
- „To bandyci! Złap ich! Podstaw im nogę!” — to były ostatnie słowa, które usłyszał 20-letni student. Chwilę później pocisk przeszył jego kręgosłup na wylot
- Wojciech Król był przypadkową ofiarą. Zginął, ponieważ stał się świadkiem ucieczki złodziei, którzy chwilę wcześniej okradli handlarzy z giełdy komputerowej
- Śledztwo w tej sprawie prowadzone było pod ogromną presją opinii publicznej. I jak się później okazało, pełne błędów
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Wojciech Król pochodził z Kołobrzegu. 17 marca 1996 r. około godz. 14 wracał do akademika z bukłakiem wody oligoceńskiej na plecach. Szedł akurat ul. Lwowską, gdy usłyszał, iż ktoś za nim krzyczy: „To bandyci! Złap ich! Podstaw im nogę!”. Jak się później okazało, 20-latek przypadkowo stał się świadkiem ucieczki dwóch złodziei, do których na koniec dołączył jeszcze trzeci. Chwilę wcześniej napadli na parę handlarzy z warszawskiej giełdy komputerowej i ukradli im saszetkę z utargiem.
To taksówkarz „pomógł” uciec bandytom. O zabójstwie studenta dowiedział się później
Wojciech Król nie zareagował na krzyk, nie zatrzymał się i poszedł dalej. Prawdopodobnie nie wiedział, iż wołanie zaadresowane było właśnie do niego. Uciekający złodzieje minęli go. Po chwili jeden z nich odwrócił się i wystrzelił z pistoletu. Prawdopodobnie celował w goniącą ich osobę — sąsiada okradzionych handlarzy — ale na linii ognia znalazł się wówczas student, który zginął od kuli. Gdy na miejscu tragedii pojawiło się pogotowie, 20-latek już nie żył, pocisk przeszył jego kręgosłup na wylot. Następnie bandyci wsiedli do stojącej na pl. Politechniki taksówki, która czekała na klientów i odjechali.
— mówił podczas śledztwa taksówkarz cytowany przez „Życie Warszawy”.
— zeznawał.

Do zbrodni doszło tuż przy gmachu głównym Politechniki Warszawskiej
Nieświadomy niczego taksówkarz odwiózł bandytów na ul. Świętokrzyską w pobliże ronda ONZ. Ci zapłacili mu za kurs 200 tys. starych zł. Nie chcieli przy tym, żeby wydawał im resztę. Taksówkarz dopiero po powrocie na postój taksówek przy pl. Politechniki dowiedział się, iż wiózł mężczyzn, którzy chwilę wcześniej napadli na handlarzy z giełdy komputerowej.
Młody student zginął przez 10 tys. starych zł. Był przypadkową ofiarą
Jak się okazało w toku śledztwa, bandyci napadli na parę, która handlowała sprzętem na giełdzie komputerowej przy ul. Grzybowskiej w Warszawie. Tego feralnego dnia, jak zawsze po skończonej pracy, handlarze spakowali towar do samochodu i wrócili do domu. Mieszkali w jednej z kamienic przy ul. Lwowskiej. Gdy przenosili paczki z samochodu do mieszkania, mężczyzna został zaatakowany. Bandyci rzucili się na niego i przewrócili go, bijąc go i kopiąc. Jeden z nich przystawił mu do głowy pistolet i zażądał saszetki z utargiem. A było w niej 10 tys. starych zł (1 zł na „nowe” pieniądze). Bandyci zaczęli uciekać, a handlarz krzyknął jeszcze na całą ulicę: „Pomocy, łapcie ich, złodzieje”. W pościg za nimi ruszył sąsiad okradzionej pary. Chwilę później zginął przypadkowy przechodzień, którym był Wojciech Król.

Wojciech Król zginął od jednej kuli
Po zabójstwie 25 tys. osób wyszło na ulice protestować. „Muszą coś zrobić”
Kilka dni po zabójstwie ulicami Warszawy przeszedł 25-tysięczny marsz przeciw przemocy, bezsensownej śmierci oraz bezradności policji i prokuratury. Jego uczestnicy nieśli transparent z napisem „To mógłby być każdy z nas”. Taki sam tekst pojawił się na tablicy upamiętniającej 20-latka.
— mówiła wówczas młoda kobieta w rozmowie z „Życiem Warszawy”.
— żaliła się druga.
— opowiadał student.
— komentował inny student.
Śledztwo prowadzone było pod ogromną presją opinii publicznej. Ludzie domagali się szybkiego schwytania i osądzenia sprawców. Po tygodniu aresztowano trzech mężczyzn: Mariusza S., Artura K. i chwilę później Mariusza C. Oskarżono ich o napad rabunkowy. Mariuszowi S. dodatkowo postawiono zarzut zabójstwa Wojciecha Króla. Wszyscy trzej nie przyznawali się do popełnionych zarzutów. Niestety zebrany materiał dowodowy nie był zbyt mocny, a świadkowie nie zapamiętali sprawców. Za wskazanie potencjalnych winnych kilkunastu policjantów zostało nagrodzonych. Niektórych z nich awansowano.

Tak wygląda tablica upamiętniająca zamordowanego Wojciecha Króla
Była zbrodnia, nie ma kary. „Nie da się stworzyć choćby jednego rysopisu”
Proces rozpoczął się dopiero ponad rok od tragedii. Pierwszy wyrok wydany w październiku 1999 r. przez jeden z warszawskich sądów, który uniewinnił wszystkich trzech oskarżonych. Na policję oraz prokuraturę spadła wówczas fala krytyki. Drugi proces również zakończył się wyrokiem uniewinniającym. Mężczyźni zostali więc oczyszczeni z zarzutów udziału w napadzie rabunkowym oraz jeden z nich zabójstwa. Sąd, uzasadniając swoją decyzję, zaznaczył, iż podczas śledztwa prokuratura popełniła błędy, a swoje oskarżenia budowała na domysłach — dowody były jedynie poszlakowe, więc zostały zakwestionowane. Ponadto miała pominąć istotne wątki sprawy.
— mówił wówczas w rozmowie z „Gazetą Stołeczną” prokurator Zbigniew Goszczyński.
W 2005 r. po wielu latach ostatecznie skazany został jedynie Artur K. Za napad rabunkowy sąd wymierzył mu wyrok 5 lat pozbawienia wolności. Do dzisiaj nie wskazano winnego zabójstwa 20-letniego studenta z Kołobrzegu.