować choćby podejrzanych o sprawstwo zabójstwa Franciszka Roja. Niewątpliwie dużą przeszkodą w dochodzeniu był brak świadków, którzy dobrze, tj. z bliskiej odległości, widzieliby twarze morderców, czy choćby ogólny zarys sylwetek – a co za tym idzie, brak jest szczegółowych rysopisów i portretów pamięciowych. O mężczyźnie wskazanym przez Damiana L. wiadomo tylko, iż posiadał zarost na twarzy i nosił na głowie czapkę, tzw. kaszkietówkę.
Przyszłość
Karalność zabójstwa Franciszka Roja przedawni się w dniu 4 października 2027 roku. Śledczy mają więc jeszcze kilka lat czasu w rozwiązanie ponurej zagadki Wrocanki. Ich silną bronią są zabezpieczone dowody rzeczowe, w tym przede wszystkim odcisk linii papilarnych mordercy. Odcisk ten poddano powtórnej analizie w roku 2012, z użyciem nowoczesnej technologii i bazy AFIS – niestety, i ta ponowna próba nie pozwoliła dopasować śladu do nikogo konkretnego. Pozostaje mieć tylko nadzieję, iż niedługo taka analiza zostanie przeprowadzona ponownie – tym razem z przełomowym dla sprawy skutkiem.
Adam Kwiecień
Zbrodnie z Archiwum X