"Czy ktoś wie, co dzieje się w Radochowie? (woj. dolnośląskie - red.) Straciłam kontakt z bliskimi. Wiem, iż zdążyli uciec do sąsiadów, ale było to jeszcze zanim pękła tama w Stroniu" - mniej więcej takiej treści wpis pojawił się wczoraj w mediach społecznościowych. I zaraz zniknął. Ale to wcale nie był koniec tej historii, a dopiero początek. Bo bliskich trzeba odnaleźć.
REKLAMA
Zobacz wideo Stronie Śląskie zalane przez wielka wodę. Ogromna skala zniszczeń
Dramatyczne skutki powodzi. "Trójkę ludzi mam w najbliższej rodzinie, wszyscy mi zniknęli"
- Trójkę ludzi mam w najbliższej rodzinie, mamę, siostrę i szwagra, i wszyscy mi zniknęli, słabe to - mówiła w rozmowie z Gazeta.pl Marta, która w nocy z niedzieli na poniedziałek była gotowa jechać samochodem na Dolny Śląsk, by szukać najbliższych. Nie zrobiła tego, bo drogi były pozrywane bądź nieprzejezdne.
Setki telefonów, próby kontaktu i tylko strzępki informacji. Uciekli do sąsiadów, gdzieś wyżej. - Woda chyba tam nie doszła - mówiły jej osoby, z którymi rozmawiała, ale "chyba" podczas powodzi to zbyt mało. Po wielu godzinach w końcu udało się nawiązać kontakt.
Marta drżała o bliskich. Pomógł im czeski zasięg. "Widzieli dryfujące zwłoki"
- Udało się przez chwilę porozmawiać, bo się wspięli w góry i czeski zasięg złapali. Odcięci, zalani, ich dom stoi, ale połowy sąsiadów powalone. Widzieli cztery dryfujące zwłoki, ale o tym nie mówią w tv. Teraz nie mają wody, prądu, telefonu. Ale są wszyscy cali, mama w kryzysie psychicznym. W życiu nie słyszałam, żeby szwagier głośno płakał, serce pęka - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Marta, która nie może jeszcze pozwolić sobie na pełen spokój, bo telefon znowu zamilkł, gdy bliscy wrócili do sąsiadów. Ale teraz już wie, iż w razie potrzeby bliscy wiedzą, jak zadzwonić.
W mediach społecznościowych kolejne osoby z Radochowa próbują skontaktować się z bliskimi. Teraz Marta służy pomocą innym. jeżeli jej rodzina znowu się z nią skontaktuje, to spróbuje dowiedzieć się o sytuacji kolejnych osób.