Więzienie zwane zdrowiem

ifrancja.fr 2 godzin temu

Paryski nie-co-dziennik

Więzienie pozostawia ślady na każdym uwięzionym, bo to trudne doświadczenie – przyznał były prezydent Francji Nicolas Sarkozy, dodając, iż nie wyobrażał sobie, iż w wieku 70 lat trafi za kraty. Warunkowo zwolniony oczekuje na wolności rozprawy apelacyjnej, skazany przez sąd pierwszej instancji na pięć lat więzienia za „zmowę przestępczą”, której celem było finansowanie pieniędzmi libijskiego dyktatora Kaddafiego kampanii wyborczej w 2007 roku, którą wygrał i został prezydentem Francji.

I tak „mały wielki Sarko” o celebryckim wizerunku, „zżerany przez narcyzm i wielkie ego”, stał się „najsłynniejszym więźniem V Republiki”. Budzi to duże emocje, bo żaden inny przywódca Francji nie trafił do więzienia – z wyjątkiem Philippe’a Pétaina, szefa rządu Vichy kolaborującego z nazistowskimi Niemcami, który został skazany za zdradę stanu.

Sarkozy spędził trzy tygodnie za kratami słynnego XIX-wiecznego więzienia o zaskakującej nazwie La Santé („zdrowie”) w dzielnicy Montparnasse, w którym jeszcze do 1972 roku skazanym na śmierć ścinano głowy na gilotynie. I bynajmniej nie o resocjalizacyjne zdrowie społeczne tu chodzi, tylko o nazwę własną, która pochodzi od wcześniej mieszczącego się w tym samym miejscu, przy rue de la Santé 42 „domu zdrowia”. Eksprezydent pochwalił się, iż zabrał do celi dwie książki: powieść Dumasa „Hrabia Monte Christo” o człowieku niesłusznie uwięzionym, który ucieka, by się zemścić na swych prześladowcach, i „Życie Jezusa” Petitfilsa, ale nie powiedział, czy to o tej książce myślał, oświadczając: „Kiedy trzeba dźwigać krzyż, trzeba go nieść do końca. A to nie pozostało koniec tej historii”.

Jeszcze nie, bo przed Sarkozym rozprawa apelacyjna, nie wcześniej niż pod koniec stycznia, a najprawdopodobniej w marcu. Szczęśliwie nie będzie jej oczekiwał za grubymi murami La Santé, ale w swej okazałej rezydencji w 16. dzielnicy Paryża lub w luksusowym zamku na prowincji, otoczonym setkami hektarów winorośli i gajów oliwnych. Ale skoro już dołączył do najsłynniejszych osadzonych w tym legendarnym więzieniu zwanym „zdrowiem”, to w oczekiwaniu na tę rozprawę wymieńmy za mediami kilku z nich: od niewinnych Guillaume’a Apollinaire’a, poety polskiego pochodzenia oskarżonego o kradzież Mona Lisy z Luwru, i Alfreda Dreyfusa, francuskiego oficera żydowskiego pochodzenia, niesłusznie skazanego za szpiegostwo, po Maurice’a Papona, byłego komendanta paryskiej policji, skazanego dopiero w 1998 roku za zbrodnie przeciwko ludzkości popełnione podczas drugiej wojny światowej.

Bliższy naszym czasom jest gangster Jacques Mesrine, pierwszy, któremu udało się uciec z La Santé. „Człowiek o tysiącu twarzy” postrzegany jako antyestablishmentowy Robin Hood. Morderca, który napadał na banki, dokonywał porwań i włamań, „francuski wróg publiczny numer jeden” zabity przez policję. Powstały o nim filmy – m.in. z udziałem Depardieu. Do dziś to bohater hardrockowy, punkowy, rapowy. À propos rapu – więźniem La Santé był też znany francuski raper występujący pod pseudonimem Koba LaD, oznaczającym walkę i bycie na narkotycznym haju.

Inny to Yvan Colonna, najbardziej znany separatysta korsykański, skazany za zabójstwo prefekta Korsyki i przynależność do organizacji terrorystycznej; został pobity w więzieniu na śmierć przez współwięźnia, rzekomo za „brak szacunku wobec Mahometa”. Albo najsłynniejszy terrorysta świata lat 70. i 80., Ilich Ramirez Sanchez znany jako Carlos alias Szakal, od którego zaczyna się era ślepego terroryzmu; człowiek o wielu nazwiskach i twarzach, jeszcze przed bin Ladenem najbardziej poszukiwany terrorysta świata. W więzieniu wziął muzułmański ślub ze swoją adwokatką Isabelle Coustant-Peyre i napisał książkę – zapowiada w niej trzecią wojnę światową, która zniszczy „amerykańską hydrę totalitaryzmu”. Oczekuje odpowiedzi na list napisany do Putina, którego poprosił o przyznanie rosyjskiego obywatelstwa za swe „rewolucyjne zasługi”.

Za kratami na Montparnassie byli lub są: makler banku Société Générale Jérôme Kerviel, który zdefraudował 4,9 mld euro; Bernard Tapie, biznesmen i minister za prezydentury Mitterranda; Patrick Balkany, były burmistrz Levallois-Perret; Claude Gueant, minister spraw wewnętrznych za prezydentury Sarkozy’ego, jego bliski współpracownik nazywany wiceprezydentem, też skazany w „aferze libijskiej”, a także inni koledzy eksprezydenta – już skazani za udział w tej aferze.

O Sarkozym pisano różnie, np.: Z powodu swej wulgarności nie był godny funkcji prezydenta, a grając małego Bonapartego, doświadczył prawdziwej Berezyny (Pierre Dossier, socjalista); Znalazł się w sytuacji narcystycznego samogwałtu (Boris Cyrulnik, psycholog, psychiatra); Może jeszcze nie wiemy, jak wielkim był prezydentem (Jean d’Ormesson, pisarz). Sam przyznał po swej prezydenturze: Byłem irytujący, zbyt ostentacyjnie korzystałem z luksusu. Kokietował czy może pod swoją upowszechnioną już maską twardziela – ja wiem, ja chcę, ja potrafię – ukazał kruchość zagubionego człowieka, którego wilczy głód władzy osłabł.

Od tygodni znów jest bohaterem nie tylko francuskich mediów. „A to nie pozostało koniec tej historii”, żeby na koniec raz jeszcze zacytować Sarkozy’ego, kiedyś nazywanego Napoleonem z Neuilly, gdzie jako najmłodszy, 28-letni mer zaczynał polityczną karierę. Swoje 71. urodziny spędzi na wolności, a później… Czy wróci do celi „więziennego zdrowia”? Tout est possible (wszystko jest możliwe) – to jego trzy ulubione słowa zapożyczone od prawdziwego Napoleona. Zawsze był hiperambitny, więc dodał do nich i swoją mądrość: „Przyszłość nigdzie nie jest spisana”.
Nie jest, ale jakakolwiek by była, to nie da się jej uniknąć, Monsieur le Ex-Président.

Leszek Turkiewicz

Idź do oryginalnego materiału