W domu na Wilanowie policja znalazła 320 kg narkotyków

bialyorzel24.com 1 miesiąc temu

Stołeczni policjanci w domu na Wilanowie znaleźli 320 kilogramów klefedronu i kilogram marihuany. Zatrzymali 49-letniego mężczyznę, który trafił do aresztu.

Fot. PAP/Szymon Pulcyn

Rzecznik Prasowy Komendanta Stołecznego Policji podinsp. Robert Szumiata poinformował, iż ustalenia policjantów doprowadziły ich do Wilanowa, gdzie w jednym z domów miały znajdować się duże ilości narkotyków.

Kiedy mundurowi przyjechali pod wskazany adres, zauważyli podjeżdżającą toyotę. Za kierownicą samochodu siedział mężczyzna, będący w ich zainteresowaniu.

„Policjanci postanowili go wylegitymować. Podczas tej czynności zachowywał się bardzo nerwowo, nie chciał odpowiadać na kierowane do niego pytania. Nie chciał też dać kluczy do budynku znajdującego się na posesji, pod którą podjechał” – przekazał podinsp. Szumiata.

Policjanci weszli więc tam, wcześniej wybijając szybę w oknie przy drzwiach. W piwnicy znaleźli torby, kartony, walizki i pudełka z hermetycznie zapakowanymi środkami odurzającymi. W sumie po zważeniu okazało się, iż to 320 kg klefedronu i kilogram marihuany.

Mężczyzna wyjaśnił policjantom, iż wszystkie znalezione narkotyki należą do niego. „Sam je ważyłem i pakowałem. Nie wiem, od kogo je dostałem” – powiedział.

„49-latek został zatrzymany i trafił do warszawskiej prokuratury, gdzie usłyszał zarzut posiadania znacznej ilości narkotyków. Następnie został przesłuchany przez prokuratora. Przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia” – przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Szymon Banna.

Okazało się, iż mężczyzna ten był wcześniej znany organom ścigania. W przeszłości był wielokrotnie karany, w tym za przestępstwa narkotykowe popełnione w Polsce i zagranicą.

Klefedron jest substancją psychotropową mającą działanie silnie uzależniające.

Prokuratura wystąpiła do sądu z wnioskiem o aresztowanie podejrzanego, a sąd zastosował areszt na trzy miesiące.

Posiadanie znacznej ilości narkotyków jest zagrożone karą do 10 lat pozbawienia wolności.

Marta Stańczyk/PAP

Idź do oryginalnego materiału