Wojna gangów

1 miesiąc temu
Mła napisze teraz o czymś naprawdę istotnym, co jak dupa z pokrzywy wychodzi na światło dzienne. Wychodzi z powodu temperamentu jednego pana, chęci dowalenia mu przez innych panów a choćby panie i nagle w blasku reflektorów, bez retuszu i filtra zamiast kukiełek widzimy "ostrych zawodników" walczących o swoje. To swoje to podatki płacone przez obywateli w największej gospodarce świata i możliwość uzyskania profitów gdzie indziej, poprzez polityczne wpływy rzecz jasna. Żadna to teoria spiskowa, dowody macie przed oczami, wystarczy tylko przebić się przez manipulację stron konfliktu, żeby się zorientować kto i o co tu zabiega. Jasne jak słońce iż wszyscy zabiegają o kasę i wpływy i w tej walce posuwają się do chwytów, powodujących iż blask reflektorów co i raz czyjś nagi półdupek i rączkę manipulującą pacynką oświetla. Jak wiecie największe gangi na świecie mają siedzibę w USA, opinie o tym czy groźniejsza jest mafia z Wall Street czy ta z Silicon Valley są podzielone, zdaniem mła tak naprawdę to jedna sitwa mająca ten sam interes, która tłucze się między sobą. Takie rozgrywki wewnętrzne. Ci którzy wywodzą się z Silicon Valley są bogaczami świeższej daty, którzy jeszcze nie doszli do wniosku iż interesy lubią ciszę, oni to tak bez krępacji iż tak w ogóle to po co ta cisza, więc dzięki nim mamy nieco wglądu w to co dzieje się za kulisami globalnej polityki USA i przede wszystkim wewnętrznej polityki amerykańskiej. Do tej pory obowiązywała niepisana zasada - politycy podejmują się reprezentowania interesów gangów a gangi udają donatorów kampanii, czasem choćby publicznie obstawiając dwie strony. A poza tym to gangi nic politycznego nie robią , bo to wszystko, Panie tego, w rękach demokratycznych wybrańców narodu. No to teraz zasady poszły się beyać i to jest najważniejsze info od dłuższego czasu, nie tam żadne olimpiady i inne zamulacze. Ludzie od kasy oficjalnie przestali się kryć z wpływem na decyzje polityczne.

Od dawien dawna wiadomo iż kto się nie rozwija ten się cofa, więc nikogo nie powinno dziwić iż ponad dwustuletni system wyboru i sprawowania władzy w USA się psuje. Próby naprawcze typu superdelegaci w partiach to akurat nie ten kierunek. Amerykanom jak Rosjanom wmawia się iż ichni system to najlepsza rzecz na świecie ale patrząc uważnie na to co się w Stanach dzieje to mła pragnie zauważyć iż cóś jakby do dupy w tej Ameryce się zrobiło. Przykład pierwszy z brzegu; w Stanach wydaje się najwięcej kasy na statystycznego pacjenta, jednocześnie Amerykanie mają najniższą długość życia ze wszystkich państw rozwiniętych. O jakości tego życia to strach pisać, USA to wylęgarnia tzw. chorób społecznych i cywilizacyjnych. Tak Kochani, piszemy o pierwszej gospodarce świata, krainie szczęśliwości, rozrywanej w tej chwili przez spolaryzowane do bólu społeczeństwo, które masowo to do tej pory nie wpadło jeszcze na to iż system dwupartyjny może nie jest optymalny dla większego spektrum poglądów. Zabetonowanie sceny politycznej jest jedną z przyczyn, dość istotną, stopnia polaryzacji poglądów politycznych Amerykanów. Amerykanie jednak nie są tak głupi jak to się Europejczykom wydaje i czują iż cóś z tą polityką u nich nie tak, problem jednak w tym iż uwięzieni w systemie nie bardzo wiedzą jak się z niego wydostać i kombinują "na macanego". No wicie rozumicie, ten czy tamten wydaje się nie związany z tym całym cholernym Waszyngtonem, to wezmę i zagłosuję, pogoni towarzystwo. Tak wygląda ta antysystemowość, nie różni to się od tego naszego "Głosujmy na Kukiza", tylko skutek jest groźniejszy, bo ta "antysystemowość" została wpisana w USA w system dwupartyjny. Byłoby to śmieszne, gdyby nie było groźne.

Teraz będzie rys historyczny. Na amerykańskiej polityce od jej zarania najbardziej żerował biznes, tak po prawdzie to on leżał u podstaw rewolucji amerykańskiej i wojny o niepodległość. Zainteresowanym polecam bliższe przyjrzenie się działalności gospodarczej Georga Washingtona i projektom brytyjskim zmian w prawie kolonialnym, które mogły spowodować iż George nie zarobiłby na hasaniu za niewolnikami. To ukryte pod bostońską herbatą drugie dno historii amerykańskiej rewolty. Hym... niektórzy ojcowie narodu byli wyrodni ale za to cwani, wzniosłe słowa deklaracji niepodległości przykrywały niejedno świństwo. No cóż, taka jest polityka, jak to ładnie ujął Kaczmarski "bo polityka ( ... ) to w krysztale pomyje". Teraz będzie bardzo łopatologicznie. USA zostały zbudowane przez protestantów, którzy pracowitość i mnożenie dobytku uważali za cnotę kardynalną, Pambuk w ich uniwersum wynagradzał starania bogactwem, w związku z tym bogactwo było od zawsze w Stanach uważane za łaskę bożą a osoba majętna za szczególnie wyróżnioną przez Pana i godną szacunku. Mental amerykański to kasa, która równa się szacunek. Tak się jednak ludziom brzydko robi iż nie zawsze majątek zdobywają uczciwie, wicie rozumicie - "Pierwszy milion trzeba ukraść". No ale przeca piniądz to szaconek a życie ogólnie jest cinżkie i tak się porobiło iż choćby posiadanie bandyckiej kasy stawało się znakiem opatrzności bożej. To pozwoliło bezstresowo wymordować większość ludności rdzennej, żerować na pracy niewolniczej i uważać iż gangsterzy to świetni biznesmeni. Pambuk przeca życzliwy.

Postrzeganie sukcesu przez pryzmat kasy ma zarówno zalety jak i wady, w czasach kiedy zmieniają się normy społeczne wady są jakby bardziej widoczne. Mylenie ludzi z prawdziwym dorobkiem z dorobkiewiczami, wizjonerów ze sprawnymi sprzedawcami, jest w Stanach powszechne. To nie Steven Jobs wymyślił bazę dla swojego sukcesu, tylko Steve Wozniak. Tak, tak , ten sam, który zamiast obracać miliardami występował w Dancing with the Stars! Z Elona też żaden geniusz technologii, generalnie Elon kupował firmy z pomysłami za kasę tatusia, jego największym talentem jest znajdowanie okazji biznesowych i marketing. Elon ma parcie na szkło jak młody Gates i w tej chwili występuje jako prawie iż polityk. Dodać do tego coolegów z Doliny Krzemowej obstawiających kandydata na vice Vance'a, któren jest przeciwko wszystkim korpo z wyjątkiem tych zarządzanych przez coolegów i obrazek technologicznej merytokracji i hym... "antyststemowców" cóś się robi mało prawdziwy. No ale komiwojażer zawsze kit wciśnie, tak bardzo po amerykańsku. Demokraci są zarządzani przez innych potentatów od kasiorki, co było najlepiej widać z okazji wymuszenia rezygnacji Śpiącego Joe z wyścigu prezydenckiego. Wprost zostało powiedziane iż kasy nie będzie i zostało to oficjalnie zapodane w mainstreamowych mendiach, niemalże z fanfarami, żeby do wszystkich dotarło. Teraz się do tego dorabia na chybcika iż to jakieś strategie były bo do niektórych zaczęło jednak docierać iż ludzie od kasy przestali się kryć i jeszcze trochę a być może taki "biznesmen dla ubogich" jak Ryży czy Kamala Woke przestaną kasiastym być potrzebni. Sami sobie będą politykę na X i w Meta uprawiali. Alphabet z Zuckerbergiem i częścią służb będzie cenzurował co się da, Elon z coolegami i inszą częścią służb będzie w ramach "wolności słowa" sprzedawał taką ilość kłamstw, żeby prawda spod nich nie wyjrzała. Obydwie strony już manipulują w ten sposób opinią publiczną, sposobem na zamilczenie i sposobem na zagadanie.

To zjawisko jest groźne, od dawna jest powszechnie wiadome iż korporacje nie są strukturami nastawionymi na rozwój społeczeństwa tylko na zysk i to niekoniecznie akcjonariuszy. Nie są też demokratycznie zarządzane. To po prostu zwykłe biznesy, tyle iż rozdęte. Mła będzie śledzić uważnie co się dzieje za Atlantykiem, za miesiąc konwencja Demokratów, o ile elitkom uda się przepchnąć Kamalę to Ameryka ma potężne kłopoty. Republikanie są już niestety straceni, tam zamiast starych elitek rozgościły się nowe, które sztafaż władzy demokratycznej najwyraźniej uwiera ( nie chodzi mła o to co Demokraci usiłują włożyć w usta Ryżego, chodzi o coolegów Vance'a ). Po odpadnięciu Sleepy Joe nic się tak naprawdę nie zmieniło, to dalej korpo napieprzają się z korpo walcząc o prawo dojenia Amerykanów. Nie miejcie złudzeń. Jedyną szansą dla normalsów jest prawdziwe postawienie się elitom obu partii albo wyjście poza system i utworzenie nowych. Szczerze pisząc nie jestem wielką optymistką w tym względzie, uważam iż w Stanach raczej będzie miało miejsca chowanie głowy w piasek albo zajmowanie się drugorzędnymi pierdołami typu olimpiada czy też śledzenie info w stylu "ale jej odpowiedziała", czyli zajęcie się tym sztucznie robionym zgiełkiem, mającym na celu jeszcze większą polaryzację społeczeństwa i jego totalne zakręcenie na emocjach. To co dzieje się w USA będzie miało wpływ na nas wszystkich, korpo działają globalnie a Europa lubi chadzać po ścieżkach wytyczonych w Stanach.

Idź do oryginalnego materiału