W środę do Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu zgłosił się mężczyzna, który zawiadomił o możliwości przekroczenia uprawnień przez wałbrzyskich strażników miejskich. Chodziło o strażników pełniących służbę w Ratuszu. Mężczyzna chciał wejść do ratusza na spotkanie z radnymi. Strażnicy mieli mu to uniemożliwić i miało dojść do szarpaniny. Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.
– Mężczyzna, działacz organizacji pozarządowych, chciał wejść do Ratusza, jak twierdził był umówiony z radnymi, został zatrzymany przy wejściu przez strażnika miejskiego, który nie pozwolił mu wejść. Następnie wezwał jeszcze wsparcie w postaci dwóch innych strażników miejskich. Zdaniem mężczyzny mieli go szarpać i wyprowadzić wbrew jego woli z budynku Ratusza – mówi Tomasz Bujwid z Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu.
Mężczyzna zgłosił się do Biura Obsługi Klienta. Tam dopiero po kontakcie z urzędnikami miał otrzymać możliwość wejścia do Ratusza, do radnych, z którymi był umówiony na spotkanie.
Wczoraj wszczęto postępowanie w kierunku przestępstwa polegającego na przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, w tym przypadku przez strażników miejskich.
– W tej chwili trwa zabezpieczanie monitoringu z urzędu miejskiego. Zostaną przesłuchani w tej sprawie świadkowie, osoby, z którymi ten pan był umówiony, osoby, którym zgłaszał to w urzędzie miejskim i zlecono też policji ustalenie nazwisk funkcjonariuszy straży miejskiej, bo mężczyzna nie znał nazwisk tych osób, zapamiętał tylko ich numery służbowe – mówi w rozmowie z naszą reporterką prokurator.
Mężczyzna zgłaszający sprawę do prokuratury miał pokazywać siniaki, które miały powstać w czasie incydentu w urzędzie.
Śledztwo prowadzi Prokuratura Rejonowa w Wałbrzychu. Czynności na jej zlecenie wykonują policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu.
Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie biuro prasowe wałbrzyskiego Ratusza. Czekamy na niego.
Przypomnijmy, wiosną 2023 roku w wałbrzyskim Ratuszu pojawiły się bramki bezpieczeństwa i wykrywacze metalu. Pojawili się także strażnicy miejscy pilnujący tego, kto i do kogo wchodzi w Ratuszu. Wówczas decyzję tłumaczono względami bezpieczeństwa, związanymi z groźbami pod adresem prezydentów i urzędników. Montaż systemu kosztował wówczas 70 tysięcy złotych.
Od tego czasu mieszkańcy mają ograniczony dostęp do urzędu. o ile chcą spotkać się z konkretnym urzędnikiem, muszą takie spotkanie wcześniej umówić telefonicznie, a przy wejściu poinformować do kogo idą. Swobodnie mieszkańcy mogą wchodzić jednak na sesję rady miejskiej.
Podobnych ograniczeń nie wprowadzono w biurach urzędu przy ulicy Sienkiewicza czy Kopernika, gdzie też pracują miejscu urzędnicy.